"Teoria wszystkiego": Hawking niósł rewolucję dla świata i klęskę dla swojego związku

Stephen Hawking zmarł w środę, 14 marca w wieku 76 lat. Od lat cierpiał na stwardnienie zanikowe boczne. W 2014 roku powstał film oparty na jego biografii, "Teoria Wszystkiego". Obraz otrzymał aż 4 nominacje do Oscara, Złoty Glob i nagrodę BAFTA dla najlepszego filmu. Eddie Redmayn wcielający się w rolę astrofizyka otrzymał złota statuetkę dla najlepszego aktora.

"Teoria wszystkiego": Hawking niósł rewolucję dla świata i klęskę dla swojego związku
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

Film koloryzuje rzeczywistość, odrywając się od niej, jest podlana lukrem, banalna, nudna i przewidywalna? Nie dajcie się zwieść! Tu od trzęsienia ziemi się nie zacznie. To nastąpi znacznie później i zamieni banalną opowiastkę w przejmujący dramat rodzinny i wartościową biografię.

Kiedy Hawking, świetnie zagrany przez nagrodzonego za tę rolę Oscarem Eddiego Redmayne'a, pada pierwszy raz rażony paraliżem, będącym efektem stwardnienia zanikowego bocznego, reżyser James Marsh przedstawia to wydarzenie w sposób niemal sterylny (choć jest zapowiadanym trzęsieniem ziemi). Nie jest to dla niego pora, by skłonić widzów do łez ani do śmiechu. Twórcy zależy raczej na tym, abyśmy emocjonalnie zidentyfikowali się z jego bohaterem.

Obraz
© Materiały prasowe

Kiedy dopada go choroba, jest tego przecież zupełnie nieświadomy. W niewiedzy ma pozostać także widz, nawet ten znający biografię brytyjskiego astrofizyka. Emocje kryją się w tym filmie gdzie indziej. Najwięcej jest ich w scenach, które nie mają znaczącego wpływu na przebieg fabuły. Tak jest choćby w czasie ceremonialnej kolacji wydanej z okazji obronienia doktoratu przez Hawkinga. Przy skromnym (Marsh zwraca uwagę także na to, że bycie naukowym geniuszem niekoniecznie jest zajęciem dochodowym), acz uroczystym stole zasiadają on, jego żona (Felicity Jones)
i przyjaciele. Twórca skupia kamerę na głównym bohaterze, który już mocno ograniczony ruchowo próbuje o własnych siłach pić wino i spożywać posiłki. Brytyjczyk nie ma dla oglądających litości: przedłuża scenę podnoszenia widelca, wydaje się, w nieskończoność. Trudno poradzić sobie z dyskomfortem, jaki ona wywołuje. Widz chce się pozbyć niezręczności płynącej z wpatrywania się w niepełnosprawnego człowieka, a jednocześnie z wielkim zainteresowaniem chce go nadal podglądać.

Obraz
© Getty Images

Największym sukcesem Marsha jest więc to, że udaje mu się tak odmalować portret jego bohatera, że widz nie widzi w nim wyłącznie jego niepełnosprawności. Ta jest tylko jednym z wielu wyraźnych elementów budujących. Pragnienie podglądania zawsze ma związek z zaciekawieniem innością. Tutaj ta nie ma jednak nic wspólnego z niedołężnością. Podglądamy człowieka z jego zdolnościami i wadami, cielesnym kalectwem i mentalnym geniuszem, niosącego rewolucję dla świata i klęskę dla swojego związku. Inność okazuje się zaskakująco znajoma. Bez problemu rozpoznajemy w niej sporo z samych siebie.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (44)