Robert Gonera: Po dawnej popularności zostało wspomnienie
16.12.2014 | aktual.: 22.03.2017 16:38
Po „Długu” okrzyknięto go nie tylko jednym z najbardziej utalentowanych, ale i najprzystojniejszych aktorów młodego pokolenia. Robert Gonera nigdy jednak nie stał się celebrytą i chętnie trzymał się na uboczu medialnego światka. Twierdzi, że wcale nie pragnął sławy, a zainteresowanie prasy tylko zniszczyło to, co udało mu się zbudować.
Po „Długu” okrzyknięto go nie tylko jednym z najbardziej utalentowanych, ale i najprzystojniejszych aktorów młodego pokolenia. Robert Gonera nigdy jednak nie stał się celebrytą i chętnie trzymał się na uboczu medialnego światka. Twierdzi, że wcale nie pragnął sławy, a zainteresowanie prasy tylko zniszczyło to, co udało mu się zbudować.
Do tej pory zresztą unika imprez branżowych, niechętnie pozuje do zdjęć, a dziennikarzy omija szerokim łukiem. I trudno mu się dziwić – w końcu kilka lat temu jego nazwisko nad wyraz często gościło na pierwszych stronach tabloidów.
A aktorowi znudziło się dementowanie kolejnych plotek, które odbijały się zwłaszcza na jego życiu rodzinnym. Coraz rzadziej też pojawia się na ekranach...
Studenckie małżeństwo
Urodził się 1 lutego 1969 roku w Sycowie. W 1991 roku ukończył Wydział Aktorski wrocławskiej PWST i zadebiutował na scenie. Już wtedy był mężem koleżanki ze studiów, w której zakochał się bez pamięci, Jolanty Fraszyńskiej.
Wydawali się idealną parą, toteż ich rozwód po zaledwie czterech latach małżeństwa zaskoczył wszystkich. Córka Nastazja, decyzją sądu, została pod opieką matki. Co doprowadziło do rozstania?
Znajomi twierdzili, że Fraszyńska, niemogąca narzekać na brak zleceń, coraz rzadziej spędzała czas z rodziną, a Gonera, wówczas aktor mało znany, siedział w domu. To rodziło frustrację.
Pomylił przyjaźń z miłością
Rozwód wywrócił życie Gonery do góry nogami – aktor odreagował na imprezach, topiąc smutki w kieliszku.
Wtedy też w jego życiu ponownie pojawiła się przyjaciółka z dzieciństwa, Edyta Bach, która dopiero co rozstała się ze swoim partnerem. Wspierali się w najtrudniejszych chwilach, ale nigdy nie zalegalizowali związku – jak twierdzą ich znajomi, kochankowie ponoć podświadomie zdawali sobie sprawę, że łączy ich prawdziwa przyjaźń, a nie miłość.
- Byli dla siebie ratunkiem w trudnych chwilach i pomylili przyjaźń z miłością – komentowała koleżanka pary w Na żywo.
''Dopełniła mnie''
Drugą żonę, studentkę prawa Karolinę Wolską, poznał w restauracji, w której pracowała jako kelnerka.
On był już wtedy aktorem rozpoznawalnym, za którym szalały tłumy kobiet, ale bez wahania oddał serce subtelnej i pięknej Wolskiej. Ślub wzięli w połowie 2003 roku, a kilka miesięcy później na świat przyszedł ich syn Teodor.
- To nie było zauroczenie, raczej spotkanie połówek pomarańczy. Zauroczenie mija, a ja wiedziałem, że chcę z Karoliną być zawsze – cytuje jego słowa Życie na gorąco. - Nie wiem, na czym polega sekret naszego wspólnego bycia, ale jest cudownie. Dopełniła mnie, świat stał się doskonały.
