Powrót do przeszłości
Jeśli szukacie alternatywy dla komedii młodzieżowych spod znaku "American Pie", to dobrze trafiliście. "Łatwa dziewczyna" omija siermiężny klimat jego klonów i cofa się w czasie o dobre dwie dekady, aż do przykurzonego dziś nieco standardu komedii Johna Hughesa, autora m.in. "Szesnastu świeczek", "Klubu winowajców" czy "Wolnego dnia Ferrisa Buellera". Jego film to w zasadzie hołd złożony nieżyjącemu już niestety reżyserowi i scenarzyście - frywolny, urokliwy i żywiołowy. Kilku błędów się jednak nie wystrzega.
Bohaterką filmu jest Olive (fantastyczna Emma Stone), nastolatka, która pada ofiarą niefortunnej plotki. Wszyscy są przekonani, że spędziła upojną noc ze starszym chłopakiem, podczas gdy w rzeczywistości przez cały weekend katowała przebój "Pocketful of Sunshine" (rewelacyjna scena). W liceum, jak to w liceum, pogłoska szybko urasta do niebotycznych rozmiarów - Olive zostaje napiętnowana jako puszczalska trzpiotka, z którą bezproblemowo stracić można dziewictwo.
Skojarzenia ze "Szkarłatną literą" są jak najbardziej na miejscu. Twórcy decydują się na odniesienie dość bezpośrednie - wyszyte na kostiumie Olive "A", archiwalne fragmenty adaptacji Wima Wendersa... Ta dosadność (oprócz "Szkarłatnej litery" pojawiają się także fragmenty filmów wspomnianego Hughesa) gubi nieco twórców, którzy z czasem decydują się na coraz mniej subtelności kosztem ostentacyjnych sloganów. Ale całość broni się błyskotliwym dialogiem i udaną próbą przełamania obowiązujących we współczesnej popkulturze standardów.
Dla przykładu: Rodzice Olive, z powodzeniem grani przez Stanleya Tucciego i Patricię Clarkson, to marzenie każdej nastolatki - ludzie otwarci i wyzwoleni, stanowiący dla bohaterki niezachwiane oparcie. Takich nietypowych zagrywek jest w całym filmie znacznie więcej - Gluck celuje w szkolne autorytety, kpi z nadwątlonej męskości (Olive pyta wprost - "Gdzie się podziała rycerskość?"), a jednocześnie unika typowej dla konwencji kloaki i sprośności.
I choć całości brakuje konsekwencji i doświadczenia (scenariusz debiutanta) w prowadzeniu fabuły (wymuszony wątek romantyczny pojawia się na ostatni kwadrans), to wyrażona tu tęsknota za latami osiemdziesiątymi jest całkiem na miejscu - takich komedii się już nie kręci.