Sceny w "Klerze" przypominają historię ks. Henryka Jankowskiego. Wymowna sugestia
Po głośnym reportażu o ks. Henryku Jankowskim pojawia się coraz więcej opinii, że był pierwowzorem jednego z księży w "Klerze". Sceny przedstawione w filmie niepokojąco przypominają wstrząsające wydarzenia z reportażu o słynnym duchownym.
04.12.2018 | aktual.: 27.03.2019 14:21
Wokół filmu "Kler" nie cichnie dyskusja. Niektórzy widzowie nie kryli wzburzenia faktem, że jednym z czarnych charakterów w filmie jest kapelan Solidarności. Podkreślali, że sceny z jego udziałem były wręcz przesadzone. Reportaż Bożeny Aksamit, który ukazał się w poniedziałek w "Dużym Formacie" o nieżyjącym już ks. Henryku Jankowskim słynnym prałacie parafii św. Brygidy w Gdańsku, pozwolił odbiorcom filmu spojrzeć na kontrowersyjną postać z innej perspektywy.
Wstrząsające fakty zawarte w materiale, a także relacja bohaterki reportażu, Barbary Borowieckiej, o wykorzystywaniu seksualnym, jakiego miał się dopuszczać wobec dzieci, łudząco przypomina wydarzenia przedstawione w "Klerze". Mowa o wątku ks. Andrzeja Kukuły (w tej roli wystąpił Arkadiusz Jakubik), pokrzywdzonego przez wpływowego i szanowanego przed laty duchownego. Kapłan po spotkaniu z emerytowanym już księdzem Stanisławem wyjawia parafianom, że padł ofiarą molestowania.
Wyznaje też, że duchowny straszył go karą piekielną w razie ujawnienia ich intymnych kontaktów. W retrospekcji widzimy, w jakich okolicznościach dochodziło do spotkań małego Andrzeja i ks. Stanisława (w tej roli Rafał Mohr), a także jak duchowny odprawia mszę w otoczeniu wiernych trzymających flagi Solidarności.
Teraz za sprawą publikacji materiału "Dużego Formatu" wielu internautów nie ma wątpliwości, że postać ks. Stanisława, grana przez Rafała Mohra, jest wzorowana na nieżyjącym ks. Jankowskim. Podobnie jak w filmie, szokujące fakty ujrzały światło dzienne po wielu latach.
W mediach pojawia się coraz więcej sugestii, że sceny, które przedstawia Wojciech Smarzowski na ekranie, to echa wydarzeń właśnie z udziałem słynnego duchownego. Choć ze strony produkcji nie ma potwierdzenia, to trudno oprzeć się wrażeniu, że historie są zbieżne. Reżyser wraz ze współscenarzystą, Wojciechem Rzehakiem, dokumentując przypadki pedofilii wśród księży spędził dwa lata.