"Oczy diabła". Co ujawnia Patryk Vega?
"Ile kosztuje wątroba?", "Na które organy jest największy popyt?" – takie pytania mogą paść tylko w filmie Patryka Vegi. Jego nowy dokument – "Oczy diabła" – to historia, która wywołuje tyle samo przerażenia, co wątpliwości.
"Oczy diabła" zaczynają się dość znamiennie, bo od cytatu z Jezusa. Vega niskim głosem z offu cytuje: "Lecz kto by się stał powodem grzechu dla jednego z tych małych, którzy wierzą we Mnie, temu byłoby lepiej kamień młyński zawiesić u szyi i utopić go w głębi morza". A dalej wyjaśnia: "To jedyny fragment w Biblii, w którym Jezus Chrystus mówi, że dla człowieka, który byłby powodem zgorszenia dla dziecka, lepiej byłoby popełnić samobójstwo".
Te nawiązania do religii są dla Vegi wyjątkowo ważne. Reżyser, który już wcześniej zajmował się tematem handlu ludźmi, w "Oczach diabła" skupia się na handlu małymi dziećmi, noworodkami. I choć za przestępstwami stoją handlarze z imionami i nazwiskami, Vega wskazuje palcem najważniejszego winnego: diabła.
"Fajne autko" za dziecko
Ponad godzinny film dokumentalny Patryka Vegi będzie dla widzów potężnym wyzwaniem.
Vega na początku zdradza, że zgłosił się do niego "ktoś ze świata przestępczego" i poinformował go o kobiecie, która chce sprzedać swoje dziecko. Vega od razu przyznaje, jakie były jego intencje: postanowił uratować to dziecko i nakręcić o tym dokument. Czy to etyczne? Odpowiedź należy do widzów.
Vega nie zdradza imienia kobiety, nie pokazuje jej twarzy. Wszystkie nagrania z jej udziałem są dokładnie zablurowane, by nie można było jej rozpoznać. Podobnie jak "pośredniczki", która ma zająć się sprzedażą dziecka, gdy to już przyjdzie na świat.
Kobieta w zaawansowanej ciąży i "pośredniczka" zostają zakwaterowane w jednym mieszkaniu, gdzie Vega przeprowadza z nimi wywiady. Przyszła mama tłumaczy reżyserowi, że nie chce mieć dziecka, a cała ciąża jest dla niej wielkim obciążeniem psychicznym.
"To uwiązanie. To nie jest jak z psem, którego można nauczyć i zostanie dziesięć, dwanaście godzin sam. Albo jak z kotem, że można zostawić mu kuwetę, miskę z wodą, karmę i sobie wyjechać na trzy dni" – tłumaczy Vedze, dlaczego nie wyobraża sobie życia z maluchem. Reżyser sam nadaje dziecku imię – to dziewczynka, Marcelina.
"Pośredniczka" zdradza mu, że ofertę oddania komuś dziecka zamieściła razem z ciężarną na publicznym forum. Podają adres strony internetowej. Rzeczywiście istnieje. Można sprawdzić, że pojawiają się tam najczęściej ogłoszenia o co-parentingu, czyli wychowywania wspólnie dziecka, ogłoszenia o oddaniu jajeczek, oferty oddania spermy dla potrzebującej pary czy wprost propozycje zapłodnienia. Czy w takich miejscach mogą żerować przestępcy? Niewykluczone.
Wątku funkcjonowania takich stron Vega jednak nie rozwija. Nacisk kładzie na drastyczne relacje "pośredniczki", a następnie historie handlarza żywym towarem (choć należałoby dodać "rzekomego").
I tak dostajemy wywiady, które zdają się już być charakterystyczne dla Vegi. Zdystansowany Vega pyta "pośredniczkę" m.in. o to, na czym kobieta może więcej zarobić: na sprzedaży dziecka na organy czy do domu publicznego (odpowiedź: na organy)?; ile kosztuje wątroba (odpowiada, że 70 tys. złotych)?; na co jest największy popyt na czarnym rynku (na wątrobę, serce i siatkówki oka)?; ile kosztuje serce (70 tys. euro)?
