RecenzjeProsto z Cannes: Pierwszy czarny koń festiwalu. “Toni Erdmann” [RECENZJA]

Prosto z Cannes: Pierwszy czarny koń festiwalu. “Toni Erdmann” [RECENZJA]

Do Cannes przyjeżdża się po takie filmy jak ten. Maren Ade, wschodząca gwiazda niemieckiego kina, zaprezentowała trwający prawie trzy godziny komediodramat rodzinny o napiętej relacji między zawadiackim, hippisowskim ojcem i córką, dla której praca w korporacji jest całym życiem

Prosto z Cannes: Pierwszy czarny koń festiwalu. “Toni Erdmann” [RECENZJA]
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe
Łukasz Knap

16.05.2016 | aktual.: 27.03.2017 11:55

Do Cannes przyjeżdża się po takie filmy jak ten. Maren Ade, wschodząca gwiazda niemieckiego kina, zaprezentowała trwający prawie trzy godziny komediodramat rodzinny o napiętej relacji między zawadiackim, hippisowskim ojcem i córką, dla której praca w korporacji jest całym życiem. Podczas premierowego pokazu festiwalowa publiczność kilka razy nagrodziła film gromkimi brawami za fantastycznie zainscenizowane sceny, aktorską brawurę i wreszcie diablo inteligentny dowcip. "Toni Erdmann" nie wyjedzie z Cannes bez nagrody.

Ines (Sandra Hueller) zawsze ma wszystko pod kontrolą. Jako doświadczona konsultantka, rozchwytywana przez zachodnie firmy, potrafi dopasować się do każdej sytuacji. Jest idealnym wcieleniem pracownika współczesnych korporacji: wytresowana przez trenerów rozwoju osobistego, w nieustającym procesie poprawy efektywności swojej pracy. Trudno o większe przeciwieństwo charakterów niż ona i jej ojciec Winfried (Peter Simonischek), emerytowany i rozwiedziony nauczyciel gry na pianinie, drwiący z konwenansów lekkoduch i kawalarz. Gdy spotykają się na jej urodzinach, nie mają sobie nic do powiedzenia. Ale wkrótce następuje moment, w którym oboje spróbują dowiedzieć się czegoś o sobie.

Z czego bierze się siła tego filmu? Chyba najbardziej z tego, że w emocjonalny sposób dotyka prawdy o współczesnej rodzinie, pokazuje, jak bardzo jest umowna. Kiedyś relacje były oplecione przez gęstą sieć zależności ekonomicznych i społecznych, dziś - “Toni Erdmann” świetnie to pokazuje - musi opierać się na czymś więcej. Ważna staje się sfera emocjonalnego zaangażowania i kumpelska więź. Bez nich utrzymywanie kontaktów rodzinnych staje się nieznośnym obowiązkiem.

Ade nie ukrywa, że w dużej mierze opowiada własną historię rodzinną. Kiedyś przywiozła ojcu - dowcipnisiowi takiemu samemu jak bohater filmu - sztuczną szczękę z komedii "Austin Powers". Wiedziała, że zrobi z niej doskonały użytek w swoim repertuarze osobliwych żartów. Przykładowo zakładał ją przed wizytą u dentysty. W filmie Winfried za pomocą przebrania (sztuczną szczękę uzupełnia peruka) rozbraja nadętą atmosferę wszelkich spotkań towarzyskich i biznesowych jej córki. Przyjeżdża do Bukaresztu, gdzie zaskakuje ją na bankietach. Udaje ekscentrycznego, wpływowego milionera. Znajomi kupują jego bajeczki bez mrugnięcia okiem. Ines jest początkowo wściekła, ale z czasem zaczyna rozumieć ojca, a nawet wykorzystywać jego metodę, mającą przecież egzystencjalny, nieomal filozoficzny sens. Najlepiej streszcza go aforyzm Fryderyka Nietzschego: "Może wiem naj­le­piej dlacze­go tyl­ko człowiek pot­ra­fi się śmiać: tyl­ko on cier­pi tak bar­dzo, że mu­siał wy­naleźć coś ta­kiego jak śmiech".

Festiwal Cannes faworyzuje kino poważne, rzadko do konkursu trafiają komedie. "Toni Erdmann" jest objawieniem festiwalu, bo opowiada o poważnych kwestiach w bardzo zabawny sposób. O tym świetnie wyreżyserowanym i zagranym filmie dużo się będzie mówiło. Rewelacja.

cannesrecenzjacannes 2016
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3)