TOP 10: kultowe filmy, które były finansową klapą w dniu premiery
27.09.2016 | aktual.: 27.09.2016 19:40
56 lat po premierze jednego z najsłynniejszych westernów w dziejach do kin trafił remake „Siedmiu wspaniałych”. Obraz z brawurową obsadą (m.in. Denzel Washington, Chris Pratt, Ethan Hawke) i znanym tytułem wspiął się na szczyt amerykańskiego Box Office, jednak jego wynik pozostawia wiele do życzenia.
Przez pierwszy weekend film nakręcony za 90 milionów dolarów zarobił w Stanach Zjednoczonych zaledwie 35 milionów dolarów. To i tak lepiej niż remake „Ben-Hura” (25 milionów dolarów) debiutujący w sierpniu, ale znacznie gorzej od najpopularniejszego filmu tego roku. Mowa o animacji „Gdzie jest Dory”, która w weekend otwarcia zarobiła w USA 135 milionów dolarów.
Remake „Siedmiu wspaniałych” jest więc na dobrej drodze do tego, aby powtórzyć historię filmu z 1960 roku. Obraz Johna Sturgesa cieszy się dzisiaj dużym uznaniem i w pewnych kręgach jest popularniejszy od „Siedmiu samurajów” Akiry Kurosawy, na którym wzorowali się Amerykanie. Mimo że 56 lat temu chłodne recenzje i umiarkowany sukces finansowy nie zwiastowały późniejszej wielkości „Siedmiu wspaniałych”.
Na kolejnych stronach prezentujemy filmy, które podobnie jak „Siedmiu wspaniałych”, są dziś uważane za absolutną klasykę, chociaż ich premierowe wyniki box office były zaskakująco słabe. Jak to się stało, że wielkie i popularne po latach dzieła gromadziły tak małą widownię?
"Skazani na Shawshank", reż. Frank Darabont, 1994
Film Franka Darabonta był na doskonałej drodze do stania się komercyjnym hitem. Jednak okazało się, że siedem nominacji do Oscara, świetna obsada (m.in. Morgan Freeman i Tim Robbins), scenariusz na podstawie prozy Stephena Kinga oraz doskonałe recenzje to za mało, aby w 1994 roku zapełnić sale kinowe. Film kosztujący 25 milionów dolarów zamknął box office z wynikiem zaledwie 16 milionów.
Dopiero rok później, kiedy „Skazani na Shawshank” pojawili się w wypożyczalniach kaset wideo, wytwórnia Warner Bros. zaczęła liczyć zyski. Kolejny skok popularności nastąpił w 1997 roku po zakupie praw do emisji filmu w amerykańskiej telewizji kablowej.
22 lata po premierze kinowej o „Skazanych na Shawshank” słyszał każdy kinoman, a obraz Darabonta pojawia się w rozmaitych rankingach popularności, aby tylko wspomnieć o zajęciu pierwszego miejsca na liście TOP 250 serwisu IMDb.
"Ludzkie dzieci", reż. Alfonso Cuarón, 2006
Zanim Alfonso Cuarón nakręcił najbardziej znany film w swojej karierze , czyli „Grawitację” (2013) z Sandrą Bullock, miał już na swoim koncie m.in. kasowy przebój „Harry Potter i więzień Azkabanu” (2004) oraz ceniony obraz science fiction „Ludzkie dzieci” (2006), który w dniu premiery przeszedł praktycznie bez echa.
Ekranizacja powieści P.D. Jamesa jest dziś uważana za świetny thriller science-fiction, jednak dziesięć lat temu obraz zarobił zaledwie 35 milionów dolarów. To o połowę mniej niż wynosił budżet filmu.
„Ludzkie dzieci”, podobnie jak wiele innych tytułów niedocenionych przez widownię kinową, zyskał popularność dopiero po wejściu na rynek DVD.
