Nina Andrycz: batalia o spadek po słynnej aktorce
Feministka, skandalistka, „kobieta wyzwolona”, a przy tym wybitna aktorka. Życie Niny Andrycz było nader burzliwe i obfitowało w liczne romanse. Artystka przyznała się do dwukrotnego usunięcia ciąży – jak tłumaczyła, nigdy nie chciała być matką, bo jej jedyną i prawdziwą miłością był zawsze teatr. Cieszyło ją jednak zainteresowanie mężczyzn i chętnie ich uwodziła, chwaląc się później swoimi podbojami.
Feministka, skandalistka, „kobieta wyzwolona”, a przy tym wybitna aktorka. Życie Niny Andrycz było nader burzliwe i obfitowało w liczne romanse.
Artystka przyznała się do dwukrotnego usunięcia ciąży – jak tłumaczyła, nigdy nie chciała być matką, bo jej jedyną i prawdziwą miłością był zawsze teatr. Cieszyło ją jednak zainteresowanie mężczyzn i chętnie ich uwodziła, chwaląc się później swoimi podbojami.
Dopiero na łożu śmierci wyznała, że żałuje wielu popełnionych w młodości błędów i chciałaby się pojednać z Bogiem. Cały swój majątek przepisała na Wielką Orkiestrę Świątecznej Pomocy. Niestety, jak się okazuje, fundacja Jurka Owsiaka ma wielki problem z otrzymaniem należnych jej pieniędzy.
Złamała wiele serc
Na scenie nie miała sobie równych – a mężczyźni tracili dla niej głowy. Jeszcze na studiach zakochała się w swoim żonatym wykładowcy i twierdziła, że nigdy później nie pokochała już tak żadnego mężczyzny.
Premiera Józefa Cyrankiewicza poznała w teatrze. I choć przypadł jej do gustu, wcale nie zamierzała wychodzić za niego za mąż.
- Józef zmusił mnie do małżeństwa. Proponowałam, że zostanę jego przyjaciółką. Powiedział: „Przyjaciółek to ja miałem dosyć w młodości, a teraz chcę żonę. Taką jak ty”. Uznałam, że jest godny tego, żeby mnie uwielbiać– przytacza jej słowa magazyn "Na żywo".
Nie chciała mieć dzieci
Ślub wzięli w 1947 roku, ale już wkrótce w ich małżeństwie zaczęły pojawiać się pierwsze zgrzyty. Cyrankiewicza zaczęła denerwować pasja żony, a teatr nazywał swoim największym rywalem.
- Byłam namawiana przez męża, by zwolnić tempo, by urodzić dziecko. Ładnie bym teraz wyglądała! Gdybym urodziła, broń Boże, chłopaka, dziś byłby synem komucha– cytuje jej słowa "Na żywo".
Ich ścieżki zaczęły się rozchodzić, oboje wdawali się w liczne romanse.
- Kiedy zrozumiał, że nie urodzę, zaczął popijać. Gdybym urodziła, nasze małżeństwo przetrwałoby do grobowej deski – przytacza jej słowa "Życie na gorąco".
''Nie rób tego drugi raz''
- Kiedy jest się naprawdę gwiazdą, to nie rodzi się dzieci. Rodzi się role– mówiła.
Nie chciała zostać matką, uważała, że się do tego nie nadaje. Dwukrotnie zaszła w ciąże – i dwukrotnie zdecydowała się na aborcję.
- Jak za drugim razem szłam na zabieg, moja mama się popłakała. Tłumaczyła mi: "Nie rób tego drugi raz. Z pierwszym zabiegiem się pogodził, ale drugiego ci nie daruje, bo pokazujesz, że ci na nim nie zależy" – wspominała Andrycz w Vivie.
I faktycznie, niedługo potem Cyrankiewicz zażądał rozwodu.
- Oczekiwał przecież żony oddanej, która po zajściu w ciążę urodzi chociaż jedno dziecko, on bardzo tego pragnął, ale ja już wtedy kochałam swoją pracę bardziej niż małżeństwo – tłumaczyła.
Pojednała się z Bogiem
- Śmierci się nie boję. Jest czas życia i czas umierania. To tylko biologia. I żelazne prawo, że każdy musi umrzeć na tej ziemi. Uważam, że śmierć to tylko ciąg dalszy życia, tyle że bez ciała. Co choruje, odejdzie – mówiła Nina Andrycz w rozmowie z Łukaszem Maciejewskim opublikowanej w książce „Aktorki. Spotkania”.
Zmarła 31 stycznia 2014 roku. Jednak zanim odeszła, zapragnęła „pojednać się z Bogiem”.
- Na stoliku w szpitalu, w którym umierała aktorka, leżała karteczka. Informowała ona, że Nina Andrycz przyjęła sakramenty pokuty, namaszczenia chorych i eucharystii– czytamy w "Super Expressie".
''Nie chciała walczyć z Kościołem''
- Czekała na mnie. Miała łzy w oczach. Sama poprosiła mnie o rozmowę. Pojednała się z Bogiem. Ja jestem tylko pomocnikiem, wszystko jest w rękach Boga**– mówił ksiądz Mieczysław Królik. - **Pani Nina pojednała się z Bogiem. Zostało jej przebaczone to, co popełniła za życia.
Jej przyjaciółka w rozmowie z "Super Expressem" dodawała:
Wtedy też podjęła decyzję, że cały swój spadek – który wynosi ponoć około 100 tys. złotych – przeznaczy na cele charytatywne. Postanowiła, że odda pieniądze Wielkiej Orkiestrze Świątecznej Pomocy. Okazuje się jednak, że choć od śmierci artystki minęły już ponad dwa lata, fundacja wciąż nie otrzymała pełnej kwoty spadku.
Problem ze spadkiem mogą ciągnąć się latami
Na konto WOŚP wpłynął jeden przelew o wysokości 36 tys. złotych, a drugi... na 296,25 zł.
- Wiemy, iż przed śmiercią Niny Andrycz z jej rachunku dokonano wpłaty 80 tys. złotych na jeden z funduszy tegoż banku* – mówił rzecznik WOŚP w "Dobrym Tygodniu".* - Zwróciliśmy się o te środki. Niestety otrzymaliśmy odpowiedź, że WOŚP nie dziedziczy jednostki uczestnictwa funduszy. Tak więc środki, o których myślała pani Andrycz jako o zdeponowanych w placówce, są dla nas niedostępne.
- Pomyśleliśmy, że najlepiej będzie przekazać pieniądze dla szpitala im. prof. Orłowskiego na warszawskim Powiślu, w którym umarła aktorka– mówił Jerzy Owsiak.
Niestety, wygląda na to, że sprawa będzie się ciągnęła jeszcze przez długie lata.(sm/gol.)