Piotr Siwkiewicz: Zmarnowany polski talent
18.04.2012 | aktual.: 22.03.2017 08:46
Wielki talent, doskonały debiut, fantastyczne kreacje, świetne recenzje krytyków, oferty z zagranicy - tak pokrótce można scharakteryzować znakomicie zapowiadającą się w latach 80. karierę Piotra Siwkiewicza. Odkryty przez Radosława Piwowarskiego, zabłysnął w "Yesterday", a wraz z Katarzyną Figurą unieśmiertelnił postać Piotrusia z "Pociągu do Hollywood". Jednak w połowie lat 90. nagle zniknął.
Wielki talent, doskonały debiut, fantastyczne kreacje, świetne recenzje krytyków, oferty z zagranicy - tak pokrótce można scharakteryzować znakomicie zapowiadającą się w latach 80. karierę Piotra Siwkiewicza. Odkryty przez Radosława Piwowarskiego, zabłysnął w "Yesterday", a wraz z Katarzyną Figurą unieśmiertelnił postać Piotrusia z "Pociągu do Hollywood". Jednak w połowie lat 90. nagle zniknął.
Kiedy wrócił na ekrany, jedyne oferty, jakie do niego napływały, pochodziły od producentów średniej jakości seriali telewizyjnych. Od ponad dekady regularnie, ale najczęściej w niezauważalnych epizodach, pojawia się takich produkcjach jak "Plebania", "Na dobre i na złe", "Halo Hans" i "Ojciec Mateusz".
Co stało się z Piotrem Siwkiewiczem i czy można go nazwać niespełnioną nadzieją polskiego kina?
Aktorskie objawienie
Na trzecim roku studiów zadebiutował na wielkim ekranie. Wcielając się w postać Pawła "Ringa" Mitury w melodramacie "Yesterday" Radosława Piwowarskiego, Siwkiewicz porwał nie tylko widownię, ale także krytyków, którzy przyznali mu nagrodę za debiut na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym w San Sebastian.
Nie było wody sodowej
Siwkiewicz tak bardzo przypadł do gustu Radosławowi Piwowarskiemu, że reżyser kolejną rolę napisał specjalnie dla niego. Zanim jednak pojawił się na ekranie u boku seksownej Katarzyny Figury, młody aktor zdecydował się ulepszyć swój warsztat studiami za granicą.
Krytycy piali z zachwytu
Po powrocie do Polski zwrócił się do niego reżyser "Yesterday" oferując mu rolę młodego nieudacznika, Piotrusia, w kultowym już "Pociągu do Hollywood", gdzie wystąpił wraz z Katarzyną Figurą. Rok później odebrał prestiżową Nagrodę im. Zbigniewa Cybulskiego, przyznawaną przez tygodnik Ekran.
Do trzech razy sztuka
Wkrótce po zakończeniu zdjęć, w stolicy Francji zorganizowano przegląd filmów Radosława Piwowarskiego. Traf chciał, że bardzo przypadły do gustu jednej z obecnych na pokazach agentek, która zachwycona kreacjami Piotra Siwkiewicza zaproponowała mu role w filmach znad Sekwany.
Kariera we Francji
Właśnie pod tym nazwiskiem pojawił się w m.in. takich filmach jak telewizyjne "Chusteczka Józefa" (Le "Mouchoir de Joseph") i "Les Merisiers", kinowy "Drogi braciszku" ("Cher frangin") oraz jednym odcinku serialu "Przyjaciel Giono" ("L'Ami Giono: Ivan Ivanovitch Kossiakoff"), gdzie zagrał rolę główną. Jako Shivak pojawił się również w odcinkowych produkcjach "Les cinq dernières minutes" oraz "Nancy Drew".
Nagłe zniknięcie
Pod koniec lat 80. i na początku ostatniej dekady XX wieku Siwkiewicz wystąpił również u Janusza Zaorskiego ("Do domu", 1987), Tomasza Wiszniewskiego ("Kanalia", 1990), Wojciecha Wójcika ("Zabić na końcu", 1990) i Rolanda Rowińskiego ("Obywatel świata", 1994).
Oprócz tego pojawiał się w Teatrze Telewizji, gdzie współpracował m.in. z Wojciechem Biedroniem ("Bóg", 1990), Edwardem Dziewońskim ("Żołnierz i bohater", 1992), Gerardem Zalewskim ("Obsesje", 1986) i Andrzejem Majem ("Minna von Barnhelm" i "Spadkobiercy", 1990).
W połowie lat 90. Piotr Siwkiewicz nagle zniknął.
Skromny powrót
W 2001 roku wystąpił w roli piekarza w serialu "Więzy krwi", a rok później w "Sforze", gdzie wcielił się w podkomisarza Połomskiego. Przez kolejne 10 lat na ekranie mogliśmy go oglądać tylko sporadycznie, w rodzimych serialach, gdzie pojawiał się w rolach epizodycznych.
Zamienił kino na teatr
W multipleksach mogliśmy go oglądać przy okazji premiery "Boiska bezdomnych" Kasi Adamik (zagrał oficera Straży Granicznej) oraz "Wenecji" Jana Jakuba Kolskiego (w roli doktora Kazimierza Zaruby).
Częściej możemy Siwkiewicza spotkać na deskach Teatru Dramatycznego w Warszawie. Wszystko wskazuje więc na to, że w wieku 50 lat aktor nie ma już szans na przebicie się do świadomości widzów w całym kraju.
Pozostaje zapytać dlaczego po tak udanym starcie, znakomitych recenzjach i ofertach z Zachodu, Piotr Siwkiewicz nie zdołał zawojować polskiego kina. Czy zmarnował swoją szansę na sukces, czy też dobrze się stało, że miał na tyle honoru i godności, iż nie rozmienił swojego talentu na drobne rolami w żenujących polskich komediach?