''Our Kind of Traitor'': Paweł Szajda skończył 33 lata. Co u niego słychać?
Choć swoją przyszłość na razie wiąże ze Stanami Zjednoczonymi, Polskę darzy prawdziwym uczuciem. I nic w tym dziwnego, bo w jego żyłach płynie biało-czerwona krew – Paweł Szajda, który 13 stycznia obchodzi 33. urodziny, przyznaje, że już od dawna jest rozdarty między Ameryką a ojczyzną swoich rodziców.
Choć swoją przyszłość na razie wiąże ze Stanami Zjednoczonymi, nasz kraj darzy ciepłym uczuciem. I nic w tym dziwnego, bo w jego żyłach płynie polska krew – Paweł Szajda, który w styczniu obchodził 33. urodziny, przyznaje, że już od dawna jest rozdarty między Ameryką a ojczyzną swoich rodziców.
Jego praca sprzyja jednak częstym podróżom. Aktor, zachęcony przed kilku laty dobrymi recenzjami „Tataraku”, wierzy że nasi filmowcy znowu sobie o nim przypomną i zaproszą do udziału w kolejnym polskim projekcie.
Na razie, niestety, na marzeniach się kończy. Ale Szajda nie narzeka – nie zależy mu na wielkim rozgłosie i żywi nadzieję, że jego pięć minut jeszcze przed nim. Możemy być dobrej myśli - już w połowie tego roku premierę będzie miał kolejny film z jego udziałem – „Our Kind of Traitor”, w którym aktor wystąpi u boku Ewana McGregora i Stellana Skarsgårda.
Dziadek nie chciał zapisać się do partii
Jego rodzina już od trzech pokoleń związana jest z Ameryką – w 1912 roku pradziadek Szajdy od strony mamy wyemigrował do Chicago. Jego syn wrócił jednak do Polski, gdzie założył rodzinę i na świat przyszła mama Pawła.
- Później, już po II wojnie, mój dziadek nie chciał się zapisać do partii i znowu rodzina w 1964 roku przeniosła się do USA. Moja mama tam skończyła studia, potem znowu wróciła do Polski, gdzie poznała mojego tatę. Krótko po wybuchu stanu wojennego moi rodzice przenieśli do USA – opowiadał w rozmowie z portalem Cafe Babel Szajda.
Zamieszkali w stanie Connecticut, gdzie 13 stycznia 1982 roku urodził się Paweł.
Polak w Ameryce
Jego rodzice i dziadkowie nigdy nie wstydzili się swojego pochodzenia i hołdowali polskim zwyczajom. W domu zawsze rozmawiano po polsku, obchodzono tradycyjne święta, w każdą sobotę Szajda uczęszczał do polskiej szkoły, zapisał się też do polskiego harcerstwa. Przyznaje jednak, że gdy był dzieckiem, to rozbicie kulturowe sprawiło, że nie wiedział, do jakiego kraju przynależy.
- Kiedy byłem dzieckiem, miałem kłopot z określeniem swojej tożsamości – mówił w „Gali”.
- Nie potrafiłem siebie zidentyfikować, choć mam polskie imię i nazwisko. Kiedy w szkole nauczycielka czytała listę obecności, to przed moim numerkiem zawsze się zatrzymywała. Wtedy przezornie podnosiłem rękę i mówiłem: ,,Tak, tak, to ja...”, bo wiedziałem, że ona nie wie, jak przeczytać poprawnie „Szajda”.
Pierwszy filmowy scenariusz
O tym, że zostanie aktorem, marzył od najmłodszych lat. Chętnie występował na szkolnej scenie, wierząc, że dzięki temu nabierze doświadczenia i aktorskiej ogłady. Potem zapisał się na letni kurs aktorstwa na Harvardzie i okazało się, że nabyta na nim wiedza, dość szybko stanie mu się potrzebna. Wkrótce podesłano mu kopertę ze scenariuszem filmu „Pod słońcem Toskanii”.
Jego próbne nagranie podbiło serca osób z wytwórni i Szajda otrzymał rolę polskiego robotnika. Ale jeśli spodziewał się, że z miejsca osiągnie sukces i zdobędzie rozgłos, srodze się rozczarował.
''A pracy wciąż nie było''
Aktywny student
Nie zamierzał jednak siedzieć bezczynnie. Po zdjęciach do „Pod słońcem Toskanii”, kiedy wrócił już do Ameryki z włoskiego planu filmowego, poszedł na uczelnię.
Na początku wybrał szkołę aktorską i stosunki międzynarodowe, ale potem, gdy agenci namówili go na przeprowadzkę do Nowego Jorku, rzucił tamte studia, choć z nauki nie zrezygnował, decydując się tym razem na anglistykę i ekonomię.
W wolnych chwilach uczęszczał zaś na rozmaite kursy aktorskie i zdobywał doświadczenie zawodowe - pojawił się w filmach „Jad” i „Death Without Consent”, a także miniserialu „Generation Kill: Czas wojny”.
''Chyba żartujesz''
„Tatarak” jest filmem niezwykle ważnym w jego karierze – i to nie tylko dlatego, że został zrealizowany w Polsce, którą uważa za drugą ojczyznę. Jak przyznawał, nawet nie marzył o tym, że kiedyś zagra u Andrzeja Wajdy.
Miał szczęście – producent Michał Kwieciński zachwycił się jego rolą w „Pod słońcem Toskanii” i zapragnął, by Szajda wziął udział chociaż w zdjęciach próbnych.
- Kiedy moja agentka mi powiedziała, że nadszedł list od polskich producentów, odparłem: „Chyba żartujesz”. Ona na to, że nie. Poprosiłem więc, żeby się upewniła, czy ta propozycja została złożona na serio. Dopiero po drugim e-mailu z Polski uwierzyłem, że to prawda. A już tydzień później siedziałem w samolocie i leciałem do Warszawy – opowiadał w „Gali”.
Młody Cybulski
- Byłem tak szczęśliwy, że gram u Wajdy, że nawet nie myślałem o stresie, szczególnie że wszyscy bardzo mi pomagali, starali się, żebym był zrelaksowany i spokojny – wspominał na portalu Cafe Babel.
Sam reżyser nie szczędził młodemu aktorowi komplementów* – powiedział nawet, że Szajda przypomina mu młodego Cybulskiego.* Nic więc dziwnego, że 33-latek marzy o powrocie do kraju, gdzie został tak ciepło przyjęty. Nie kryje również, że w przyszłości zamierza stanąć po drugiej stronie kamery.
- Bardzo chciałbym pracować w Polsce – dodawał. - Poczułem się tutaj jak w domu, mam przecież tutaj rodzinę i chciałbym spędzać z nimi więcej czasu. Nauczyłem się dużo o sobie, o swojej rodzinie i swojej historii. (sm/gk)