Nieoczekiwana zamiana miejsc
To już koniec. Przed nami ostatnia odsłona przygód zielonego ogra. Czy potrafi nas jeszcze czymś zaskoczyć? O dziwo, tak. "Shrek Forever" nie jest przykładem animacji idealnej, zwłaszcza jeśli zestawić go z granym wciąż kinach zwieńczeniem innej serii - "Toy Story 3", ale już na tle poprzednich dwóch, wyraźnie wyzbytych pomysłowości części, jest to krok do przodu. Lepiej późno niż wcale, chciałoby się rzec.
22.07.2010 15:42
Na początek - zdziwienie. Shrek wiedzie stateczny żywot z dala od świata baśniowych przygód, który motywował jego poczynania w dotychczasowych odsłonach. Jest przykładnym mężem i wzorowym ojcem, oddanym przyjacielem i przywódcą stada w jednym. Tak przynajmniej się wydaje. Ale gdy przyjrzeć się powtarzanym w nieskończoność czynnościom - przewijaniu dzieci, zabawianiu Osła i jego żony, porannym śniadaniom z całą familią, cudowna stateczność staje się męczącą karuzelą. Czyżby kryzys wieku średniego?
To swego rodzaju nowość w świecie Zasiedmiogórogrodu. W życiu Shreka po raz pierwszy pojawia się dylemat na tyle poważny, że do młodego widza zupełnie niedocierający. Twórcy przemieszali akcenty. Radosną zgrywę z popkulturowych schematów wzbogacili o czysto ludzkie rozterki, przez co zmieniła się wymowa całości. Czwarty "Shrek" jest zdecydowanie bardziej posępny, co jednak nie znaczy, że ponury. Bo choć fabuła czerpie z filmu "To wspaniałe życie" Franka Capry i "Fausta" Goethego, wciąż sporo tu miejsca do wygibasów, z których seria słynie.
Czy swego rodzaju lifting, jakiemu poddano Shreka, wychodzi mu na dobre? Trudno powiedzieć. Nie jest to już ten sam rubaszny awanturnik, co poprzednio. Z drugiej strony, brać musimy poprawkę na fakt, iż ma to być swego rodzaju pożegnanie z sympatycznym bohaterem i jego przygodami. Jest więc dziwnie - poznajemy alternatywne losy Shreka i ferajny, jest sympatycznie - dowiadujemy się, że i tak wszystko było im pisane, a w końcu nostalgicznie - film wieńczy zbiór sekwencji z poprzednich odcinków.