"Możemy go utracić bezpowrotnie". Negatyw wybitnego filmu Kazimierza Kutza jest w fatalnym stanie
Zasłynął nie tylko dzięki wspaniałym filmom, ale i ciętemu językowi, bezkompromisowym wypowiedziom, między innymi na temat stada kochanek, oraz stanowczym poglądom. Również tym politycznym.
Uchodzi za twórcę kontrowersyjnego, odważnego, pobudzającego do dyskusji, niebojącego się głośno wyrażać swojego zdania. Nigdy nie chciał być nijaki, gardził przeciętnością.
W dorobku Kutza jest między innymi przełomowy film „Sól Ziemi Czarnej”, który zdaniem Olgierda Łukaszewicza musi zostać uratowany.Wybitny aktor i prezes ZASP-u niedawno wystosował apel, w którym mówi o konieczności przeprowadzenia pilnej rekonstrukcji tego dzieła.
Kazimierz Kutz, który obchodzi w lutym 88. urodziny, od dawna zmaga się poważnymi z chorobami, ale nawet na chwilę nie traci woli walki. Nie daje się pokonać starości. Powtarza, że życie jest zbyt krótkie i ma zamiar w pełni je wykorzystać.
''Wybrałem inny świat''
Pochodzi ze Śląska i nigdy nie krył, że to miejsce jest mu wyjątkowo bliskie. Urodził się w rodzinie górniczej. Przez jakiś czas nosił nazwisko „Kuc”.
- Byliśmy Kutze, ale w ramach przedwojennej polonizacji zmuszono ojca, żeby zmienił pisownię na „Kuc” -* mówił w „Playboyu”. *- W końcu się wku..., i wróciłem do starej pisowni.
Rodzice spodziewali się, że po szkole zacznie pracę w kopalni, ale on nie chciał. Uważał, że to nie jest życie dla niego. Nie było mu łatwo walczyć z oczekiwaniami społecznymi.
- Wybrałem inny świat, musiałem się napocić, żeby w tej kopalni nie skończyć – dodawał w „Twoim Stylu”. - Startowałem z samego dołu, pierwszy śląski film zrobiłem dobrze po czterdziestce. Minęło trochę czasu, zanim do czegoś doszedłem.
Cięty język
Pytany, które filmy ze swojego dorobku ceni najbardziej, odpowiadał bez wahania: „Nikt nie woła” i „Sól ziemi czarnej”. Podkreślał jednak, że równie ważna była dla niego książka „Piąta strona świata”, którą nazywał swoim „artystycznym pożegnaniem”. Cieszył się za każdym razem, kiedy mógł włożyć kij w mrowisko, zmusić swoim dziełem do dyskusji.
- Ja wciąż jestem postrachem dla wielu z powodu mojego ciętego języka – mówił w wywiadzie dla „Twojego Stylu”.
- I będę. Trzeba ludzi prowokować do myślenia. To dla mnie rodzaj gry, przyjemności. Nie ma dla mnie nic gorszego niż obojętność, wzruszenie ramion, znaczy, że człowiek nie trafia w tarczę.
''Nie chciałem być nijaki''
Z czasem Kazimierz Kutz zainteresował się również polityką.
- Pewnego dnia instynkt powiedział mi, że czas skończyć z filmem* – tłumaczył w „Dzienniku Zachodnim”. *- Po pierwsze, rodzina, która mnie potrzebowała. Po wtóre, stwierdziłem, że nie zamierzam dłużej zajmować miejsca młodszym. Po trzecie, jakoś wydawało mi się to nieprzyzwoite: stary facet dalej się gdzieś pląta z kamerą. Po siedemdziesiątce raczej już bym nic ciekawego nie nakręcił.
Nie martwił się, że przysporzy sobie nowych wrogów. Z krytyką spotykał się od lat i był na nią przygotowany.
- Nigdy w życiu nie jest tak, że wszyscy kochają wszystkich. A ja nigdy nie byłem i nie chciałem być nijaki. Ponoszę konsekwencje swojego zachowania – mówił.
Później przyznawał jednak, że polityka go rozczarowała i odszedł z partii, mocno urażony niespełnionymi obietnicami wyborczymi.
"Bankiety, orgie... cudowne rzeczy"
Kutz dał się poznać nie tylko jako wybitny reżyser i bezkompromisowy mówca, ale również jako płomienny kochanek. Wiele mówiło się o jego romansach - reżyser zresztą śmiał się, że wzmożone zainteresowanie kobietami to jego wstydliwa ułomność.
- Zawsze byłem nienasycony, takie moje kalectwo* – przyznał w „Gali”. *- Stan dojrzałości osiągnąłem dopiero po czterdziestce.
Dodał również, że jego zawód sprzyjał romansowaniu.
