"O koniach i ludziach": Koń jaki jest, każdy widzi [RECENZJA]
Jak uczynić konie kluczowymi aktorami filmu? W reżyserskim debiucie *"O koniach i ludziach" Benedikt Erlingsson przekonuje, że w każdym z nas drzemią zwierzęce instynkty.*
Konie odgrywają istotną rolę w wiejskim społeczeństwie Islandii. Stanowią część tożsamości, a nawet traktowane są jako członkowie rodziny. Przekonują o tym fakty. W Islandii mieszka około 320 tysięcy ludzi, a koni jest aż 90 tysięcy. Reżyser przygląda się ich oczami charakterom właścicieli. Łączy duchowe rozterki ludzi z beztroskim urokiem zwierząt. Film „O koniach i ludziach” ma strukturę nowelową, składa się z sześciu opowieści. Każda z nich skupia się na inny koniu i stanowi odbicie ludzkiej natury. Co więcej, wszystkie części odnoszą się do historii z życia wziętych. Jest ogier, który dosiada klacz, mężczyzna poszukujący alkoholu czy zabijający konia, aby móc schować się w jego wnętrznościach przed mrozem. Spotkanie człowieka z naturą okazuje się tragiczne, ale przede wszystkim obnaża atawistyczne zachowania ludzi.
Istotą filmu jest przedstawienie nieustannej walki dwóch światów. Według reżysera w pewnym momencie stają się one sobie równorzędne. Mianowicie dzikość i nieokiełznanie łączy się ze spokojem i rozwagą. Granice pomiędzy tym co ludzkie a zwierzęce zacierają się dając do zrozumienia, że nie różnimy się wiele od siebie. Oczywiście w sferze emocji i zmysłów, wyłączając sferę rozumu. Niezwykle sensualne zdjęcia Bergsteinna Björgúlfssona oddają surowy, ale i jednocześnie magiczny klimat islandzkiego krajobrazu. Osiągnięcie symbiozy pomiędzy uczuciami bohaterów a krajobrazem czyni film przejmująco smutnym. Erlingsson przełamuje go komizmem języka i sytuacji. To charakterystyczny skandynawski czarny humor pozwalający łatwo wniknąć w tkankę opowieści. Prawdopodobnie dlatego ten film Islandia wybrała na reprezentanta w konkursie o Oscara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny.
Konie były regularnie nadużywane i zabijane w kinie, począwszy od „Andrieja Rublowa” Tarkowskiego do niedawnego „Hobbita”. Tym razem reżyser zaświadcza w napisach, że żadnemu zwierzęciu nic się nie stało. Ujęcia czterokopytnych zwierząt unaoczniają ich czyste piękno. Film nie pozostawia widza w konsternacji, ale raczej oferuje szeroką gamę pytań dotyczących natury człowieka. Momentami może wydawać się zbyt hermetyczny, zbyt odległy kulturowo, ale w gruncie rzeczy mówi o nie mających granic potrzebach. Jeżeli więc „O koniach i ludziach” pomimo silnego zakorzenienia w kulturze Islandii ma uniwersalne przesłanie, to dotyczy ono działania ludzi i zwierząt. Okazuje się, że koń nie jest taki, jak każdy widzi.