Sen o Warszawie [RECENZJA]
„Sen o Warszawie”, dokument, którego twórcy śledzą życie Czesława Niemena od narodzin aż do śmierci, budzi sprzeczne emocje. Z jednej strony imponuje zasobem faktów i informacji, jakie prezentuje na temat muzyka, z drugiej – irytuje archaiczną formą i gloryfikacją bohatera. Mimo wszystko jednak spełnia swoją rolę – po seansie ma się wrażenie, ze Niemen był postacią równie wartą uwagi, jak jego szlagiery.
20.11.2014 10:27
Niemen wielokrotnie wygrywał rankingi na najważniejszych wokalistów w historii muzyki popularnej w Polsce. Można tu podeprzeć się kilkoma truizmami w rodzaju „jego nazwisko znają wszyscy, a jego piosenki wszyscy śpiewają”. Jak się okazuje – niekoniecznie. Znamy co najwyżej pseudonim sceniczny (wybrany zresztą na potrzeby kariery na Zachodzie, która nigdy się nie rozwinęła). Prawdziwe nazwisko artysty – Czesław Wydrzycki kołacze w głowie nielicznym. Magowski zadbał o to, by każdy widz tego filmu już nie mógł o nim zapomnieć.
Udaje się twórcy utrzymać uwagę odbiorców głównie dzięki dokładnej znajomości bohatera. Przyjaciele i rodzina artysty oraz „niemenolodzy” mówią o nim rzeczy ciekawe, ale uparcie unikają kwestii drażliwych. Poznajemy tylko pozytywne oblicze muzyka, o jego ciemnej stronie wszyscy milczą. Pcha to film w stronę laurki, nieskalanej, a przez to fałszywej.
Szkoda, bo Magowski nie ma problemu z dyscypliną w swojej opowieści. Rzadko popada w patos czy tanią egzaltację. Jeśli jego rozmówcy chwalą Niemena, to mają ku temu konkretne powody. Niemen broni się sam, nie potrzebuje do tego naginania rzeczywistości. Po co więc w filmie zastosowano niesprawiedliwe wybiegi? Tych jest co najmniej kilka, zwłaszcza w wątku rodzinnym. Magowski przypomina o pierwszym ślubie swojego bohatera, który odbył się cichaczem, był efektem młodzieńczej miłości. Małżeństwo rozpadło się, ale nikt nie szuka winnego, zresztą po co od razu winnego – wystarczyłyby konkretne powody. Tymczasem rzecz zbywa się stwierdzeniem, że miłość się wypaliła. Jakie to życiowe, jakie to współczesne… Żeby było ciekawiej – o drugim ślubie muzyka nawet się nie wspomina. To co, tam miłość się nigdy nie rozpaliła? Jest za to wątek romansu z włoską piosenkarką, mężatką Faridą Ganki, tak w filmie przedstawiony, jakby była to jedna z najbardziej tragicznych, bo niespełnionych historii miłosnych w epoce PRL-u.
Pokazano ją tu bezkrytycznie, jakby w myśl modernistycznego założenia, że artyście wolno więcej. Czyżby?
Te i inne uproszczenia irytują, tak samo jak archaiczna forma „Snu…”. Dokument ma formułę „gadających głów”, jakże niepasującą do opowieści o człowieku tak kolorowym, na temat którego zgromadzono liczne materiały archiwalne. Te, owszem, pojawiają się w filmie, nadając mu pewien rytm, ale są albo przerywnikiem, albo – rzadziej – ilustracją do słów dziennikarzy i osób z otoczenia Niemena.
Należy się za to twórcom pochwała za podejście do tematu polityki. Nie ma w „Śnie o Warszawie” utyskiwań na komunistyczną władzę, jakże typowych dla opowieści o Niemenie. Chociaż wielokrotnie wspomina się o niesprawiedliwych zagrywkach decydentów w stosunku do bohatera (słynne zmanipulowanie jego wypowiedzi, które wybrzmiało tak, jakby Niemen popierał stan wojenny, a nie „Solidarność”; odmówienie mu licencji, dzięki której mógł zarabiać godziwe pieniądze) nie są one obciążone resentymentami, nie wyrażają też współczucia, które zdecydowanie zabiłoby tę narrację.
„Snem o Warszawie” Niemen zyskuje wyczerpującą, choć encyklopedyczną biografię skupioną na jego jasnej stronie. Szkoda, że trzeba czekać na jej uzupełnienie o stronę ciemną. Ta zapowiada się zdecydowanie bardziej interesująco.