Tom Holland ma 23 lata, wygląda na jeszcze młodszego. Nagle stał się gwiazdą, ale pieniądze go nie oszołomiły

Aktor może i sprawia wrażenie niepozornego, ale ma na koncie kilka filmowych hitów. Tom Holland zagrał w nich w postać kultową - Spider-Mana. Yola Czaderska-Hayek rozmawiała z młodym gwiazdorem o jego rolach, stosunku do pieniędzy, o rodzinie i... niedogodnościach związanych z noszeniem ciasnego stroju.

Tom Holland ma 23 lata, wygląda na jeszcze młodszego. Nagle stał się gwiazdą, ale pieniądze go nie oszołomiły
Źródło zdjęć: © Getty Images
Yola Czaderska-Hayek

UWAGA: wywiad zawiera spoilery filmu "Avengers: Koniec gry"!

Yola Czaderska-Hayek: To już piąty film, w którym wcielasz się w Spider-Mana. Aż trudno uwierzyć!

Tom Holland: Sam nie mogę uwierzyć, że wszystko potoczyło się tak szybko. Mam wrażenie, jakbym tę rolę dostał zaledwie wczoraj, a tu nagle już piąty film… Ze wszystkich, w których do tej pory zagrałem, ten był zdecydowanie dla mnie najtrudniejszy, ale za to z niego jestem najbardziej dumny. Parę razy potraktowaliśmy naszego bohatera w naprawdę ryzykowny sposób. Mam nadzieję, że widzowie to zaakceptują.

Czemu film "Spider-Man: Daleko od domu" był dla ciebie najtrudniejszy?

Przede wszystkim dlatego, że pojawia się niemal tuż po premierze "Końca gry". Ta produkcja ciągle jeszcze żyje w pamięci widzów. Bracia Russo zawiesili nam bardzo wysoko poprzeczkę, którą musimy przeskoczyć. Wszyscy są pod wielkim wrażeniem tego, co udało im się osiągnąć. Dlatego czujemy ogromną presję, by nie rozczarować fanów. Poza tym w naszym filmie Spider-Man przechodzi wyjątkowo dramatyczne koleje losu, co sprawia, że w przyspieszonym tempie musi wydorośleć.

Mój bohater jest ode mnie trochę młodszy, ale przeżył już tyle, że sprawia wrażenie dojrzalszego niż ja. Chwilami naprawdę nie wiedziałem, jak mam go zagrać. Musiałem improwizować. A nie wspominałem jeszcze, że także pod względem wysiłku fizycznego było mi wyjątkowo trudno. Sceny kaskaderskie w "Daleko od domu" to zupełnie nowy poziom, jakiego jeszcze chyba w kinie nie było. Nie chcę porównywać siebie do Toma Cruise’a, ale w Wenecji, kiedy kręciliśmy scenę akcji, bohater nie nosił maski, więc blisko dziewięćdziesiąt procent wyczynów musiałem wykonać sam. Biegi, skoki – w tym z dziesięciometrowego mostu! Nie było taryfy ulgowej. Trochę się przy tym posiniaczyłem, ale przynajmniej mam satysfakcję.

I podobnie jak Tom Cruise, złamałeś nogę?

Nie, tylko się uderzyłem. Złamania nie było. Ale żeby była jasność, to nie był przytyk pod adresem Toma Cruise’a. Ja go uwielbiam!

Tym, co najbardziej rzuca się w oczy w nowym "Spider-Manie", jest poczucie straty. Bohater nie może dojść do siebie po tym, jak Tony Stark zginął w finale "Końca gry". Mam wrażenie, że śmierć bliskich osób to regularny motyw w życiu Spider-Mana.

To prawda, widzieliśmy to także w poprzednich adaptacjach. Tobey Maguire jako Spider-Man rozpaczał po śmierci wujka Bena. Andrew Garfield również. A w naszej wersji umiera Tony Stark. Zresztą. co tu mówić, widzowie na całym świecie bardzo przeżyli śmierć Iron Mana. Wszyscy przecież uwielbiali Roberta Downeya Juniora w tej roli. Trudno pogodzić się z odejściem filmowego bohatera. Dla mnie zresztą to też olbrzymia strata. Na planie poprzednich części bardzo się z nim zżyłem. Dla mnie R.D.J. to nauczyciel, przyjaciel i ktoś bardzo mi bliski. W scenach, w których Peter Parker tęskni za Iron Manem, nie musiałem nawet grać. Mi też go było ogromnie brak. Dla mnie "Daleko od domu" to przede wszystkim list miłosny do Tony’ego Starka.

Jak Jake Gyllenhaal poradził sobie, zajmując miejsce Iron Mana?

Tak naprawdę zadziwiająco dobrze. Jego bohater błyskawicznie przejął mentorską funkcję Tony’ego. Dzięki temu natychmiast się zaprzyjaźnili z Peterem Parkerem. Co ciekawe, w pierwotnej wersji scenariusza nasze postacie miały się ciągle kłócić i skakać sobie do oczu. Ale kiedy Jake i ja polubiliśmy się podczas pracy, stało się jasne, że to rozwiązanie nie ma sensu. Bez przerwy nakręcaliśmy się nawzajem, dopowiadaliśmy sobie teksty, improwizowaliśmy dialogi… Producenci więc po rozmowie z reżyserem machnęli ręką i powiedzieli: "W porządku, skoro im tak dobrze razem idzie, to niech zostaną w filmie przyjaciółmi". No i tak się stało, dzięki czemu dla mnie to, co dzieje się w scenariuszu później, ma tym większe znaczenie.