"Brazil", reż. Terry Gilliam, 1985
W połowie lat 80. Terry Gilliam był ceniony za filmy z cyklu „Monty Python” i mógł sobie pozwolić na nakręcenie „Brazil”. Obrazu z gwiazdorską obsadą (Robert De Niro, Jonathan Pryce, Bob Hoskins, Michael Palin), nietypową narracją i kontrowersyjnym przekazem. Ostatecznie okazało się, że zdaniem wytwórni Universal reżyser poszedł o krok za daleko, w efekcie czego dystrybucja „Brazil” została odwołana.
W tej sytuacji Gilliam zorganizował pokaz na własną rękę i na łamach prasy zapytał szefów wytwórni, kiedy zamierzają wypuścić jego film? Universal po dokonaniu serii przeróbek zorganizował dystrybucję obrazu Gilliama, który mimo całego zamieszania zarobił niespełna 10 milionów dolarów.
Kilka lat po premierze „Brazil” doczekał się kilku wydań w różnych formatach i cieszy się dzisiaj statusem kultowego obrazu.
"Obywatel Kane", reż. Orson Welles, 1941
Film Orsona Wellesa z 1941 jest dziś uznawany za jeden z najważniejszych i najbardziej nowatorskich dzieł w historii kinematografii. Jednak 75 lat temu mało kto mógł się o tym przekonać. „Obywatel Kane” padł bowiem ofiarą czarnego PR-u ze strony magnata prasowego Williama Randolpha Hearsta, który odczytał scenariusz filmu jako krytykę pod swoim adresem.
Hearst zakazał publikować w należących do niego gazetach i stacjach radiowych jakiekolwiek informacje na temat filmu Wellesa. Świetne recenzje i dziewięć nominacji do Oscara nie pomogły „Obywatelowi Kane'owi”, który w tej sytuacji przeszedł bez większego echa i zarobił zaledwie 1,5 miliona dolarów.
"Hugo i jego wynalazek", reż. Martin Scorsese, 2011
„Hugo i jego wynalazek” (2011) Martina Scorsese pozostaje jednym z najczęściej nagradzanych filmów w dorobku reżysera. Historia tytułowego chłopca zgarnęła pięć Oscarów i sześć nominacji, została nagrodzona Złotym Globem dla najlepszego reżysera, a mimo to zyski z box office były znacznie poniżej oczekiwań.
Film kosztujący wytwórnię około 170 milionów dolarów zarobił w USA zaledwie 74 miliony. Przyczynę porażki upatruje się w niekorzystnym terminie premiery – w tym samym czasie do kin wchodziła bowiem „Saga Zmierzch: Przed świtem – część 1” i „Muppety” Disneya. Oba filmy znalazły o wiele większą widownię niż przygodowy obraz Scorsese.
"Willy Wonka i fabryka czekolady", reż. Mel Stuart, 1971
Zanim rola Willy'ego Wonki przypadła Johnny'emu Deppowi w filmie „Charlie i Fabryka czekolady” (2005), historia znana z książki Roalda Dahla została przeniesiona na ekran w 1971 roku.
Obraz z niedawno zmarłym Genem Wilderem jest dziś uznawany za klasykę kina familijnego, chociaż przed laty wszystko wskazywało na to, że „Willy Wonka i fabryka czekolady” zostanie szybko zapomniany.
Film zarobił w USA zaledwie 4 miliony dolarów, co sprawiło, że wytwórnia Paramount Pictures pozbyła się praw autorskich do ekranizacji, które siedem lat później zostały kupione przez Warner Bros. Nowy właściciel zrobił z nich dobry użytek, wypuszczając film do telewizji, gdzie stał się bardzo popularny. A wspomniany remake z 2005 roku zarobił dla wytwórni blisko pół miliarda dolarów na całym świecie.
