Tatiana Samojłowa: jej śmierć była ciosem dla europejskiego kina
Śmierć Tatiany Samojłowej była ogromnym ciosem dla europejskiego kina. Bo choć grywała rzadko – przez wiele lat znajdowała się na celowniku władz – uchodziła za jedną z najzdolniejszych aktorek radzieckiej kinematografii, zaskarbiając sobie sympatię widzów na całym świecie.
Uparta baletnica
Urodziła się w Leningradzie jako córka popularnego aktora Jewgienija Samojłowa.
Ale początkowo mała Tatiana nie planowała iść w ślady słynnego rodzica. O wiele bardziej pociągał ją taniec i już jako 11-letnia dziewczynka trafiła do szkoły baletowej, gdzie ćwiczyła pod okiem zachwyconej jej talentem primabaleriny Mai Plisieckiej. I choć miała wszelkie predyspozycje, by zrobić karierę jako baletnica, po kilku latach zmieniła zdanie, rezygnując z tańca na rzecz aktorstwa.
Obiecujące początki
Pracę w teatrze i na planie filmowym znała od podszewki dzięki ojcu. Wreszcie rozpoczęła naukę w wymarzonej Wyższej Szkole Teatralnej imienia Borisa Szczukina, choć studiów nie skończyła; to tam wpadła w oko ludziom z branży. Na dużym ekranie zadebiutowała w 1956 roku filmem "Meksykańczyk", a rok później otrzymała rolę Weroniki w "Lecą żurawie", za którą na festiwalu w Cannes została wyróżniona Nagrodą Specjalną. Kiedy wróciła do kraju była już wielką gwiazdą – zaoferowano jej etat w teatrze, a zaraz potem posypały się kolejne propozycje filmowe.
Przekreślona szansa
Kariera Samojłowej nabierała rozpędu, ale wkrótce zadano jej cios, którego zupełnie się nie spodziewała.
Z Hollywood nadeszła interesująca propozycja – aktorka miałaby się wcielić w Annę Kareninę w planowanej ekranizacji powieści Tołstoja. Samojłowa była zachwycona, ale szybko podcięto jej skrzydła.
Szef Państwowego Komitetu Kinematografii zabronił aktorce wyjechać z kraju, twierdząc, że nie może zagrać w tym filmie, skoro nie skończyła studiów aktorskich. I w ten sposób przekreślił jej szanse na zrobienie kariery w Ameryce.
Załamanie kariery
Samojłowa grywała więc głównie w produkcjach radzieckich. W 1967 roku pozwolono spełnić jej marzenie i zagrać Kareninę w rodzimej adaptacji Tołstoja. Rolą nieszczęśliwe kobiety, rozdartej między obowiązkiem a miłością, po raz kolejny rzuciła publiczność na kolana. Ale z czasem kariera Samojłowej straciła rozpęd. Wydawało się, że reżyserzy nie mają na nią pomysłu, nie potrafią wykorzystać jej możliwości.
W dodatku władze patrzyły na aktorkę niechętnym okiem, toteż wkrótce okazało się, że dawna gwiazda po prostu nie ma w czym grać. Wreszcie, zniechęcona i rozczarowana, mając dość złośliwości ze strony filmowców, stwierdziła, że wycofuje się z zawodu. Na ekran wróciła dopiero po kilkunastu latach.
Samotna i opuszczona
Zresztą nie tylko kariera nie szła po jej myśli – od dawna nie układało się jej również w życiu prywatnym.
Rozwodem zakończył się jej związek z Wasilijem Łanowojem (1954 – 1958). Rok później poślubiła Walerija Osipowa, ale i u jego boku nie zaznała szczęścia, rozstali się po dziewięciu latach. Nie wyszło jej również trzecie małżeństwo z Eduardem Maszkowiczem – z którym miała syna Dymitrija – jak i czwarte z Solomonem Szulmanem. Z czasem pogarszał się stan jej zdrowia. Samojłowa, opuszczona i zapomniana, wpadła w depresję, traciła chęć do życia.
Rosyjska bogini
Pablo Picasso nazwał ją "rosyjską boginią", dla innych była jedną z najzdolniejszych aktorek, którym nie było dane w pełni zaprezentować swoich umiejętności. Po jej śmierci Aleksiej Bałatow, który partnerował aktorce na planie "Lecą żurawie", w wywiadzie dla"Głosu Rosji" powiedział:
- To bardzo smutny dzień dla mnie, ponieważ ona jest cząstką najbardziej szczęśliwej i drogiej dla mnie pracy. Potem poszła swoją drogą, a ja swoją, ale wspomnienia i losy tego filmu, wszystko, co było z nim związane, pozostają dla mnie niepodzielne. Zawsze wszystko, co dotyczyło tego filmu, tamtego czasu, ludzi, z którymi współpracowaliśmy, było szczęśliwym wspomnieniem, takim prawdziwym, ważnym i pełnym dobroci.
Tatiana Samojłowa odeszła w wieku 80 lat.