Dystrybutor reklamuje swój film jako powtórkę z zeszłorocznej „Piranii”. Nie jest to niestety porównanie trafione, bo choć w obu przypadkach mamy do czynienia z wodną odmianą nurtu animal attack, oba filmy dzieli głęboka przepaść. Horror Alexandra Aji był bezkompromisowym, ale też zatopionym w pastiszu kinem gore, podczas gdy David Ellis nakręcił rzecz nieprzyzwoicie poważną i zaskakująco, jak na obrany gatunek, powściągliwą.
Zaskakujące to o tyle, że do dyspozycji miał cały alfabet wakacyjnego campu – nastolatki w bikini, rekiny w jeziorze (!), wybuchające łodzie i groteskową fabułę… Jak to w ogóle mogło się nie udać?! Film trwa niespełna półtorej godziny, ale sporo w nim niemądrych decyzji. Ekspozycja trwa tu bardzo długo, bohaterowie są nierozgarnięci, a tytułowe rekiny pokazywane bardzo oszczędnie. Dodatkowo, wszystko psuje efekt 3D – wyjątkowo słaby i dodany do ujęć nocnych, przez co na ekranie często niewiele widać.
A co z resztą? Cóż, wpisana w sztampową fabułę akcja jest zaskakująco niemrawa. Operator często odwraca wzrok od najbardziej łakomych kąsków, jakby bał się, że w kadrze znajdzie się przypadkiem kawałek piersi albo zalane posoką zwłoki. Nie bez powodu film Ellisa dostał łagodne ograniczenie wiekowe PG-13, co dla horroru jest jak wyrok śmierci.
W „Nocy…” brakuje składników, które przeświadczyły o sukcesie wspomnianej we wstępie „Piranii” – czarnego humoru, golizny i lejącej się strumieniami krwi. Oj, marne to pożegnanie z sezonem dla miłośników horroru…