Star Trek: legenda po liftingu
05.05.2009 | aktual.: 22.03.2017 21:44
Młodszy, atrakcyjniejszy i zrywający z przeszłością – taki jest nowy „Star Trek” w reżyserii J.J. Abramsa.
[
]( http://www.przekroj.pl ) Młodszy, atrakcyjniejszy i zrywający z przeszłością – taki jest nowy "Star Trek" w reżyserii J.J. Abramsa. Przypominając kultowy serial z końca lat 60., przyglądamy się, co kosmiczna opowieść zyskała, a co mogła stracić.
Nie musisz znać poprzednich części
Data gwiezdna: 8 maja 2009. statek Uss Enterprise wyruszył właśnie w najnowszą misję. Zatytułowany po prostu "Star Trek" jest 11. filmem fabularnym z kosmicznego cyklu, na który składa się jeszcze pięć seriali. Od razu jednak uspokajam – nawet jeśli nie widzieliście pół odcinka, nie wiecie, czym jest phaser ani prędkość warp, a słowo „Klingon” kojarzy wam się z jakimś azjatyckim daniem, bez problemu odnajdziecie się w świecie nowego „Star Treka”, o co zadbał sam twórca.
Reżyser J.J. Abrams o filmie
– Zrobiłem ten film z myślą o nowych fanach – mówi reżyser J.J. Abrams, który od czasu sukcesów seriali "Agentka o stu twarzach", "Zagubieni" czy |Mission: Impossible 3" uchodzi w Hollywood za króla Midasa.
Dawka solidnej rozrywki
Nic dziwnego, że to jemu powierzono wyprawienie „Star Treka” w kolejną podróż. Przy czym Abrams nigdy nie ukrywał, że jego produkcja ma raczej rozpocząć nowy cykl o przygodach kosmicznych kowbojów z Gwiezdnej Floty, niż kontynuować stary. Udało mu się – jego film może do historii kinematografii nie przejdzie, za to spragnionym przygód nastolatkom dostarczy solidnej rozrywki.
Star Trek - Początek
Akcja "Star Treka" startuje w odległej przyszłości, ale jeszcze przed wydarzeniami pokazanymi w poprzednich produkcjach – poznajemy tu młodość postaci z pierwszego serialu „Star Trek: Oryginalna seria” emitowanego w amerykańskiej telewizji w latach 1966–1969 (pierwszy film fabularny powstał w 1979 roku). Jim Kirk nie dowodzi jeszcze Enterprise, jest rzutkim młodzieńcem i uwielbia ładować się w kłopoty.
Chrzest bojowy
Za namową kapitana Pike’a zaciąga się do Akademii Gwiezdnej Floty i tym samym idzie w ślady swojego ojca, bohatera, który przed laty oddał życie za innych. Podczas studiów Jim poznaje część przyszłej załogi Enterprise: doktora McCoya, Uhurę i oczywiście Spocka. Ich chrztem bojowym będzie walka z podróżującym w czasie Romulaninem Nero.
USS Enterprise z supermarketu
Odmłodzony został też statek kosmiczny, którego pokład, a szczególnie mostek kapitański, przypomina wnętrze centrów handlowych. Filmowcy najwyraźniej chcieli, aby w świecie „Star Treka” swojsko poczuły się nastolatki, które tytuł zapewne kojarzą z telewizyjną ramotą dla kujonów i nudziarzy. Inny sposób na przyciągnięcie ich do kin to obsadzenie w głównych rolach atrakcyjnych aktorów (Chris Pine, Zachary Quinto, Zoe Saldana). Klarowna fabuła, którą widz może ogarnąć, chrupiąc popcorn, pomogła przefastrygować „Star Treka” na wzór przygodówek uznawanych przez dzisiejsze dzieciaki za klasykę.
