''Obecność 2'': sequel idealny [RECENZJA]
Znani z pierwszej „Obecności” Lorraine (Vera Farmiga) i Ed Warren (Patrick Wilson) udają się tym razem do północnej części Londynu, aby pomóc Peggy Hodgeson, samotnej matce wychowującej czwórkę dzieci, której dom jest nawiedzany przez złośliwe duchy.
Zmiana otoczenia nie jest wcale bez znaczenia w przypadku „Obecności 2”. Ulice i mieszkania Londynu odciskają swoje piętno zarówno na atmosferze filmu jak i jego warstwie wizualnej. Dominuje szarawa, niemalże metaliczna, surowa kolorystyka, surowy design brytyjskich wnętrz nadaje całemu obrazowi dodatkowej szorstkości. Tym bardziej, że akcja rozgrywa się w latach 70. Poza tym, że mamy do czynienia z filmem grozy, twórcy dość szeroko podeszli do całej opowieści, skupiając się także na jej aspektach społecznych, obyczajowych i psychologicznych.
Małżeństwo Warrenów nie tylko próbuje pomóc uporać się z nawiedzonym domem i duchem starca, który nęka zamieszkałą w nim rodzinę, ale również wchodzi w sam środek ich sytuacji osobistej. Choć Hodgeson ma na głowie wychowanie dzieci, mąż zostawił ją dla innej, a ona sama żyje na granicy ubóstwa, to bohaterka stara się zapewnić pociechom w miarę udane dzieciństwo. Zanim jej córka została opętana przez demona, kobieta musiała codziennie mierzyć się z brakiem pieniędzy oraz ze szkolnymi problemami. Oczywiście, nie jest to może poziom kina społecznego znany ze znakomitych filmów Mike’a Leigh, ale jak na horror to całkiem zaskakująca i niespotykana mieszanka.
Co więcej, oprócz licznych dreszczy, które przejdą po karkach widzów, w „Obecności 2” nie brakuje również empatii. Przeważnie filmy grozy dają widzom solidną dawkę strachu, przerażenia, czasem obrzydzenia, natomiast rzadko kiedy potrafią przemycić również i pozytywne emocje. Jest w połowie filmu świetna i piękna scena, w której bohater grany przez Patricka Wilsona bierze do ręki gitarę i zaczyna intonować kawałek Elvisa Presleya „Can't Help Falling in Love”, jednocząc przy tym rozbitą nerwami rodzinę Hodgesonów oraz swoją żonę. Wszyscy nagle siadają i wspólnie zaczynają śpiewać. Takich ludzkich scen próżno szukać w innych horrorach. „Obecność 2” to na równi film grozy o opętaniu, demonach i nawiedzonym domu jak i opowieść o rodzinie, przywiązaniu i miłości. A świadomość, że cała historia została oparta na faktach, tylko dodaje wszystkiemu dodatkowej emocji. dodatkowego dreszczyku.
Za reżyserię ponownie odpowiada James Wan, który kilka lat temu został okrzyknięty nadzieją kina grozy. W 20014 roku zadebiutował on pamiętną „Piłą” i od tamtego czasu udaje mu się, raz lepiej, raz gorzej, przewodzić nowej fali amerykańskiego horroru. Wan już w pierwszej „Obecności” pokazał, że nie interesują go wyłącznie stare i ograne chwyty, sprowadzające się głównie do epatowania scenami jump scare. Jego wizja kina grozy jest trochę bardziej wyrafinowana, skupiona na kreowaniu atmosfery, niepewności, niepokoju, bo przecież nie od dziś wiadomo, że najbardziej boimy się tego, czego nie znamy i nie widzimy.
Co więcej, Wan niesamowicie rozwija się nie tylko jako narrator. Jego filmy stają się coraz bardziej dopracowane pod względem formalnym. „Obecność 2” to jeden z najlepiej wyglądających obrazów (nie tylko horrorów) ostatnich miesięcy. Pełno tu fantastycznych, niestandardowych ujęć i kadrów; kamera zręcznie śledzi bohaterów, a gdy trzeba, wciąga widza w sam środek zdarzeń. Do tego dochodzą wspomniana wcześniej kolorystyka, jak również muzyka oraz niepokojąca atmosfera. To wszytko czyni z „Obecności 2” naprawdę mocny seans, z paroma świetnymi zwrotami akcji, ciekawymi rozwiązaniami. I nawet jeśli trzeci akt może trochę rozczarowywać, to i tak całość jest więcej niż udana.
Trudno się więc dziwić, że wielkie studia upominają się o Wana coraz częściej. Niedawno wyreżyserował „Szybkich i wściekłych 7”, a obecnie pracuje nad „Aquamanem” dla Warnera i DC. To w tej chwili jeden ze sprawniejszych technicznie twórców wysokobudżetowego kina, a „Obecność 2” jest tego dobitnym przykładem.