Moje ciało to złota klatka

Król melodramatu zmienia kierunek: poprzedni film Almodóvara „Przerwane objęcia” był klasycznym dreszczowcem; najnowsze dzieło hiszpańskiego mistrza, to - jak mówi sam autor - „horror, ale bez krzyków i straszydeł”. W „Skórze, w której żyję” pobrzmiewają także echa thrillera medycznego i filmów sci-fi.

Demoniczny doktor Robert Ledgard (w tej roli powracający pod skrzydła Almodóvara po dwudziestoletniej artystycznej rozłące Antonio Banderas) owładnięty jest myślą o stworzeniu skóry doskonałej. Ten transgeniczny twór miałby być odporny na urazy a także nieskazitelny wizualnie. Naukowa obsesja chirurga wynika z tegoż biografii – kilka lat wcześniej żona mężczyzny uległa rozległemu poparzeniu w wyniku tragicznego wypadku samochodowego. Nieumiejąca pogodzić się ze straszliwym zeszpeceniem kobieta popełniła samobójstwo.

W swojej ogromnej, luksusowej podmiejskiej posiadłości, wyposażonej w osobną salę operacyjną, samotny chirurg przetrzymuje tajemniczą kobietę. Nieskazitelnie piękna i przejmująco smutna Vera (Elena Anaya) mieszka w wiecznie zamkniętym, naszpikowanym kamerami pokoju. Ubrana w przedziwny neoprenowy kostium enigmatyczna postać spędza większość czasu ćwicząc jogę i rzeźbiąc, co na rozlicznych monitorach obserwuje Ledgard oraz zaufana gosposia Marilia (almodovarowska diva – znana z m.in. „Wszystko o mojej matce”, „Kwiatu mojego sekretu” i „Wysokich obcasów” Marisa Paredes)...

W tej luźno opartej na noweli Thierry'ego Jonqueta historii pojawiają się wszystkie klasyczne tropy fabularne stale obecne w twórczości Almodóvara. Miłość i śmierć, seks i przemoc, poszukiwanie tożsamości, pogoń za pięknem, trudna relacja z matką, pożądanie, zazdrość, gwałt i zbrodnia... Mimo zachowania wszystkich "punktów programu", widz nie rozpoznaje od razu mapy wewnętrznych zależności, konfrontowany jest z wieloma niewiadomymi. Nie znamy całej prawdy o głównych bohaterach; wiele wątków nakreślonych jest pobieżnie, nigdy nie dokończonych; naskórkowo potraktowane są niektóre postaci. Niestety, nie do końca jasna pozostaje także intencja autora.

Wariant pierwszy zakładałby, że Almodóvar stworzył świadomie autoironiczny obraz, w którym dotychczasowe “firmowe” zagrania fabularne, charakterystyczne tropy, tematy i ostentacyjne autocytaty mieszają się ze sobą z trudną do przyswojenia intensywnością. O „Skórze...” Almodóvar wypowiada się jak najbardziej poważnie; trudno jednak nie zauważyć komediowego charakteru poszczególnych scen, gdzie wszystko od pracy kamery, poprzez dialogi i mimikę po muzykę składa się na wywołujący u widza wesołość efekt. Po dwóch seansach (każdy z całkiem inną widownią) wciąż nie jestem pewna, czy ten powtarzający się śmiech ucieszyłby Almodóvara czy raczej go zafrapował... W „Skórze...” roi się od intertekstualnych nawiązań; postać doktora Ledgarda jest nieco absurdalną hiperbolizacją wyobrażeń o chirurgu-demiurgu, owładniętym żądzą zemsty – to doktor Frankenstein w wersji glamour. Gładkowłosy i szykowny mężczyzna budzi też wyraźne skojarzenia z głównym bohaterem męskim „Zawrotu głowy” Hitchcocka (również owładniętym myślą o
stworzeniu kobiety idealnej - który to wątek z kolei obecny jest w kinie jeszcze odkąd to istnieje). Hitchcock to nie jedyne obecne w filmie odwołanie: w "Skórze..." wyczuć można także duchowy patronat Buñuela, Langa a nawet Dario Argento... Almodóvar wraca też do swoich wcześniejszych dzieł – zarówno decyzje obsadowe, jak i ewidentna stylizacja niektórych scen wspiera tę tezę. W tym ujęciu najnowszy film artysty to eklektyczny, przewrotny hołd dla kina gatunków, wielkich mistrzów i apoteoza– niezbędnej w tym zawodzie – autoironii i dystansu.

Wariant drugi jest mniej optymistyczny. Telenowelowa struktura, uber-ekspresyjne aktorstwo, karnawałowa scenografia i kostiumy, dramatyczna muzyka i ustalona rekwizytornia psychologicznych typów, które do tej pory wypełniały kampowe dzieła Almodóvara głęboką emocjonalną prawdą, zawiodły. I niestety do tej opinii, choć zapieram się przed nią rękami i nogami, jest mi bliżej.

„Skóra w której żyję”, to film, który między sobą a widzem konstruuje niewygodną przestrzeń wypełnioną wątpliwościami, powodujący uczucie niezręczności, które intuicyjnie pokrywamy śmiechem; utwór w jakimś stopniu nieszczery, któremu nie sposób zaufać... To - podobnie jak w mojej opinii m.in. „Czarny łabędź” - pięknie wystylizowana, z pietyzmem zrealizowana wydmuszka. Choć cały rozbudowany entourage zapiera dech swoim bogactwem, gdzieś w środku – pod skórą – intuicyjnie czuję, że król jest nagi.

Wybrane dla Ciebie
Nigdy nie poznawaj swoich idoli. Przekonał się o tym, gdy spotkał Kevina Spacey'a
Nigdy nie poznawaj swoich idoli. Przekonał się o tym, gdy spotkał Kevina Spacey'a
Vin Diesel wygrywa w sądzie. Oskarżycielka planuje odwołanie
Vin Diesel wygrywa w sądzie. Oskarżycielka planuje odwołanie
Program TV. Epickie widowisko za ciężkie miliony zobaczysz już w domu
Program TV. Epickie widowisko za ciężkie miliony zobaczysz już w domu
Sukces polskiego serialu. Jeden z największych przebojów roku
Sukces polskiego serialu. Jeden z największych przebojów roku
Idzie na rekord? Ponad 200 proc. wzrostu
Idzie na rekord? Ponad 200 proc. wzrostu
Nie zawsze ją poznaje. Córka Bruce'a Willisa mówi, w jakim stanie jest aktor
Nie zawsze ją poznaje. Córka Bruce'a Willisa mówi, w jakim stanie jest aktor
Reżyser przez 12 lat był ministrantem. "Ja tam byłem, wiem, jak to wygląda"
Reżyser przez 12 lat był ministrantem. "Ja tam byłem, wiem, jak to wygląda"
Brendan Fraser wraca do serii "Mumia". "Czekałem na to przez lata"
Brendan Fraser wraca do serii "Mumia". "Czekałem na to przez lata"
Odważny i łamiący tabu. Przełomowy serial HBO dostaje drugie życie
Odważny i łamiący tabu. Przełomowy serial HBO dostaje drugie życie
Rekordowy debiut na Apple TV. "Jedyna" jest hitem serwisu
Rekordowy debiut na Apple TV. "Jedyna" jest hitem serwisu
Panem wraca! Teaser prequela "Igrzysk śmierci" robi furorę
Panem wraca! Teaser prequela "Igrzysk śmierci" robi furorę
Fani oszaleją. HBO dodało właśnie do pieca, co za wieści!
Fani oszaleją. HBO dodało właśnie do pieca, co za wieści!