Robert Redford przez przelotny romans stracił żonę. Dopiero 24 lata później znów znalazł miłość

Robert Redford przez przelotny romans stracił żonę. Dopiero 24 lata później znów znalazł miłość
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Po sześciu dekadach spędzonych przed kamerami Robert Redford, który 18 sierpnia obchodził 82. urodziny, oznajmił dziennikarzom, że przechodzi na emeryturę, a film "The Old Man & The Gun" (światowa premiera zaplanowana na wrzesień tego roku) jest ostatnim w jego karierze.

Redforda, nazywanego "złotym chłopcem z Kalifornii", media usilnie kreowały na amanta i łamacza kobiecych serc, chociaż on sam starał się odcinać od takiego wizerunku i przeprowadzał ostre selekcje scenariuszy, byle tylko nie dać się zaszufladkować. Wściekał się, gdy krytycy, zamiast skupiać się na filmie, rozprawiali o jego warunkach fizycznych; nie przepadał też za sławą i wolał zaszyć się w domu na odludziu, niż brylować w towarzystwie innych gwiazd. Do szumu wokół swojej osoby podchodzi z dystansem.

– Dobrze, że w Hollywood nie trzeba umrzeć, by stać się legendą – żartował.

1 / 4

W pogoni za marzeniami

Obraz
© Materiały prasowe

Ojciec, księgowy, który marzył o dziennikarskiej karierze, powtarzał swoim synom, że zawsze powinni podążać za głosem serca. Te słowa mocno utkwiły w głowie młodemu Redfordowi, choć przyznawał, że długo nie wiedział, co chciałby robić w życiu. Najpierw zamierzał zostać sportowcem, potem skupił się na sztuce.

- Kiedy byłem chłopakiem, nie miałem pojęcia, co ze sobą zrobić. I co tu kryć - mocno przeginałem. Robiłem głupie rzeczy, bardzo niebezpieczne i autodestrukcyjne. No, nie miałem na siebie pomysłu. Wyrzucali mnie za pijaństwo ze szkół, rozrabiałem. A kiedy pojawiła się sztuka, życie nabrało sensu. Uspokoiłem się, odnalazłem - opowiadał w "Newsweeku".

2 / 4

Ekranowy amant

Obraz
© Materiały prasowe

Z czasem pojawiło się też zainteresowanie aktorstwem - Redford zapisał się do Academy of Dramatic Arts, a w 1959 roku zadebiutował na Broadwayu w sztuce "Tall Story". Potem ściągnął na siebie uwagę filmowców. Reżyserzy najchętniej widzieli go w rolach amantów i chociaż Redford cieszył się, że mógł zagrać w "Boso w parku", "Wielkim Gatsbym" czy "Pożegnaniu z Afryką", nie ukrywał, że wolałby kreować bardziej wyraziste role. Bojąc się zaszufladkowania, odrzucił na przykład propozycję zagrania w "Absolwencie" czy "Kto się boi Wirginii Woolf".

- Cieszę się, że mogłem wystąpić w "Kandydacie" czy "Wszystkich ludziach prezydenta". Nie wiem, dlaczego widzowie zapamiętali mnie jako "złotego chłopca Hollywood". Tak naprawdę nigdy nim przecież nie byłem i nie rozumiem, dlaczego uważano mnie za przystojniaka. Naprawdę się wściekłem, gdy po "Hawanie" krytycy rozpisywali się o tym, jak staro wyglądam; nie interesowała ich rola, tylko moje zmarszczki.

3 / 4

Miłosne zawirowania

Obraz
© Getty Images

Nigdy nie lubił szumu wokół siebie, nie znosił pytań o życie prywatne. Wraz z żoną Lolą przeniósł się Utah, na odludzie, gdzie mógł w spokoju hodować konie. Miał również nadzieję, że dzięki zmianie miejsca zamieszkania zdołają pogodzić się z tragedią, która ich spotkała - śmiercią ich pierworodnego syna Scotta. Chłopiec zmarł na w wyniku nagłej śmierci łóżeczkowej.

- Myśleliśmy, że to nasza wina, nie mogliśmy się z tym pogodzić - opowiadał.

Czas jednak zaleczył rany; para doczekała się trójki dzieci i wiodła udane i szczęśliwe życie - dopóki w 1985 roku Redford nie poznał pięknej Soni Bragi. Jego romans z aktorką przetrwał kilka miesięcy, ale małżeństwo i tak się rozpadło. Braga usprawiedliwiała się później, twierdząc, że z Redfordem łączyła ją tylko przyjaźń.

- To kłamstwo - mówiła, pytana o ich związek. - Gdyby to była prawda, powiedziałabym o tym. W romansach nie ma nic złego. Jednak ja ich nie miałam i nie będę wmawiać ludziom, że było inaczej.

W 2009 roku Redford poślubił Sybille Szaggars, awangardową malarkę.

4 / 4

Oscarowa mowa

Obraz
© Materiały prasowe | Materiały prasowe

Aktorstwo mu nie wystarczało; zajmował się też produkcją filmów i wreszcie został też reżyserem - a za swój debiutancki film, "Zwykli ludzie", otrzymał Oscara. Jego mowa zapisała się w historii jako najkrótsze podziękowania podczas ceremonii; aktor rzucił bowiem tylko:

- Dziękuję bardzo - i zszedł ze sceny.

Zapewnia, że jego kariera była nader owocna i udana; a jeśli miałby czegoś żałować, to tylko przesłuchania do "Ojca chrzestnego".

- Myślałem, że rolę Michaela Corleone mam już w kieszeni… - wspominał. - Niestety, zaraz po mnie wszedł Al Pacino. I wiadomo, co było dalej.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (107)