"Smoleńsk": Tak wygląda filmowa para prezydencka
Z końcem kwietnia ekipa *Antoniego Krauzego kończy zdjęcia do filmu, który jeszcze nim powstał, podzielił opinię publiczną. Produkcja opowiadająca o jednym z najtragiczniejszych wydarzeń ostatnich lat - katastrofie prezydenckiego samolotu, wywołuje ogromne emocje. Prezentujemy kadry ze „Smoleńska”, przypominany kontrowersje jakie narosły wokół filmu na przestrzeni ostatnich miesięcy oraz komentarze, jakich w związku z nimi udzielił nam jeden z autorów scenariusza - Maciej Pawlicki.*
22.04.2015 11:47
Na zdjęciach z planu (prezentujemy je poniżej) można zobaczyć między innymi ekranową prezydencką parę; Lecha Kaczyńskiego zagrał Lech Łotocki, w jego żonę Marię wcieliła się zaś Ewa Dałkowska.
Jak powiedziała nam Zuzanna Boryszewska, asystentka producenta, ekipa obecnie przebywa w USA, gdzie kręcona jest ostatnia część filmu. Premierę kinową zaplanowano na październik lub listopad bieżącego roku. Boryszewska dodała również, że „Smoleńsk” powstaje z inicjatywy społecznej; większa część budżetu pochodzi z prywatnych źródeł. To właśnie wsparcie ludzi daje twórcom poczucie misji, czują się zobligowani do nakręcenia tego filmu. Darczyńcy zostaną w napisach wymienieni jako inwestorzy oraz mają zagwarantowane udziały w zyskach.
Zobacz zdjęcia z planu i kadry filmu "Smoleńsk":
[
Ewa Dałkowska i Lech Łotocki jako Maria i Lech Kaczyńscy **
]( http://film.wp.pl/smolensk-tak-wyglada-filmowa-para-prezydencka-6025245000643201g )**
**
To wsparcie od prywatnych ludzi i niewielkich instytucji było niezbędne, by film Krauzego mógł powstać, bowiem PISF odrzucił prośbę o jego dofinansowanie. - Film „Smoleńsk” negatywnie oceniony przez ekspertów Instytutu. Podzielam ich opinię na temat jakości artystycznej scenariusza – napisała na Twitterze Agnieszka Odorowicz. Jak podaje PAP, komisja ekspercka PISF-u miała twardy orzech do zgryzienia, a jej członkowie długo nie mogli dojść do porozumienia. Jedni uważali, że „film na tak ważny i bolesny temat dla wszystkich Polaków powinien powstać”, inni wskazywali warsztatowe wady scenariusza, twierdząc, że to pełna „patetycznych dialogów” „fabularyzowana publicystyka, która tonie w dialogach i monologach”. Największe kontrowersje wzbudzić jednak miała jedna z ostatnich scen, podczas której duchy ofiar katastrofy lotniczej spotykają się z duchami zamordowanych w Katyniu oficerów. Do krytyki tej odniósł się w rozmowie z Wirtualną Polską Maciej Pawlicki.
- Decyzja PISF spowodowana była, jak wiemy nieoficjalnie, tym że scenariusz jest rzekomo antyrosyjski. Recenzję przeczytaliśmy jednak z uwagą, jak wszystkie recenzje. Nasz film jest adresowany do wszystkich, którzy maja poczucie, że nie trwamy w katastrofie posmoleńskiej, że dalsze pogłębianie nienawiści jest złe dla nas wszystkich. Myślę, ze „Smoleńsk” będzie zaskoczeniem dla wielu widzów, a czy jest „fabularyzowaną publicystyką”? A "Czarny czwartek" nią był? To przecież ten sam reżyser - mówi współtwórca scenariusza.
- Co do motywu spotkania ofiar Katynia i Smoleńska - chyba nie było w historii polskiego filmu sceny, która budziłaby taką złość, której powstaniu tak wielu chciało zapobiec. Mimo to ją zrealizowaliśmy. To scena poetycka, jej ostateczny kształt powstanie na montażu, więc apeluję o nieco tolerancji dla wizji wybitnego twórcy - dodaje Pawlicki.
Krauze nigdy nie krył, że opowiada się za teorią o „zamachu”. Scenariusz, napisany przez Marcina Wolskiego, Macieja Pawlickiego i Tomasza Łysiaka, również powiela tę wersję wydarzeń; zresztą Krauze już wcześniej mówił, że fabułę oprze na „faktach ustalonych przez zespół Macierewicza”.* - Strzały w Gruzji nie były przypadkowe. Już wcześniej testowali, czy mogą zabić Lecha Kaczyńskiego. To jest klucz do zrozumienia, dlaczego zginął –* przytacza "Gazeta Wyborcza" słowa reżysera.
Krauze od samego początku twierdził, że jego projekt bojkotowano; z tego też powodu miał ogromne problemy ze skompletowaniem obsady. - Każdy uczciwy aktor, odrobinę myślący, powinien odmówić. Ja bym oczywiście odmówił, gdyby mnie zaproszono do zagrania -powiedział w "Kropce na i" Daniel Olbrychski. Zgodził się z nim Marian Opania, który odrzucił zaproponowaną mu rolę Lecha Kaczyńskiego. - Taką propozycję miałem, ale z racji swoich zapatrywań polityczno-społecznych odmówiłem. Tak się porobiło, że jedni są po tej stronie barykady, niepotrzebnie, a drudzy po drugiej – tłumaczył w "Super Expressie".
Ten „bojkot” oburzył nie tylko Krauzego, ale i prawicę, która najpierw zaatakowała PISF, później odmawiających aktorów, a na koniec powołała fundację Smoleńsk 2010. - To najlepszy dowód, co się stało z Polską. Mam poczucie deja vu, że wróciłem do czasów PRL – mówił Krauze w "Super Expressie". - Ludzie zaczęli się ponownie bać, nie czegoś, co im naprawdę zagraża, ale konsekwencji swoich decyzji, własnych poglądów. Ludzi owładnął jakiś paraliż, strach. Boją się ostracyzmu towarzyskiego, ale myślę, że jest w tym coś więcej.
- Film nie rości sobie praw do ustalania przyczyn tragedii, to rola śledczych i naukowców. Koncentrujemy się na losach ludzi najbardziej tą tragedią poszkodowanych. Najlepszą odpowiedzią na wszystkie zarzuty kierowane w stronę filmu, będzie odpowiedz widzów po premierze - kończy naszą rozmowę Maciej Pawlicki.