Ma coraz więcej fanów. "Bez dwóch zdań lepszy od nowej 'Diuny'"
W mediach społecznościowych i na różnych forach filmowych łatwo dostrzec, że pierwsza ekranizacja powieści science-fiction Franka Herberta ma bardzo wielu fanów. Wydaje się nawet, że więcej niż w okresie premiery. Świadczą o tym także specjalne pokazy "Diuny" Davida Lyncha w 40. rocznicę jej powstania.
Jeden z najbardziej oryginalnych i kontrowersyjnych reżyserów drugiej połowy XX wieku stworzył dzieło z rodzaju tych, które określane są mianem ambitnej porażki. Lynch nie ukrywał, że chciał zrealizować epicki, wizjonerski obraz, który nie tylko zachwyci krytyków i miłośników gatunku, ale także stanie się konkurencją dla bijącej wówczas rekordy popularności trylogii "Gwiezdne wojny".
Warto przypomnieć, że Lynch miał reżyserować "Powrót Jedi", ale gdy pojawiła się możliwość pracy przy "Diunie", grzecznie podziękował Lucasowi. Wiedział, że na planie "Gwiezdnych wojen" nie będzie miał żadnej swobody twórczej. Słynny producent Dino De Laurentis obiecał natomiast, że da mu wolną rękę i pozwoli zrealizować film zgodnie z wizją reżysera (umowa obowiązywała do momentu, gdy Laurentis po raz pierwszy obejrzał zmontowaną "Diunę"). Na dodatek zapewnił produkcji ogromny budżet.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Dune Trailer (1984)
"Diuna" Lyncha kosztowała 40-45 mln dol. Jak na połowę lat 80-tych był to ogromny budżet. Większy od budżetu "Powrotu Jedi", który sięgnął 38 mln dol. Nie oszczędzano na dekoracjach, strojach, efektach specjalnych. Graficzne projekty stworzył słynny H.R., Giger. Przez 2 miesiące kilkaset ludzi na potrzeby filmu oczyszczało pustynię w Meksyku. W roli imperatora Shaddama IV miał wystąpić Salvador Dali. Wybudowano 80 planów w 16 studiach filmowych. To miało być wiekopomne dzieło. Dlatego lądowanie było tak bolesne.
Stara "Diuna" lepsza od nowej "Diuny"?
Powstał film niespójny, który mimo wielu ciekawych rozwiązań reżyserskich okazał się finansową oraz – zdaniem krytyków sprzed 40 lat - artystyczną porażką. "Diuna" Davida Lyncha została doceniona dopiero po latach (tak, jak wybitny "Blade Runnner" Ridleya Scotta). Teraz jest pozycją kultową, która ma wielu miłośników gotowych napisać w mediach, że film Lyncha "bez dwóch zdań jest lepszy od nowej ‘Diuny’ Denisa Villeneuve'a", że reżyserowi "Miasteczka Twin Peaks" udało się wykreować bardziej fantastyczny, obcy wszechświat, że jego film ma więcej filozoficznego ładunku i emocji.
Jak się okazało, 40 lat po premierze filmu, "Diuna" Davida Lyncha ma wielu fanów gotowych wydać pieniądze i ponownie obejrzeć widowisko. Tym razem jednak na dużym ekranie. Specjalne pokazy filmu w Stanach, które miały miejsce w minioną niedzielę, cieszyły się bardzo dużą popularnością. Szkoda, że w naszym kraju filmowe klasyki tak rzadko ponownie trafiają do kin (choć ostatnio można było obejrzeć na dużym ekranie "Twin Peaks. Ogniu krocz ze mną" Davida Lyncha w Multikinie).
W 50. odcinku podcastu "Clickbait" zachwycamy się serialem (!) "Pan i Pani Smith", przeżywamy transformacje aktorskie w "Braciach ze stali" i bierzemy na warsztat… "Netfliksową zdradę". Żeby dowiedzieć się, czym jest, znajdź nas na Spotify, Apple Podcasts, YouTube, w Audiotece czy Open FM. Możesz też posłuchać poniżej: