Przez cztery lata próbował dostać się do szkoły teatralnej. Bezskutecznie. Dziś jest jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów i grywa w kilku filmach rocznie. A w dodatku zgarnia najbardziej prestiżowe nominacje i nagrody w branży – ostatnio za rolę w filmie „Bogowie” otrzymał Orła i można mieć pewność, że na tej statuetce się nie skończy.
Przez cztery lata próbował dostać się do szkoły teatralnej. Bezskutecznie.
Dziś jest jednym z najbardziej rozchwytywanych aktorów i grywa w kilku filmach rocznie. A w dodatku zgarnia najbardziej prestiżowe nominacje i nagrody w branży – ostatnio za rolę w filmie "Bogowie" otrzymał Orła i można mieć pewność, że na tej statuetce się nie skończy.
Ulubieniec publiczności, pupilek krytyków, nowy, późno odkryty talent w przemyśle filmowym. W branży nie szczędzi mu się komplementów.
On sam, jak zwykle skromny, uważa się za normalnego faceta, któremu po prostu udało się znaleźć fajną pracę. I czeka na nowe zawodowe wyzwania.
29 marca Piotr Głowacki obchodzi 35. urodziny.
''Występowanie stało się dla mnie naturalne''
Dzieciństwo spędził w wiosce Redecz Wielki, malutkiej miejscowości na Kujawach.
- Cudowne dzieciństwo wśród pól „gdzie ziemia jak stół płaska, a dom jak okruszek chleba” - wspominał na łamach magazynu Nowiny.
Aktorstwem zainteresował się szybko i już jako 10-latek znalazł się na scenie, występując w zespole tanecznym Baby Jagi. Swoją miłością do teatru próbował zarazić rówieśników.
- Organizowałem teatr, angażowałem kuzynów, grałem i reżyserowałem – wspominał w wywiadzie dla portalu Gazeta.pl. - Być może wzięło się to stąd, że wychowałem się przy szkole, w której uczyła moja mama, gdzie ciągle były jakieś akademie, występy, jasełka. Występowanie stało się więc dla mnie niejako naturalne.
Próbował przez cztery lata
Podkreśla, że marzył o tym, by grać, odkąd pamięta. Ale kiedy zjawił się na egzaminie w szkole teatralnej, komisja nie była nim zachwycona.
- Nie dostałem się – wspominał w Gazecie Wyborczej. - Mając 19 lat, studiowałem prawo. Do PWST zdawałem dziewięć razy w ciągu czterech lat w Warszawie, Krakowie, Łodzi i Wrocławiu. Powód? Problemy z wymową.
- Wiedziałem, że mam wadę zgryzu– mówił w rozmowie z magazynem Nowiny. - Byłem rok młodszy. I miałem straszne ciśnienie, aby się tam dostać. Dostałem się dopiero cztery lata później, kiedy szkołę kończył rocznik, z którym zdawałem pierwszy raz. Co ciekawe, za każdym razem podczas egzaminu mówiłem te same teksty.
Prawnik z braku laku
Dziś nie ma do egzaminatorów żalu, że na spełnienie marzenia o studiach aktorskich musiał poczekać kilka lat.
- Niegotowy wtedy byłem – przyznawałw Gazecie Wyborczej. - Bardzo sobie chwalę ich decyzję.
Ale przez te cztery lata się nie obijał. Na wszelki wypadek, gdyby nie powiodło mu się jako aktorowi, wybrał prawo na UMK. Te czasy wspomina z sympatią.
- Na prawie znalazłem grupę osób, które podobnie jak ja trafiły tam z przypadku – mówił w Nowościach. - Poeta, malarz, fotograf... i ja. Kręciliśmy filmy, organizowaliśmy imprezy. Byliśmy taką bohemą tego pierwszego roku. Taki przynajmniej budowaliśmy swój wizerunek.
Przełom w karierze
Wreszcie przyjęto go do szkoły aktorskiej w Warszawie, ale już na drugim roku przeniósł się do Krakowa. Tam, w 2007 roku, otrzymał wymarzony dyplom.
W tym czasie mógł się już pochwalić sporym doświadczeniem zawodowym – występował na scenie, miał za sobą kilka pomniejszych ról filmowych i serialowych.
Ważnym momentem w jego karierze była rola w „Domu złym” u Wojciecha Smarzowskiego; to wtedy zwrócił na siebie uwagę szerszej publiczności. Nagle zaczął otrzymywać wiele interesujących propozycji, nie musiał już grać „ogonów”, trafił na pierwszy plan.
Wieczne metamorfozy
Ułożył sobie także życie osobiste – jego małżonką została 32-letnia Agnieszka Marek, utalentowana absolwentka Państwowej Szkoły Muzycznej, zawodniczka Polskiego Związku Jeździeckiego i, naturalnie, aktorka, która od kilku lat występuje na teatralnych scenach i pracuje w studiu dubbingowym.
Głowacki niewiele mówi o ich związku, ale podkreśla jedno – jest z żoną niezwykle szczęśliwy. Agnieszka doskonale rozumie jego pracę i jest bardzo wyrozumiała.
- Moja żona jest cudowna, jest aktorką, rozumie tę konieczność metamorfoz, zresztą wzajemnie cenimy swoje umiejętności. Ja uwielbiam, jak ona gra, ona lubi, jak ja gram, dopingujemy się i jesteśmy siebie ciągle ciekawi – mówił w Elle. I dodawał: - W dniu ślubu miałem długie włosy i brodę, w stylu hipisowskim. Ślub w tych długich włosach i z brodą brałem w sobotę, a w poniedziałek rano poszedłem do fryzjera, bo przygotowywałem się do nowego filmu. Pod koniec dnia byłem już łysiejącym wąsatym grubaskiem. Aga wyszła za mąż za długowłosego brodacza, a dwa dni później miała w domu łysiejącego grubaska z wąsem.
''Chciałbym zagrać Mickiewicza''
Nie narzeka na brak propozycji, ani tych filmowych, ani teatralnych. Jakimś cudem znajduje czas, żeby pogodzić życie prywatne z zawodowym. A przy tym nawet na chwilę nie traci dobrego humoru.
Pytany przez magazyn Nowiny o aktorskie marzenia, odpowiadał:
- Dostawać propozycje, które będą zmuszały do zadawania pytań, jakich jeszcze sobie nie zadawałem. Abym mógł się ciągle uczyć nowych rzeczy, które pozwolą mi lepiej żyć. A konkretne postaci? Chciałbym zagrać Mickiewicza – mówił. Na to będzie musiał jeszcze trochę poczekać, ale za to uda mu się spełnić inne wielkie marzenie – jak wieść niesie, Głowacki zagra u Jerzego Skolimowskiego w thrillerze „11 minut”. Wystąpi też u Krzysztofa Łukaszewicza w filmie „Karbala”, „Anatomii zła” u Jacka Bromskiego i w „Listach do M. 2” Macieja Dejczera. Zapowiada się pracowity rok.