Po prostu - majstersztyk
Powrót braci Coen do formy. Po zdecydowanie słabszych komediach "Okrucieństwo nie do przyjęcia" i "Ladykillers, czyli zabójczy kwintet", bracia nakręcili majstersztyk. "To nie jest kraj dla starych ludzi" postawić trzeba w jednym rzędzie z "Fargo" i "Śmiertelnie proste".
20.02.2008 11:43
Coenowie są mistrzami w budowaniu napięcia. Nikt też we współczesnym kinie nie potrafi tak, jak oni, punktować absurdów życia i ludzkich słabości. Podobnie jak w „Fargo“, tak i w „To nie jest kraj… lawina tragiczno-absurdalnych wydarzeń zostaje wywołana przez jeden, głupi krok. Llewelyn (Josh Brolin) znajduje na pustkowiu walizkę pełną dolarów i kilkanaście trupów.
Oczywiście pokusa jest silniejsza od rozsądku. Llewelyn zabiera pieniądze i tym samym ładuje się w megatarapaty. Jego tropem wyrusza psychopatyczny morderca (Javier Bardem). Jednocześnie Llewelyna próbuje odnaleźć starzejący się szeryf (Tommy Lee Jones).
Dotychczas Coenowie kręcili filmy według własnych scenariuszy. Tym razem jednak sięgnęli po cudzy tekst – powieść Cormaca McCarthy’ego. Trafili na pokrewną duszę. Podobnie jak oni, McCarthy lubi łączyć makabrę z czarnym humorem. Dorzućmy do tego soczyste dialogi i galerię barwnych, choć jednowymiarowych postaci.
Jak zwykle Coenowie mieli nosa do obsady. Nawet kilkuminutowe epizody zapadają w pamięć. Moją faworytką jest administratorka osiedla przyczep, przy której wymięka nawet psychopatyczny morderca.
Trzy główne role to popis znakomitego aktorstwa. Javier Bardem jako psychopata z demoniczną grzywką zgarnął już niemal wszystkie możliwe nagrody (zapewne 24 lutego dostanie jeszcze Oscara). Ale ta rola – jednocześnie, co paradoksalne, oparta na minimalizmie i przerysowaniach... to samograj. O wiele trudniejsze zadanie mieli Josh Brolin i Tommy Lee Jones.
Llewelyn to bardzo zwyczajny, wręcz nijaki, facet. Jeden z tłumu. Niczym nie wyróżnia się do chwili, gdy ulegnie pokusie. Potem pozostają mu już – z góry skazane na porażkę – wysiłki opanowania sytuacji, która coraz bardziej go przerasta. Niełatwo zagrać kogoś takiego – i to jeszcze w taki sposób, by zaintrygować publiczność.
Najlepszy jednak z tej trójki jest Tommy Lee Jones jako starzejący się, zmęczony życiem szeryf. Jego oszczędny sposób gry połączony ze zgorzkniałym spojrzeniem sprawia, że bohater Jonesa na długo zapada w pamięć.
„To nie jest kraj…“ pod wieloma względami przypomina „Fargo“. O ile jednak tamten film Coenowie kończyli nutą optymizmu, o tyle „To nie jest kraj…|“ jest filmem gorzkim. Chyba najbardziej gorzkim w dotychczasowej karierze braci. Coenowie pokazują bowiem świat, w którym nie ma już miejsca dla dobra. Nie ma w nim miejsca dla porządnych, uczciwych ludzi. Zło jest wszechobecne i niezniszczalne. Zło triumfuje. Coenowie zdają się mówić, że świat dawnych wartości, świat dawnych czytelnych podziałów etycznych, należy do przeszłości i nigdy już nie wróci.
Dekadencki wydźwięk został spotęgowany przez scenerię, która jest de facto czwartym głównym bohaterem filmu. Pustynne pustkowia, wymarłe połacie ziemi. Krajobraz jak z klasycznych westernów. Ale nie ma tu już szlachetnych mścicieli, dobro już nie triumfuje w pojedynku ze złem, a rozgoryczony obrońca prawa odpina swoją gwiazdę.