Ciężarna, wypranym z emocji głosem, mówi Vedze, że 50 tys. to dobra cena za dziecko. Kwota ta ma być "rekompensatą" za dziewięć miesięcy ciąży. "Gdzie tak naprawdę w 9 miesięcy zarobię, będąc młodą osobą, 50 tys. złotych?" – mówi, więc Vega pyta, co by za to kupiła. I słyszy: "może jakieś fajne autko, telefon, nowe buty".
Wszystko najgorsze, co można usłyszeć
A teraz o wspomnianym handlarzu, z którym po kilku miesiącach prób Vedze udaje się porozmawiać. Pomińmy fakt, że na początku mają kontaktować się tylko okrężną drogą przez specjalne konta zakładane przez handlarza na Skype, ale szybko mężczyzna proponuje, że spotka się z reżyserem twarzą w twarz, w towarzystwie kamery.
Handlarz opowiada, że w Europie kwitnie handel dziećmi, a domy publiczne dla pedofilów funkcjonują w Belgii, Niemczech i w Polsce, a dokładnie to w Trójmieście. Tego wątku Vega nie rozwija. Trudno powiedzieć, czy nie chce drążyć, gdzie dokładnie są takie domy publiczne i powiadomić o tym odpowiednie organy ścigania, czy po prostu to pomija.
Natomiast mężczyzna przez kilkanaście minut filmu opowiada o tym, co dzieje się z maluchami w domach publicznych.
Choć każdy jest sobie wyobrazić, co to znaczy, Vega widza nie oszczędza.
Publikuje te fragmenty, w których mężczyzna opowiada o krzywdzeniu dzieci. Ze szczegółami. Co, za ile, jak długo. Po co? No właśnie. Gdyby te relacje miały być dowodami przeciwko konkretnym osobom, można by nawet uznać, że Vega po prostu idzie na całość, by nie było wątpliwości, że dana osoba powinna trafić do więzienia. Tak się tu nie dzieje.
Vega wskazuje, że za wszystkim stoi szatan, "zły".
Czy o procederze dowiedziała się policja? Czy jest jakieś policyjne śledztwo w sprawie handlu dziećmi? Na czym polega "przyzwolenie na proceder"? Odpowiedzi na te pytania nie ma w "Oczach diabła". Chyba że "przyzwoleniem" nazwiemy fakt, że osoby występujące w filmie unikają kar za swoje działania na czarnym rynku. Ale to też interpretacja, bo nie dowiadujemy się o nich nic więcej. Wiemy, że kobieta urodziła dziecko i oddała je do legalnej adopcji, czego Vega dopilnował.
Jesteśmy przyzwyczajeni, że filmy dokumentalne ukazujące mroczne historie, tym bardziej takie, które opowiadają o ludzkiej krzywdzie, to nie tylko spowiedzi zablurowanych osób. W takich filmach kluczowe jest uwiarygodnienie historii policyjnymi dowodami, rozmowami z psychologami czy prokuratorami. Niestety trudno nie oprzeć się wrażeniu, że Vega kolejny raz zrobił film, dla samego faktu, by widzów zszokować.
Vega musi mieć też świadomość, że publikując wypowiedzi swoich rozmówców (niepoparte dowodami) o tym, że domy publiczne z dziećmi dla pedofilów prowadzą najczęściej muzułmanie, podsyca tylko nienawiść do islamskiego świata. Dolewa litry oliwy do tego pożaru, który i tak już mamy w społeczeństwie.
Vega zaznacza, że "przejął dziecko od handlarzy" i uratował je przed sprzedażą. Dopilnował, by dziewczynka została leganie oddana do adopcji, by zaopiekował się nią katolicki ośrodek adopcyjny. Na koniec mówi tak: "Skoro mi się udało uratować jedno dziecko, razem możemy uratować tysiące".
Po ponad godzinnym seansie "Oczu diabła" można zadać sobie już tylko pytanie: "jak?!". Pałając nienawiścią do muzułmanów? Zaczynając własne śledztwo? Choć Vedze nie można odmówić odwagi, kontaktów, dojść i bezpośredniości, to dalej jego filmy pozbawione pogłębionej dokumentacji pozostaną dla wielu widzów jedynie przerażającymi historiami. Rysuje się też bardzo, bardzo cienka granica pomiędzy robieniem filmu dla społeczeństwa, a dla siebie samego.