X-Meni, Harry Potter i Star Trek
– Film trafi do widowni wychowanej na X-Menach czy Harrym Potterze. Nie szkodzi, że nie znają oryginału. Na pewno o nim słyszeli, a to sprawia, że chętniej obejrzą ten film niż jakiś zupełnie nieznany – wyjaśnia "Przekrojowi" Scott Foundas, krytyk filmowy z "LA Weekly". – Część z nich przecież chodzi na remaki i sequele hitów sprzed lat, takich jak "Batman", "Indiana Jones" czy horrory "Piątek trzynastego", "Ostatni dom na lewo" albo "Krwawe walentynki".
Nowy „Star Trek” wpisuje się dokładnie w ten nurt współczesnego kina, które pasożytuje na swoich dawnych legendach.
Gniew fanów
Wytwórnia Paramount długo się wzbraniała przed ożywieniem „Star Treka”, którego poprzednia część, dramatycznie niedobra „Nemesis”, poległa w 2002 roku. Do inwestycji w lifting klasyka producentów zachęcił najpewniej sukces „Transformers”, fabularnej wersji serialu o skonfliktowanych grupach robotów, która zarobiła kilkaset milionów dolarów. Przeszkoda na drodze Enterprise pozostawała jedna – jak, tworząc film atrakcyjny dla młodej widowni, nie obrazić za mocno fanów, dzięki którym „Star Trek” nie wpadł w czarną dziurę telewizyjnego archiwum i zyskał status kultowej produkcji?
Trekkies
Wielbiciele serii, zwani popularnie Trekkies lub Trekkers, byli przez lata obiektem złośliwych żartów i docinków. Traktowano ich jak nieszkodliwych dziwaków jeżdżących na zloty we własnoręcznie uszytych mundurach oficerów Gwiezdnej Floty lub odzianych w plastikowe uszy. To zresztą opinia nie tylko krzywdząca, ale także niesprawiedliwa, ponieważ fani „Star Treka” nie zajmują się wyłącznie dzierganiem ubrań.
Waleczna społeczność fanów
Stworzyli również setki utworów literackich i filmowych osadzonych w międzygalaktycznym świecie. Może nie powalają one poziomem artystycznym, ale też nie to jest w tym zjawisku najistotniejsze. Trekkies byli pierwszą społecznością, której nie wystarczał status biernego telewidza. Gdy stacja NBC emitująca serial chciała go zawiesić, wielbiciele skrzyknęli się i tak długo wysyłali listy do telewizji, aż ta zgodziła się na produkcję kolejnych odcinków. A kiedy scenarzyści serialu, a potem filmów, nie wyjaśnili lub nie rozwinęli odpowiednio dokładnie jakiegoś wątku, fani robili to za nich. Dlatego powstał tak zwany kanon „Star Treka”, który uporządkował wszystkie pomysły i alternatywne losy postaci – należą do niego nakręcone przez Paramount filmy oraz pięć seriali.
Podejść do legendy nie na kolanach
J.J. Abrams przyznaje w wywiadach, że do tego kanonu odniósł się dość luźno. Poczuł się wręcz zobowiązany do ostrzeżenia ortodoksyjnych Trekkies przed swoim filmem: – Nie przychodźcie, tylko się wkurzycie.
Również ze względu na nonszalanckie podejście do pierwowzoru Abrams był idealnym kandydatem do reżyserowania nowego „Star Treka” – było jasne, że nie podejdzie do legendy na kolanach. Owszem, jest wielbicielem science fiction, jednak nie wychował się na przygodach Kirka i Spocka. Wolał mniej znaną, ale również klasyczną serię „Strefa mroku” oraz oczywiście „Gwiezdne wojny”.
Ciekawa, nowa komercja
Przypomnijmy, że to właśnie Abrams napisał scenariusz głośnego „Armageddonu” – to tam Bruce Willis ratował Ziemię przed kolizją z asteroidą. Coś z atmosfery tam-tego filmu czuć w „Star Treku”. Ta informacja na wielu może podziałać odstraszają-co, ale na pewno nie na wielbicieli standardowej hollywoodzkiej komercji, do których nowe przygody załogi Enterprise są adresowane.