Obraz
© Getty Images

Czy nowy kostium Spider-Mana jest wygodniejszy od poprzednich?

Tyle razy prosiłem, żeby doszyli mi rozporek, by dało się w przerwie normalnie pójść do toalety. I nic! Największa zmiana w porównaniu z poprzednią częścią to ochraniacz na głowie. W pierwszym filmie nosiłem pod maską coś w rodzaju sztywnego kasku. I ta skorupa w pewnym momencie pękła, no i dość poważnie pokancerowała mi twarz. Tym razem ten kask był już o wiele wygodniejszy, nie było problemów.

Ale do toalety nadal nie mogłem normalnie pójść. Pamiętam, że któregoś dnia przy kręceniu "Homecoming" przepracowałem jedenaście godzin w kostiumie i ani razu nie byłem w ubikacji! Po skończonej pracy ledwo już mogłem wytrzymać. I akurat wtedy zadzwoniła mama. Powiedziałem tylko: "Mamo, miałem dzisiaj naprawdę ciężki dzień, spędziłem jedenaście godzin w kostiumie i nie byłem ani razu w toalecie". Od razu się rozłączyła. Wyczułem, że jest trochę zagniewana.

Następnego dnia spotkałem jednego z producentów, który zagadał do mnie: "Hej, Tom, możemy pogadać?". Pomyślałem, że może coś się stało, więc odparłem: "No pewnie, co tam?". Zapytał mnie poważnym tonem: "Jak twoje nerki?". Odpowiedziałem, że w porządku. On na to: "Wiesz, bo wczoraj zadzwoniła twoja mama. Nakrzyczała na nas, że nie pozwalamy ci korzystać z ubikacji". Wyszło na to, że kochana mama dbała o mnie nawet wtedy, kiedy byłem na innym kontynencie, daleko w Atlancie.

Zapytam z ciekawości: dlaczego nie mogłeś w tym kostiumie tak po prostu pójść do toalety?

Tak poza wszystkim jest naprawdę drogi. Nikt chyba nie chciałby, żebym go zabrudził.

Z czego jest wykonany? Z lateksu?

Z lateksu przepuszczonego przez drukarkę 3D, dzięki czemu ma taką chropowatą powierzchnię, trochę jak piłka do koszykówki. Zajmowała się tym absolutnie genialna osoba – wiem, że w naszej branży nadużywamy słowa geniusz, ale w jej przypadku pasuje ono idealnie – Robyn [Gebhart – Y. Cz.H.], która po prostu ma miarkę w oku. Wystarczy, że na kogoś spojrzy i już zna wszystkie jego wymiary. Następnego dnia można przyjść na przymiarkę i kostium pasuje idealnie. Wspaniała kobieta, dzięki niej wszystkie nasze filmowe ubrania są bardzo wygodne. Gdy pojawia się na planie, wszyscy od razu kłaniają jej się nisko.

Czy po zakończeniu zdjęć dostałeś jeden z kostiumów na pamiątkę?

Nie, jak mówiłem, są wyjątkowo drogie. Jedna sztuka kosztuje setki tysięcy dolarów. Zresztą nie mam pojęcia, po co miałbym brać do domu taki kostium. Zakładać go przecież nie będę, wystarczająco długo nosiłem go w pracy.

Pod koniec ubiegłego roku ukazał się film "Spider-Man Uniwersum". Ciekawa jestem, jakie masz o nim zdanie.

Uwielbiam go! Jest niesamowicie oryginalny i w cudowny sposób łączy rozmaite style graficzne, narracyjne i kulturowe. To właściwie jeden wielki tygiel, jak na Nowy Jork przystało. Wyjątkowo urzekła mnie w tym filmie jedna rzecz: że przypomniał on fanom, jak wspaniałą postacią jest Spider-Man. Nie jest ważne, kto go gra, nie ma sensu się kłócić, że "mój Spider-Man jest lepszy od twojego". Liczy się bohater, niezależnie od wcielenia. Mam nadzieję, że w Kinowym Uniwersum Marvela też kiedyś znajdzie się miejsce dla Milesa Moralesa. Bardzo bym chciał, by ta postać pojawiła się na ekranie i została moim następcą. Albo na przykład Spider-Gwen, jeśli taki pomysł będą mieli producenci. "Uniwersum" to wspaniały film. Polecam każdemu.

Peter Parker bardzo szybko wkroczył do dorosłego świata superbohaterów, a potem musiał jak gdyby nigdy nic wrócić do szkoły, gdzie z trudem mógł się odnaleźć. Mam wrażenie, że z tobą było podobnie.

