Nawet dla niezorientowanych, historia Stephena Hawkinga – fizycznego geniusza przykutego do elektrycznego wózka inwalidzkiego i porozumiewającego się ze światem za pomocą syntezatora mowy – to gotowy scenariusz na hollywoodzki wyciskacz łez. Jeżeli jednak dodamy do tego wzruszającą historię tragicznej miłości pomiędzy naukowcem, a Jane Wilde, żony opiekującej się Hawkingiem przez wiele dekad, to trudno nie zadać sobie pytania: "dlaczego *"Teoria wszystkiego" powstała dopiero teraz". Tym bardziej, że James Marsh udowadnia, że nawet tak łzawy samograj można rozegrać z wyczuciem godnym dwóch Oskarów.*
Akcja filmu rozpoczyna się w 1963 roku na Uniwersytecie w Cambridge. Stephen (Eddie Redmayne) nie jest jeszcze słynnym na całym świecie astrofizykiem, a niezgrabnym studentem – okularnikiem zapatrzonym w gwiazdy i dumającym nad tajemnicami wszechświata. Gdy zakochuje się w pięknej Jane (Felicity Jones), jego szanse wydają się być nikłe. A jednak, na przekór warunkom fizycznym i fundamentalnym różnicom światopoglądowym (Jane jest głęboko wierząca, Stephen to wojujący ateista), młodzi zakochują się w sobie. Beztroska studenckiego romansu kończy się, gdy wychodzi na jaw, że Hawking cierpi na stwardnienie zanikowe boczne, a pierwsze, miażdżące diagnozy dają mu zaledwie dwa lata życia.
Wbrew Oskarowi dla Redmayne’a, „Teoria wszystkiego” to film przede wszystkim o Jane. I choć rola Jones nie jest tak spektakularna (miast postępującego paraliżu musiała odegrać mieszankę bezwarunkowej miłości, zmęczenia i narastającego rozczarowania życiem), warto pamiętać, że to właśnie „normalne” kreacje są często najtrudniejsze. A przecież jest w tej postaci bardzo wiele do wygrania. Jane wprawdzie kocha Stephena i wbrew chorobie i ostrzeżeniom wychodzi za niego, ale z czasem przekonuje się (a widz wraz z nią), że życie potrafi być o wiele trudniejsze, niż sobie wyobrażała. Dekady u boku ciężko chorego geniusza wywierają na niej niszczycielski wpływ i z uśmiechniętej, pełnej życia dziewczyny zmieniają w zmęczoną „opiekunkę”.
W tym zresztą tkwi tajemnica sukcesu Jamesa Marsha. Zamiast prostej opowieści o ozdrawiającej sile miłości, udało mu się nakręcić film o dwóch ludziach w niesamowicie trudnej sytuacji życiowej. Pomimo początkowego hurraoptymizmu i kilku kiczowatym scenom, nic tu nie jest czarno-białe, a prostej oceny bohaterów podjąć się może tylko moralny purysta. Tym, którzy znają historię Hawkinga, nie trzeba tego mówić, ale warto ostrzeć wszystkich, nastawiających się, iż “Teoria wszystkiego” to dobry film na romantyczny wieczór we dwójkę - ta opowieść nie kończy się klasycznym happy endem.
Wydanie DVD: na płycie nie umieszczono żadnych materiałów dodatkowych. Dołączona do płyty książeczka zawiera bardzo ogólne informacje o filmie i jego bohaterach.
Ocena: 7/10
Tomasz Pstrągowski