Tofifest 2015: Wszystkie oblicza polskiego kina
Sekcja "From Poland" 13. Międzynarodowego Festiwalu Filmowego Tofifest koncentruje się na wyrazistym kinie artystycznym, także tym z głównego nurtu. To podsumowanie tego, co najbardziej wartościowe w rodzimej kinematografii ostatnich kilkunastu miesięcy. Podczas trwania toruńskiej imprezy (18-25 października) można zobaczyć najnowsze produkcje, które częściowo znamy już z polskich kin. Większość z nich zdążyła zaskarbić sobie uznanie widowni, krytyków, a także zdobyć najważniejsze laury nie tylko na polskich festiwalach.
W programie sekcji znalazły się m.in. „Carte Blanche” Jacka Lusińskiego, „Performer” Michała Sobieszczańskiego i Łukasza Rondudy, „Noc Walpurgi” Marcina Bortkiewicza oraz prezentowany poza konkursem „Demon” zmarłego we wrześniu Marcina Wrony. Po raz pierwszy w zestawieniu filmów polskich pojawiły się dwa dokumenty. Oba poświęcone wybitnym postaciom kina - „Aktorka” w reżyserii Kingi Dębskiej i Marii Konwickiej o Elżbiecie Czyżewskiej oraz „Nieobecność” Magdaleny Łazarkiewicz, obraz poświęcony przedwcześnie zmarłemu mężowi autorki, reżyserowi Piotrowi Łazarkiewiczowi. Warto wspomnieć, że jedyną polską produkcją, która trafiła do sekcji On Air, czyli międzynarodowego konkursu filmów fabularnych, jest „Intruz” Magnusa Von Horna, zdobywca indywidualnych nagród za reżyserię, scenariusz i montaż podczas tegorocznego festiwalu w Gdyni.
Z okazałego zestawu filmów nurtu kina autorskiego wyłamuje się jedynie „Karbala” w reżyserii Krzysztofa Łukaszewicza, która zbierając zarówno entuzjastyczne jak i sceptyczne recenzje, bez wątpienia jest jednym z najbardziej udanych polskich filmów wojennych w historii. Opowieść o czterodniowej bitwie, którą w 2004 roku stoczyli w Iraku polscy żołnierze, trzyma w napięciu od pierwszej do ostatniej sceny. Chociaż film ten od kilku tygodni możemy oglądać w kinach, festiwalowy pokaz widowiskowej produkcji podczas Tofifest przyciągnął do Akademickiego Centrum Kultury i Sztuki „Od Nowa” tłumy widzów.
Publiczność toruńskiego festiwalu mogła zobaczyć także jedno z największych zaskoczeń tego roku, czyli „Panie Dulskie” Filipa Bajona z pierwszorzędną obsadą, na czele z Krystyną Jandą, Katarzyną Figurą i Katarzyną Herman. Materiałem wyjściowym dla filmu był aktualny do dziś dramat Gabrieli Zapolskiej, jednak nie mamy tu do czynienia z adaptacją, lecz odważną wariacją dziejącą się także w czasach stalinizmu oraz współcześnie.
- Z jednej strony „Dulskie” piętnują zachowania, z których ponad 100 lat temu drwiła Zapolska, z drugiej stawiają ponurą diagnozę współczesnym mediom, ukierunkowanym na nachalny ekshibicjonizm. Mimo dość ważkiej tematyki, zahaczającej o pokoleniowy determinizm, film Bajona jest zaskakująco bezpretensjonalną tragikomedią, przyprawioną szczyptą makabry i dużą dozą ironii - czytamy w recenzji Grzegorza Kłosa dla Wirtualnej Polski.
Podczas toruńskiej imprezy widzowie mieli szansę zobaczyć także doskonale znane już z ekranów „Body/Ciało” w reżyserii Małgorzaty Szumowskiej z brawurową rolą Mai Ostaszewskiej. Filmowej psychoterapeutki nie możemy zapomnieć jeszcze długo po seansie. To jedna z najbardziej hipnotyzujących głównych ról kobiecych w polskim kinie ostatnich kilku, a może nawet kilkunastu lat. Obraz Szumowskiej zdobył już m.in. Srebrnego Niedźwiedzia za reżyserię podczas ostatniego Berlinale oraz Złote Lwy, Grand Prix Festiwalu Filmowego w Gdyni.
- Szumowska nawiązuje do kina Kieślowskiego. Ironizuje z nadmiernej metafizyczności jego filmów. Podkreśla, że dziś każdy podejmuje indywidualną decyzję o wierze. Jedni decydują się na Boga, drudzy stają po stronie jogi czy kontaktują się z duchami. […] Równie ważne są relacje międzyludzkie, bo „Body/Ciało” to film o braku bliskości, nieumiejętności zwykłego, domowego bycia razem. Wychodząc od fizycznego zbliżenia, a dochodząc do psychologicznego zniewolenia umysłu - pisał po premierze filmu Marcin Radomski.
Jedną z najbardziej intrygujących i wzbudzających skrajne emocje pozycji przeglądu okazał się ** w reżyserii Zbigniewa Libery, artysty kojarzonego głównie ze sztuką współczesną. Eksperymentalny obraz zabiera widza do świata plemienia Conteheli żyjącego w lesie z dala od cywilizacji, do którego wkracza niespodziewanie… urzędnik kolejowy, Andrzej Walser (jak zwykle charyzmatyczny Krzysztof Stroiński). W kuluarach ten film nazywa się słowiańskim i artystycznym „Avatarem”. Na spotkaniu w Kinie Centrum po pokazie swojego filmu Zbigniew Libera opowiadał m.in. o problemie eksploatacji natury przez człowieka oraz wizji końca naszej cywilizacji.
- Przyszłość wcale nie musi się wiązać z ultranowoczesnymi technologiami i być może właśnie cofniemy się świata plemiennego* – podkreślił. *- Przyszłość może stanowić koniec cywilizacji, w jakiej żyjemy obecnie.
Zdaniem twórcy „Walsera” we współczesnym kinie mamy zbyt wiele historii zaczerpniętych z życia, które nie wnoszą nowego spojrzenia. Dla Libery film to badanie, tworzenie i prezentowanie tego, co na co dzień niewidoczne.
Ostatnich kilka lat to dla polskiego kina niezwykle płodny czas. Widać to dokładnie po poziomie prezentowanych w Toruniu produkcji. Z roku na rok powstaje więcej filmów, a co za tym idzie więcej takich, które prezentują bardzo wysoki poziom. Realne międzynarodowe sukcesy „Idy”, „Body/Ciało”, „Demona” i wielu innych tytułów oraz zadziwiający wzrost frekwencji w polskich kinach na rodzimych produkcjach, i to wcale nie tych stworzonych wyłącznie dla zysku, udowadniają, że kino autorskie powstaje nie tylko dla hermetycznego grona filmowców czy krytyków, lecz także dla ludzi.
Jakub Majkowski