Sławomir Sulej: ''Chciałbym kiedyś zagrać kogoś miłego i ciepłego''
03.04.2015 | aktual.: 22.03.2017 09:37
Ma 65 lata i uchodzi za jednego z najbardziej charakterystycznych polskich aktorów. W filmie „Psy II: Ostatnia krew” wygłaszał kultową już kwestię „Wyrwałem chwasta”, a sympatię widzów zdobył dzięki rolom Kudłatego w „Kilerze” i ochroniarza Małpy w „Poranku kojota”.
Ma 65 lata i uchodzi za jednego z najbardziej charakterystycznych polskich aktorów. W filmie „Psy II: Ostatnia krew”, 5 kwietnia minęło 21 lat od premiery, wygłaszał kultową już kwestię „Wyrwałem chwasta”, a sympatię widzów zdobył dzięki rolom Kudłatego w „Kilerze” i ochroniarza Małpy w „Poranku kojota”.
Lecz choć na ekranie pojawia się regularnie od początku lat 90., jego talent i potencjał często pozostają niezauważone i niewykorzystane przez twórców. Sulej otrzymuje zwykle role epizodyczne, grywa w produkcjach niszowych, nie zabiega za wszelką cenę o rozgłos.
Na co dzień realizuje się na deskach teatrów, choć nie ukrywa, że ma pewną słabość do rodzimej branży filmowej. Na ekranach kin możemy go właśnie oglądać w „Sąsiadach” Grzegorza Królikiewicza.
''Wyrwałem chwasta''
To niewielka rola w filmie „Psy II: Ostatnia krew” Władysława Pasikowskiego uczyniła z niego aktora rozpoznawalnego.
- Jeszcze do tej pory, kiedy wejdę do jakiegoś pubu, to ludzie klepią mnie po plecach z powodu tamtej roli. Jest to nawet przyjemne – opowiadał.
Ale po premierze filmu nie został wcale zasypany kolejnymi propozycjami i znowu poświęcił się głównie pracy w teatrze.
''Nie mam szczęścia do castingów''
Pytany o przebieg swojej kariery filmowej, wyznawał, że na początku wcale nie było mu łatwo i wiele zawdzięcza życzliwości kolegów po fachu.
- Zagrałem w jednej reklamówce, do której zaangażowano mnie po castingu – mówił w wywiadzie dla Gazety wyborczej. – Do filmu jednak nigdy z castingu nie trafiłem. Przed realizacją „Psów II” zaproszono mnie na zdjęcia próbne, ale praktycznie nie miałem wtedy żadnej konkurencji. Przyszedłem na przesłuchanie sam, z tekstem, który dostałem od reżysera i dostałem rolę. Nie mam wprawdzie szczęścia do castingów, ale mam życzliwych kolegów, którzy o mnie pamiętają i polecają mnie reżyserom.
Zawsze na drugim planie
Po „Psach II” (1994) udało mu się zagrać epizod w „Nic śmiesznego” (1995), dostał niewielką, ale charakterystyczną rólkę Kudłatego w „Killerze” (1997), wystąpił w „Sarze” (1997) i zabłysnął w „Poranku kojota” (2001) jako ochroniarz Małpa.
Pojawił się również w trzech niezbyt dobrze przyjętych przez krytykę filmach z ostatnich lat: „Sztos 2” (2011), „Wyjazd integracyjny” (2011) i „Kac Wawa 3D” (2012).
Wszystko przez łysinę
Ze względu na jego charakterystyczną fizjonomię, filmowcy najchętniej proponują mu role bohaterów negatywnych. Sulej nie ukrywa, że nie jest zbyt zadowolony z takiego zaszufladkowania.
- Przeszkadza mi to – mówił Gazecie wyborczej. - Kiedy w czasach kryzysu w latach 80. ogoliłem głowę, w teatrze zaczęto mnie obsadzać w rolach szwarccharakterów. Chciałbym kiedyś zagrać kogoś miłego, rodzinnego i ciepłego, bo taki naprawdę jestem. Płaczę na filmach, zawsze na finałowej scenie „Dworca białoruskiego” (film w reżyserii Andreya Smirnova z 1971 roku – przyp. red.).
''Zdarza mi się zrobić coś tylko dla pieniędzy''
Nie ukrywa, że aktorstwo nie jest bezpiecznym wyborem. Często całymi miesiącami nie otrzymywał żadnych propozycji i na jakiś czas niemal wypadł z gry. Potem chwytał się każdej szansy, byle tylko wrócić do pracy.
- Przeżyłem czasy bezrobocia i takiej nudy, która aktora całkowicie rozwala – mówił w jednym z wywiadów.
- To jednak nie jest tak, że z aktorstwem jest jak z jazdą na rowerze, że się po latach wsiada i się jedzie. Jeżeli to się opuściło na jakiś czas, to wtedy wchodzi się w jakieś inne… zastępcze chałtury. Trzeba się pilnować, żeby nie wejść w jakąś szmirę. Czasami, nie za często, ale zdarza mi się zrobić coś tylko dla pieniędzy. Tak szybko, szybko.
''Nie lubię oglądać siebie w kinie''
I choć zazwyczaj – zarówno za role filmowe, jak i teatralne – zbiera doskonałe recenzje, sam do swoich występów podchodzi o wiele bardziej krytycznie.
- Nie lubię oglądać siebie w kinie, na ekranie. Nie znoszę tego, ponieważ wydaje mi się, że zawsze mógłbym coś poprawić. Zawsze widzę moje mankamenty – opowiadał w jednym z wywiadów. Po czym dodawał przewrotnie:
- Tak samo jest na przykład z wywiadami. Nie znoszę udzielać wywiadów, ponieważ po takim wywiadzie, jednym czy drugim, ja mam dwie noce nieprzespane. Analizuję taki wywiad i mówię: „Boże drogi! Takich głupot naopowiadałem! A można było tak inteligentnie, tak błyskotliwie. Tak mnie zaskoczyła tym pytaniem, no zabrakło mi słowa. O! Teraz pamiętam to słowo, teraz bym to inaczej ujął, zabawniej, fajniej”.
''Teatr jest wspaniały, teatr jest cudowny''
Ta próba dążenia do doskonałości jest po części wyjaśnieniem, dlaczego Sulej nad film przedkłada teatr.
Wielokrotnie tłumaczył, że film jest zamkniętą całością, której nie da się już zmienić, zaś rolę w teatrze można ulepszać wraz z każdym kolejnym spektaklem. I choć branży filmowej opuszczać nie zamierza, tak naprawdę nie wyobraża sobie życia właśnie bez teatru.
- Uwielbiam teatr i nigdy bym go nie zamienił, nawet gdybym miał taką propozycję. Oczywiście gdybym dostał główną rolę w filmie, to bym nie odmówił. Nie jestem idiotą. Ale żeby tak się przestawić całkowicie na film i odizolować się od teatru, Boże, broń! Teatr jest wspaniały, teatr jest cudowny – mówił. (sm/gk)