- Obok mnie mieszkał Has. W Wytwórni w tym samym czasie pracowały po trzy ekipy. Na Wystawowej toczyło się całe życie. Mieszkaliśmy tam ze swoimi dziewczynami, tu odbywały się bankiety, orgie... cudowne rzeczy – wyznawał w wywiadzie dla portalu Dolnośląskość.
''Reżyserzy przeważnie mają bardzo dużo kochanek''
Żenił się trzykrotnie, ale dopiero u boku trzeciej małżonki (na zdjęciu) odnalazł szczęście i skończył z romansami.
- Reżyser jest bardzo zajętym człowiekiem, a jednocześnie pracuje z kobietami. Rzadko która żona to wytrzymuje. Na dobrą sprawę młody reżyser nie powinien mieć żony, dlatego reżyserzy przeważnie mają bardzo dużo kochanek. I tak powinno być – opowiadał na portalu Dolnośląskość, tłumacząc, dlaczego jego poprzednie związki nie przetrwały.
- Natomiast ja się tym różniłem, że nigdy nie uwodziłem i nie spałem z aktorkami, które grały w moich filmach. No, do czasu zakończenia zdjęć przynajmniej. To się rozstrzygało, jak skończyliśmy zabawę na planie. Film z natury ma w sobie rodzaj erotyzmu, takiego podniecenia. Tego nie wolno zmarnować, nie wolno tego przekuć w trakcie zdjęć.
Kaziu, zakochaj się
- Reżyser to zawód nieco rozpustny, tym bardziej jeśli ma się skłonności do rozpusty, albo jest się wrażliwym na wdzięki kobiet – tłumaczył później w „Dzienniku Zachodnim”.
- Ja byłem i nie ukrywam, że lubiłem romansować. Mnie kobiety interesowały jako istoty, a nie jako narzędzia rozkoszy. Zbyszek Cybulski powtarzał, że reżyser może być garbaty, może mieć metr dwadzieścia, a jak przyjdzie zjawiskowa aktorka, to on dla niej i tak jest najprzystojniejszy. To byłem.
To właśnie Kutz – po jednej z imprez, na której gościło mnóstwo skąpo ubranych pięknych pań – stał się inspiracją dla Kabaretu Starszych Panów.*
- Dzięki tobie wpadł nam do głowy pomysł na piosenkę – obwieścił reżyserowi Jeremi Przybora i napisał „Kaziu, zakochaj się”.
"Wielu jest zdziwionych, że ja jeszcze żyję"
Nawet kolejne choroby nie zmusiły podupadającego na zdrowiu Kutza do usunięcia się w cień.
- Przeżywam być może ostatni zakręt w moim życiu. Jestem jak konduktor na końcowym kursie, który wie, że przed nim już tylko zjazd do zajezdni, ale ciągle jeszcze jedzie. Zmagam się ze starością. Próbuję w tym paskudnym dziadzieniu znaleźć jakiś modus vivendi, ale czy mi się uda? Nie wiem** – mówił w „Newsweeku”. - **Starość jest okropna, obrzydliwa, nieestetyczna. Jedyny sposób, by tę starość dało się skonsumować, to uczyć się jej mądrze i z pokorą. I ja właśnie grzebię się w tym gównie.
Dodawał również, że nie zamierza się poddawać, chce walczyć, póki starczy mu sił.
- Wielu ludzi jest zdziwionych, że ja jeszcze żyję. Ale ja wiem swoje: nie mogę się zatrzymać. Mam zaawansowanego raka i mam to w dupie – powtarzał. - Chorobom mówię: "gońcie się".
''Naprawdę, jest dobrze''
Czy czegoś żałuje? Zapewnia, że nie, bo starał się korzystać ze wszystkich szans, jakie dawał mu los.
- Chodzi o to, by nie zawracać innym głowy, nie robić ze swojej choroby terroru *– dodawał w „Twoim Stylu”. *- Żeby nie mendzić. Trzeba uczyć się znoszenia cierpienia w samotności, ale nie z powodu chwały. Naprawdę, jest dobrze. Wszystko już mam.
Na ratunek
Kilka dni przed 88. urodzinami Kazimierza Kutza na blogu Olgierda Łukaszewicza (na zdjęciu), wybitnego aktora i prezesa Związków Artystów Scen Polskich, pojawił się apel zatytułowany: „Czy ocalimy 'filmy śląskie' Kazimierza Kutza?”.
Łukaszewicz zwraca uwagę na katastrofalny stan negatywu filmu i apeluje o interwencję wszystkich możliwych urzędów. Według jego ustaleń PISF nie otrzymał jeszcze środków na renowację tego filmu z Ministerstwa Cyfryzacji, mimo że obiecywano to zrobić na wiosnę 2016 roku. Prezes ZASP-u pragnie, by w najbliższym czasie pojawiły się wiążące deklaracje odpowiednich urzędów na forum publicznym.