''Munio: Strażnik Księżyca'': cudowna podróż do krainy, gdzie noc spotyka dzień [RECENZJA]
„Munio: Strażnik Księżyca” jest reklamowany nazwiskami twórców „Kung Fu Pandy” czy „Małego Księcia”, tymczasem francuska animacja przypomina w pierwszej kolejności dokonania japońskiego studia Ghibli. To ogromna rekomendacja i powód do radości, że Munio ponad dwa lata po francuskiej premierze wreszcie uratuje Księżyc na oczach polskich widzów.
Tytułowy Munio to mieszkaniec baśniowego świata, w którym cała rzeczywistość kręci się wokół dwóch przeciwstawnych, a zarazem wzajemnie uzupełniających się sił - Słońca i Księżyca. Opiekę nad każdym ciałem niebieskim sprawuje strażnik, wybierany cyklicznie spośród istota dnia i nocy. Akcja filmu rozpoczyna się tuż przed ceremonią wyznaczenia kolejnych strażników. Opiekunem Słońca staje się zgodnie z przewidywaniami pewny siebie i arogancki Stalon, zaś pieczę nad Księżycem niespodziewanie ma sprawować niesforny Munio. Taki obrót spraw postanawia wykorzystać mroczna istota, której jedynym celem jest całkowite zniszczenie Słońca i Księżyca.
„Munio: Strażnik Księżyca” w doskonały sposób łączy widowiskowość i humor amerykańskich filmów animowanych po linii „Madagaskaru” czy „Kung Fu Pandy” z poetyckością i baśniową estetyką takich obrazów jak „Księżniczka Mononoke” czy „Mój sąsiad Totoro”. Krajobrazy magicznej krainy zapierają dech w piersiach, podobnie jak fantastyczne projekty postaci. Każdy kadr jest zaskakujący, świeży i intrygujący. Artyści wychodzą poza schematy i nie ograniczają swojej wizji, dzięki czemu „Munio: Strażnik Księżyca” to uczta dla zmysłów nie tylko dziecięcych odbiorców, ale także ich rodziców.
Scenariusz tej opowieści zahacza o uniwersalne wartości przyjaźni, oddania, poczucia obowiązku czy miłości, ale robi to w niebanalny sposób. Wizja świata jest spójna i na swój fantastyczny sposób wiarygodna, choć niektórych elementów trzeba się domyślać samemu. Warto też podkreślić, że młodsze dzieci mogą mieć czasami problem w zrozumieniu szczegółów przez artystyczny charakter niektórych scen. Bo choć przygoda Munia, Stalona i Glim (która jest świetnie napisaną dziewczęcą rolą) jest czytelna i zrozumiała, to twórcy dołożyli wszelkich starań, by cała opowieść zapadała w pamięć i zachęcała do samodzielnych interpretacji.
„Munio: Strażnik Księżyca” to piękna, mądra, a zarazem bardzo zabawna opowieść, o której nie da się zapomnieć. Fantastyczne obrazy pozostają z widzem na długo po zakończeniu seansu i pokazują, że animowany film dla dzieci nie musi być tożsamy z uproszczeniami i brakiem zaskakujących rozwiązań, które przypadną do gustu miłośnikom „dorosłego” kina.