W młodości był chłopakiem żywiołowym i energicznym, a wycisk dawał kolegom i na ringu... i na podwórku. Dziś jest jedną z najpopularniejszych twarzy małego ekranu i ulubionym komikiem publiczności, ale zanim osiągnął sukces, musiał swoje wycierpieć.
W młodości był chłopakiem żywiołowym i energicznym, a wycisk dawał kolegom i na ringu... i na podwórku. Dziś jest jedną z najpopularniejszych twarzy małego ekranu i ulubionym komikiem publiczności. Jednak zanim osiągnął sukces, musiał swoje wycierpieć.
Jego droga do aktorstwa była kręta i długa. Niemal przez ćwierć wieku bezskutecznie zabiegał o role, ale za każdym razem odprawiano go z kwitkiem, zatrzaskując mu przed nosem kolejne drzwi. Za to teraz nawet nie musi chodzić na przesłuchania.
Sam nazywa siebie „gwiazdą z odzysku” i śmieje się, że choć może nikt nie obsadzi go w roli amanta, to zdołał znaleźć swoją niszę w branży, z „brzydoty” czyniąc swój atut. Piotr Pręgowski – aktor z ogromnym poczuciem humoru i jeszcze większym dystansem do siebie i do świata – skończył właśnie 61 lat.
Kariera sportowa
Miłością do aktywności fizycznej zaraziła go mama, zapalona sportsmenka. W wieku lat 14 zaczął trenować piłkę wodną, ale wkrótce, za namową jednego z braci, porzucił basen.
- Mój brat chodził wtedy na zapasy. Kiedyś pokazał mi, jak się "wyrywa" i rzucił mną o ziemię. Pomyślałem, że to pływanie na niewiele mi się zda i wylądowałem na zapasach w Legii Warszawa– opowiadał w Super Expressie.
Myślano, że na dłużej zwiąże się z tą dyscypliną, bo na macie odnosił prawdziwe sukcesy i wróżono mu wielką karierę. Chociaż pytany, dlaczego tak bardzo pochłonął go ten sport, pół żartem, pół serio odpowiadał: - Bo w dobrym tonie było fachowo napieprzać się na podwórku.
Z zapasów zrezygnował po sześciu latach.
''Od małego byłem ogromną przeszkadzajką''
- Przegrałem wskutek kontuzji ważną wtedy dla mnie walkę i ze sportem musiałem skończyć– tłumaczył w portalu Na zdrowie.
Wtedy pojawił się problem, co Pręgowski powinien robić dalej. Nigdy nie był wzorowym uczniem, nie miał dobrych ocen, a nauczyciele nie przepadali za jego „dowcipami”, więc nie mógł liczyć na taryfę ulgową.
- Od małego byłem ogromną "przeszkadzajką". Czasem zastanawiam się, czy przypadkiem nie miałem ADHD. Szybko się nudziłem i nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Często robiłem różne śmieszne rzeczy, żeby reszta dzieci się śmiała. A to wyrzuciłem komuś worek za okno, a to coś innego... Bywało też, że otwierałem innym dla hecy drzwi do ubikacji– opowiadał w Super Expressie. - Cóż, byłem nieukiem – dodawał aktor.
To mama wymyśliła, by, z braku innych możliwości, spróbował się dostać do Zasadniczej Szkoły Metalowej.
Ucieczka przed wojskiem
O aktorstwie zaczął myśleć na poważnie dopiero wtedy, gdy zorientował się, że po ukończeniu technikum będzie musiał odbyć służbę w wojsku, którego za wszelką cenę próbował uniknąć.
Nie chciał być mechanikiem, wiedział też, że nie nadaje się na studia politechniczne. A ponieważ spodobały mu się zajęcia w szkolnym kółku teatralnym, postanowił zjawić się na egzaminie w PWST.
- Szkoła aktorska była jedyną, gdzie nie wymagali przedmiotów ścisłych, a ja byłem z nich zapóźniony – tłumaczył w Super Expressie.
Dostał się bez żadnych problemów. A zaraz potem, w 1976 roku, zadebiutował na ekranie w „Barwach ochronnych”. Cztery lata później wystąpił w kultowym „Misiu”.
Miłość od pierwszego egzaminu
Na studiach poznał też swoją pierwszą – i, jak twierdzi, ostatnią – wielką miłość, Ewę Kuryło.
- Zauroczenie nastąpiło podczas egzaminów do szkoły teatralnej. Zobaczyłem wtedy swoją przyszłą żonę, która wywarła na mnie niesamowite wrażenie – wspominał w Super Expressie.
Ona początkowo nie odwzajemniała tych płomiennych uczuć, ale to Pręgowskiego nie zniechęciło. Cały rok zabiegał o jej względy. Wreszcie, kiedy pracowali razem przy spektaklu, odniósł sukces.
Po ośmiu latach związku na świat przyszła ich córka Zuzia. Ślub wzięli dwa miesiące później.
Ćwierć wieku przerwy
Choć sprawy rodzinne układały się po jego myśli, nie mógł liczyć na podobne szczęście w życiu zawodowym. Niepodziewanie jego kariera stanęła w miejscu. Niemal przez 25 lat nie otrzymywał żadnych propozycji aktorskich. Imał się wówczas najróżniejszych prac - harował na budowie, organizował festyny, prowadził konferencje. I cały czas chodził na przesłuchania. Upokorzeniom nie było końca.
- Szukałem, dzwoniłem... Było to żenujące nie tylko dla mnie, ale i dla osób z drugiej strony– zwierzał się w Super Expressie. - W jednej z agencji usłyszałem nawet: "Proszę pana, powiemy panu szczerze: nie ma zapotrzebowania na starszych ludzi". Miałem wtedy 45 lat...
Do gry powrócił dzięki telewizji – prawdziwą popularność przyniosły mu seriale „Camera Cafe” i „Ranczo”. Dziś to on może przebierać w scenariuszach.
- Na szczęście jestem w tej sytuacji, że nie muszę już chodzić na castingi – mówił w Fakcie. - A jeśli na nich bywam, to dlatego, by zobaczyć, czy się dobrze komponuję na planie z innymi kolegami i z koncepcją produkcji.
''Brzydota to mój atut''
Dziś kojarzony jest głównie z serialami komediowymi. Pręgowski nie kryje, że właśnie takie produkcje są mu najbliższe.
- Wolę nie grać oprawców, morderców czy też ich ofiar* – mówił w _Super Expressie_. *- Miewam takie propozycje, ale z reguły odmawiam. Nie chcę straszyć widzów. Niech życie straszy.
Podkreśla, że nie ma żadnych kompleksów związanych ze swoim wyglądem, choć w rozmowie z portalem Poradnia żartował, że chciał być wysokim przystojnym blondynem, ale „ma to, co widać”. Nigdy nie narzekał również na powodzenie u kobiet, nawet teraz wciąż zasypywany jest listami od wielbicielek.
- Moje predyspozycje fizyczne sprawiają, że otrzymuję ciekawe role komediowe – mówił portalowi Na zdrowie.
- Ja wiem, jak wyglądam, i już dawno pogodziłem się z faktem, że nie dostanę roli przystojniaka, który rozkochuje w sobie piękne, młode dziewczyny – dodawał skromnie w Fakcie. – Brzydota to mój atut. (sm/gb)