Polsko-sycylijska farsa
Daleki jestem od wpadania w zachwyt nad filmem „Dublerzy”, od tego, aby uznać film ten za coś dobrego, ciekawego, interesującego. Jest zasadniczo odmiennie.
Dodatkowo daleki jestem od tak górnolotnych tonów, jakie padły w tekście Bartosza Sztybora, gdyż wciąż dzieli nas spora przepaść, jeśli chodzi o szczególne, wyjątkowe pod każdym względem dokonania filmowe. Dlatego porównywanie „Dublerów” do „Nocnej straży” jest zasadniczo nie na miejscu, jest dużym nieporozumieniem.
Nasza polsko-sycylijska farsa nie jest tą, na którą można spojrzeć przychylnym okiem i będę bardzo zdziwiony, jeśli spojrzy takowym na „Dublerów” filmowy świat. Nie jest to film na eksport, nie jest to obraz, który powinniśmy promować. Niestety, tak właśnie jest.
Stworzenie polskiej Sycylii, a może raczej polskich korzeni, to pomysł ciekawy, to fakt, ale wykonanie pozostawia wiele do życzenia. Scena „sycylijska”… pewna nieudolność słowa, treści, obrazu, pracy kamery i ta kanonada na wiwat, po co?
Cóż z tego, że w całym filmie jest ponad 400 efektów specjalnych, cóż z tego, że szukamy sposobu na skumulowanie kilku hitów w jednym, jednak może powinniśmy być bardziej oryginalni. Może warto znaleźć coś własnego, rodzimego, niż kopiować „Ojca chrzestnego”, „Matrix” i sięgać po wzorce, które w kinie polskim, jakoś nie mogą się przyjąć. Wspomniana „Nocna straż”, to film doskonały pod każdym względem, czerpie pewne wzorce, ale jest to obraz głęboko zakorzeniony w tradycji rosyjskiej, zarówno w języku, w jakim nakręcono film, jak też w innych, istotnych elementach. Obraz, który zaskoczył mnie maksymalnie.
„Dublerów” nie ratuje również dobra, interesująca, godna uznania obsada. Aktorzy zagrali na pół gwizdka, zabrakło zaangażowania, wczucia się w role, czegoś naprawdę zabrakło. Na uwagę zasługuje ostania rola Janosika, w filmie „Dublerzy” Marek Perepeczko w pięknym stylu po raz ostatni wcielił się w rolę. Jego Don Corazzi jest naprawdę ujmujący. Po przeciwnej stronie barykady, w rodzinie Giambini, prym wiedzie piękna Sophia i to druga rola, godna uznania. O Magdalenie Czerwińskiej, jak dotąd niewiele wiem, ale chętnie będę się przyglądał jej aktorskim poczynaniom.
Nie ma tu karkołomnych akcji, nie ma dialogów, godnych Bartosza Wierzbięty, nie ma zdjęć, które zasługują na uznanie. Andrzej Grabowski, którego cenię i podziwiam za wszechstronność aktorską, tu niestety nie istnieje. Jest cieniem swoich dotychczasowych dokonań. „Dublerzy” to przekombinowane pod każdym względem dzieło, które rozminęło się z zamysłem twórców i koncepcją na ciekawą, czarną komedię.