Próbowałem się dobrze uczyć, gorzej było z frekwencją. Bardzo wcześnie, bo od jedenastego roku życia, zacząłem pracować, więc niezbyt mi się podobało w szkole. W pracy miałem do czynienia wyłącznie z dorosłymi, więc sam musiałem szybko doskoczyć do ich poziomu. Skutek był taki, że po powrocie do szkoły nie miałem o czym rozmawiać z rówieśnikami. Wydawało mi się, że wszyscy wokół to banda idiotów.

Czyli miałam rację!

W pewnym momencie wydawało się, że z tego mojego aktorstwa nic nie będzie. Miałem za sobą jakieś pięćdziesiąt albo i więcej przesłuchań i ani jednej roli. Mama więc spakowała walizkę i wysłała mnie do Cardiff na kurs stolarski, żebym miał fach w ręku. Bo w końcu wszyscy w jej rodzinie byli stolarzami. Więc w razie czego mam odpowiednie papiery i mogę robić w drewnie.

A samo szkolenie było bardzo fajne, tylko że uczestniczyli w nim głównie albo byli żołnierze, albo byli więźniowie, którzy odnajdywali właśnie nową drogę życia. Sami twardziele, którzy wieczorami opowiadali sobie historie ze swojej bujnej przeszłości. A co ja im miałem powiedzieć? "Któregoś razu asystent nie przyniósł mi kawy na czas i całkiem ostygła". Oni na to: "No dobra, panie aktorze". Dobrze wspominam szkolne czasy, ale chyba nie byłem zbyt pilnym uczniem.

Czy teraz, kiedy jesteś gwiazdą, masz poczucie, że twoje życie się zmieniło?

No, nie wiem. To znaczy, na pewno stać mnie teraz na drogie rzeczy i jeśli coś mi się spodoba, to nie ma problemu, żeby sobie to kupić…

Obraz
© Getty Images

Właśnie widzę, że nosisz zegarek raczej z górnej półki.

Cartier Santos. Pasuje do wszystkiego. Można go nosić i do garnituru, i do T-shirtu. Uwielbiam zegarki, zwłaszcza markowe. Jeszcze niedawno nie mogłem sobie na nie pozwolić. Do dziś zresztą mam taki odruch, że zanim coś kupię, dwa razy się zastanowię. Ale ostatnio sprezentowałem sobie parę sztuk. Trzymam je w sejfie i zakładam na specjalne okazje.

Inwestujesz w dzieła sztuki?

Nie, to nie tak. Kiedyś pewne dzieło sztuki zrobiło na mnie wyjątkowe wrażenie. Kiedy miałem dwanaście lat, po raz pierwszy pojechałem do Nowego Jorku razem z tatą. Szliśmy sobie ulicą… Zapomniałem, która to – zaraz obok Central Parku, tam, gdzie jest hotel Ritz-Carlton.

59. Ulica.

O właśnie! I tam mieści się galeria, w której wystawili niesamowite rzeźby z metalu. To były ludzkie sylwetki, ale pozbawione tułowia. Te postacie wyglądały, jakby lewitowały w powietrzu. [Tom Holland ma zapewne na myśli dzieła francuskiego rzeźbiarza Bruna Catalano – Y. Cz.-H.] Bardzo mi się podobały i męczyłem ojca: "Tato, kupmy jedną, będzie stać u nas w domu". Oczywiście były bardzo drogie i nie było nas na to stać. Później przy każdej wizycie w Nowym Jorku ojciec żartował sobie ze mnie: "Kup mi jedną, będzie stać u nas w domu".

No i niedawno, kiedy miał 52. urodziny, rzeczywiście kupiłem mu jedną. Kręciliśmy zdjęcia w Atlancie, zadzwoniłem do galerii z pytaniem, czy coś im jeszcze zostało. Okazało się, że mieli już tylko dwie sztuki, artysta bowiem zakończył działalność. Kupiłem jedną, poprosiłem o zapakowanie i przesłanie na nasz adres. A potem nagrałem film z urodzin taty, kiedy na jego oczach rozpakowałem prezent. Mój ojciec to bardzo dumny człowiek i naprawdę starał się panować nad emocjami. Ale znam go na tyle, by wiedzieć, jak wiele go to kosztowało.

Czyli możesz sobie pozwolić na wszystko?

Jeśli chodzi o zegarki i dzieła sztuki, to powiedzmy, że tak. Uwielbiam też samochody sportowe, ale z tym jest, niestety, gorzej. Niedawno, akurat kiedy byli u nas dziadkowie, rozmawiałem z mamą: ""Wiesz, mamo, ostatni film z Avengerami był naprawdę udany, więc może kupiłbym sobie jakiś fajny wóz, powiedzmy, porsche". Mama dostała szału: "Ani mi się waż! Absolutnie nie, w ogóle nie ma mowy". A trzy dni później zadzwonił do mnie dziadek: "Tom, tak sobie myślałem, że jednak powinieneś sobie kupić sportowy samochód. To znakomity pomysł". Więc pewnie któregoś dnia, kiedy nikt nie będzie wiedział, wybierzemy się z dziadkiem na zakupy. Ale na to musimy jeszcze trochę poczekać.

Źródło artykułu:WP Film
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (22)