''Najczęściej przychodzi kryzys''
Dla ukochanej żony poświęcił karierę – odrzucił wiele propozycji zawodowych, chcąc spędzać czas u jej boku; zawsze stawiał rodzinę na pierwszym miejscu. Pięć lat po ślubie doczekał się drugiego syna, któremu nadano imię Leopold.
Ale i ten związek się wypalił. W 2012 roku małżonkowie zdecydowali się na rozwód.
- Najczęściej przychodzi kryzys. W szczególności kiedy ludzie się kochają. Bo kiedy się nie kochają, to łączą ich interesy, dystans i chyba tak jest lepiej. Pamiętajmy, że kryzys jest zawsze udziałem obu stron – tłumaczył Gonera w Vivie. - Choć to nie ja wystąpiłem o rozwód. Próbowałem ratować małżeństwo. Ratowaliśmy w tym samym czasie, tyle że w przeciwległych kierunkach.
Krzywdzące plotki
Ale rozwód to nie jedyny problem, z jakim musiał się zmierzyć Gonera.
Kiedy w 2007 roku kręcił „Determinatora”, nazwisko aktora znalazło się na pierwszych stronach gazet – sam zainteresowany twierdził, że wówczas prasa naruszyła prywatność jego rodziny i małżeństwo znacznie na tym ucierpiało.
Plotkowano bowiem, że Gonera przeszedł załamanie nerwowe, uciekł z planu i wiele godzin błąkał się po lesie, a policji, która go znalazła, próbował wmówić, że jest bohaterem, którego grał w filmie. Po tym wszystkim aktor miał zostać przewieziony do szpitala psychiatrycznego.
''Taka jest prawda o tym zdarzeniu''
Sam aktor, nie mogąc znieść nagonki prasy, wreszcie zabrał głos i postanowił wyjaśnić, co się naprawdę wydarzyło.
- Zasnąłem w samochodzie ze zmęczenia w oczekiwaniu na zdjęcia, wyładował mi się telefon komórkowy - opowiadał na Facebooku. - Obudzili mnie policjanci, którzy bez podania przyczyny nie chcieli mnie puścić ani skontaktować z produkcją. Po długich negocjacjach odmówiłem kontaktu, który i tak był bez sensu. Po godzinie zebrała się spora grupa gapiów z pobliskiej wsi, pojawił się ktoś z produkcji. Byłem spokojny, choć bardzo zmęczony. Od policjanta otrzymałem „ofertę”: albo zamkną mnie na 48 h pod niejasnym zarzutem, albo zabierze mnie karetka pogotowia przybyła na miejsce. Wybrałem karetkę. - W nocy przyjechała po mnie żona i rano zabrała mnie do Wrocławia. Tam odpocząłem dwa dni i wróciłem do pracy – dodawał. - Od tamtej pory trwa koszmar przeciwstawiania się tym fałszywym doniesieniom i domniemaniom, udowadniania, że potrafię pracować, komunikować się i normalnie żyć. Taka jest prawda o tym zdarzeniu. Nie chodziłem po lesie, nie byłem agresywny, byłem po prostu skrajnie zmęczony. Proszę o
usunięcie nieprawdziwych informacji z internetu i zaprzestanie ich rozpowszechniania.
Kolejne komplikacje
Obecnie życie aktora nie jest wcale mniej skomplikowane. Po rozwodzie z Wolską wyniósł się z ich domu pod Wrocławiem i przeprowadził do Warszawy, aby, jak twierdził, odnowić kontakt z córką z pierwszego małżeństwa.
Tabloidy donoszą również, że Gonera zamierza wywalczyć częstsze spotkania ze swoimi synami – bo podobno widuje ich zaledwie dwa razy w roku.
Czy teraz, kiedy powoli zaczął porządkować swoje życie osobiste, zaprowadzi też porządek w tym zawodowym? Ostatni raz na dużym ekranie pojawił się w zmiażdżonym przez krytykę „Big Love”. Od tamtej pory występuje jedynie w serialach, i to najczęściej gościnnie. (sm/gk)