Trwa ładowanie...
d4j1r19
mój nikifor
04-12-2006 18:07

Mój Nikifor

d4j1r19
d4j1r19

Po rewelacyjnym "Długu" wydawało się, ze Krzysztof Krauze znajduje się w znakomitej formie. Zarówno widzowie, jak i krytycy czekali więc z niecierpliwością na najnowszy obraz tego reżysera, który sądząc po temacie i obsadzie - zapowiadał się na dzieło wybitne. Jednak "Mój Nikifor" to film zmarnowanej szansy.

Film opowiada o ośmiu latach życia jednego z najbardziej znanych malarzy prymitywistów - Nikifora. Akcja rozpoczyna się w 1960 roku w Krynicy, kiedy artysta trafia do pracowni absolwenta krakowskiej ASP - Mariana Włosińskiego (Roman Gancarczyk). Początkowo chce on wyrzucić natrętnego przybysza, który ze względu na swoją wadę wymowy, uchodzi za miejscowego dziwaka. Wołosiński jednak szybko orientuje się, że "naiwne" obrazki malowane przez Nikifora, to prawdziwe dzieła sztuki. Uświadamia sobie także własne ograniczenia i postanawia zaopiekować się Nikiforem, który choruje na gruźlicę.

Jeszcze w trakcie realizacji filmu Krzysztof Krauze nie mógł się zdecydować, jaki ma on mieć tytuł. Ostatecznie do pierwotnego tytułu "Nikifor" dodał słowo "mój". Fakt ten ma podwójne znaczenie. Po pierwsze ukazuje niezdecydowanie reżysera, który chyba nie za bardzo wiedział, o kim chce nakręcić film. Po drugie zaimek "mój" podkreśla, że biografia artysty stanowiła dla niego tylko punkt wyjściowy, a nie cel opowieści.

O czym jest więc film? Chyba przede wszystkim o cierpieniu człowieka. Choroba Nikifora i poświęcenie Wołosińskiego stały się dla Krzysztofa Krauze głównym tematem. Widz nie ma bowiem okazji przyjrzeć się bliżej Nikiforowi-twórcy, poznaje natomiast jak rozwija się i niszczy go śmiertelna choroba. Również Wołosiński pokazany jest z tej perspektywy. Niezrozumiany przez rodzinę i otoczenie, które boi się gruźlicy, skazuje się na całkowite osamotnienie.

d4j1r19

Po takiej dawce cierpienia, którą można zobaczyć na ekranie obawiam się, że w wielu widzach zamiast współczucia dla pary głównych bohaterów, film wywoła raczej uczucie chęci jak najszybszego skrócenia im tych cierpień. Dodatkowo fakt, iż Nikifor niewyraźnie mówił, sprawia, że często nie jesteśmy w stanie zrozumieć jego słów, co dodatkowo utrudnia odbiór.

Film ratuje jednak znakomite aktorstwo. Krystyna Feldman zadziwia w męskiej roli, za którą zasłużenie otrzymała Złote Lwy na festiwalu w Gdyni. Można jedynie pogratulować reżyserowi odważnego i trafnego wyboru, a także podziwiać kunszt charakteryzatorów, którzy dokonali tej niezwykłej transformacji. Uznanie należy się także Romanowi Gancarczykowi za rolę Wołosińskiego oraz Lucynie Malec, która wcieliła się w jego żonę. Mimo wszystko pozostaje jednak żal, że taki temat, jakim było życie Nikifora, został przez reżysera potraktowany w ten sposób. W moim przekonaniu jeden z największych "naiwnych" tego świata zasługiwał na więcej.

d4j1r19
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d4j1r19