Bez wyłamywania z hollywoodzkiej konwencji
A dawno, dawno temu (w odległej galaktyce) kapitan Kirk i jego ekipa specjalizowali się w wytyczaniu nowych szlaków nie tylko w gatunku science fiction i rozrywki telewizyjnej, ale przede wszystkim w myśleniu o otaczającym świecie oraz panujących w nim regułach. Dziś kosmiczną naiwnością byłoby oczekiwanie, że producenci liczący na setki milionów dolarów wpływu dadzą zielone światło projektowi, który choć trochę wyłamywałby się z hollywoodzkich standardów.
Gdzie nie dotarł żaden gej
– Jako dzieciak byłem chorowity i uciekałem w świat fantastyki naukowej – wspomina Gene Roddenberry, twórca oryginalnego „Star Treka” sprzed ponad czterech dekad. – Mimo swoich ułomności mogłem podróżować do odległych światów.
Oaza dla każdego
Świat jego własnego serialu był oazą dla każdego, kto czuł się inny lub dyskryminowany. W latach 60. XX wieku trwała walka o prawa obywatelskie, równouprawnienie płci oraz ostateczne zerwanie z segregacją rasową, nie mówiąc już o ruchach kontrkulturowych. Roddenberry’emu marzyła się przyszłość, w której każdy jest doceniony i akceptowany, dlatego w załodze Enterprise znaleźli się Afroamerykanie, Azjaci, kobiety, a nawet Rosjanin, co jak na zimnowojenną epokę było ewenementem, ale za to oddawało pacyfistycznego ducha serii. To właśnie w „Star Treku” po raz pierwszy pokazano na ekranie pocałunek przedstawicieli różnych ras.
Star Trek bez mniejszości seksualnych
Jedyną mniejszością, która – i to mimo nalegań fanów – nie trafiła na pokład Enterprise, są homoseksualiści. Jak widać, nawet w tak otwartym serialu był obszar, na który nie zapuścił się żaden scenarzysta. Ale cóż, w końcu nie udało się osiągnąć także innych politycznych celów – kobiety, choć obecne na ekranie, dostawały mikre role.
Walka z dyskryminacją
Nichelle Nichols grająca w oryginalnej serii oficer łącznościową Uhurę chciała z tego powodu zrezygnować z występu. Odwiódł ją od tego Martin Luther King, przekonując, że sama obecność czarnoskórej kobiety na ekranie pomaga walczyć z dyskryminacją.
Długie nogi na kapitańskim mostku
W tej materii do dziś niewiele się zmieniło – w nowym „Star Treku” najbardziej eksponowanym atutem Uhury nie jest jej znajomość romulańskich dialektów, ale długie nogi (wyjątkiem od tej reguły jest jeden z kanonicznych seriali „Star Trek: Voyager” emitowany w latach 1995–2001, gdzie kapitanem statku jest kobieta Katherine Janeway).
Przesłanie?
Edukacyjnego przesłania w nowym „Star Treku” zabrakło i wcale nie jest to związane z rozrywkowym charakterem filmu. Foundas: – W filmach s.f. oraz fantasy wciąż jest miejsce na morał, spójrzcie na animację „Wall-e”, która zawiera przekaz ekologiczny.
Cel - szczyt box office'u
Nowy „Star Trek” nie jest tak ambitny. Dziś misją Enterprise nie jest eksploracja kosmosu czy walka z dyskryminacją mniejszości, ale podbicie międzynarodowego box office’u, a całe jego przesłanie sprowadza się do mądrości rodem z tanich poradników: „Uwierz w siebie, podkreślaj swoją indywidualność i pamiętaj, że zawsze stać cię na więcej”. Szkoda tylko, że twórcy filmu sami nie posłuchali tej rady.
Ola Salwa