"Podziemny krąg", reż. David Fincher, 1999
Praktycznie wszystkie filmy Davida Finchera (np. „Siedem”, „The Social Network” czy „Zaginiona dziewczyna”) zyskały ogromną popularność i stanowią ważny rozdział we współczesnej historii amerykańskiego kina. To samo można powiedzieć o kultowym „Fight Clubie” („Podziemny krąg”), którym w 1999 roku mało kto się zainteresował.
Z perspektywy czasu można powiedzieć, że wytwórnia 20th Cetury Fox nie poradziła sobie z promocją filmu, a kuriozalne zdradzenie zakończenia filmu (!) w telewizyjnym talk show Rossie O'Donnell również nie wpłynęło pozytywnie na sprzedaż biletów do kina.
„Fight Club” o wiele lepiej niż na dużym ekranie (box office wyniósł 37 milionów dolarów) poradził sobie na rynku VHS i DVD. Szacuje się, że Fox zarobił na sprzedaży kopii filmu ponad 100 milionów dolarów.
"Łowca androidów", reż. Ridley Scott, 1982
Rok 1982 był przełomowy dla fanów science fiction. Na ekranach amerykańskich kin pojawiły się takie obrazy jak „E.T.”, „Star Trek II: Gniew Khana”, „Coś” czy „Łowca androidów” Ridleya Scotta. Ten ostatni, uważany za jeden z najważniejszych filmów w dziejach nie tylko gatunku, ale całego kina, był zarazem komercyjną porażką, zarabiając w pierwszy weekend zaledwie 6,5 miliona dolarów.
„Blade Runner”, którego budżet wynosił 28 milionów dolarów, zarobił łącznie w kinach o 500 tysięcy dolarów mniej. Kultowe dzieło Ridleya Scotta, podobnie jak wspomniany wcześniej „Fight Club”, odniosło komercyjny sukces dopiero po trafieniu na rynek VHS.
Wytwórnia Warner Bros. postarała się o wydanie edycji reżyserskiej (i to nie jednej) i sukcesywnie wypuszczała kolejne reedycje na coraz to nowszych nośnikach, dzięki czemu przestała liczyć straty. Ciekawe, czy podobnie będzie z kolejnym „Blade Runnerem”, który ma trafić do kin w przyszłym roku?
"Czarnoksiężnik z Oz", reż. Victor Fleming, 1939
Trudno w to uwierzyć, ale „Czarnoksiężnik z Oz” Victora Fleminga z Judy Garland w roli głównej był nie tylko wielkim rozczarowaniem pod względem finansowym, ale także przyniósł wytwórni MGM straty w wysokości 1,1 miliona dolarów.
Obraz z 1939 roku był wówczas najdroższym przedsięwzięciem w historii wytwórni (budżet na poziomie 2,7 miliona dolarów), pochłonął masę pieniędzy na scenografię i efekty specjalne, które nie przyciągnęły do kin zainteresowanych tłumów.
Dopiero 10 lat później MGM udało się zarobić nieco więcej na jubileuszowej reedycji „Czarnoksiężnika z krainy Oz”, który zgarnął cztery nominacje i dwa Oscary. W kolejnych latach film był regularnie przypominany i wznawiany (aktualnie prawa do marki posiada Warner Bros.), dzięki czemu stał się nieodzownym elementem amerykańskiej popkultury.
"Siedmiu wspaniałych", reż. John Sturges, 1960
Kiedy w 1960 roku do amerykańskich kin wszedł obraz „Siedmiu wspaniałych”, w oczywisty sposób nawiązujący do „Siedmiu samurajów” (1954) Akiry Kurosawy, recenzent "The New York Times" napisał, że western wypada blado na tle japońskiego pierwowzoru. Jego zdaniem film był pretensjonalny i zdecydowanie za długi. Słabe recenzje wpłynęły na marny wynik sprzedaży biletów w Stanach Zjednoczonych i dopiero wypuszczenie filmu na rynek europejski zaczęło przynosić zyski.
„Siedmiu wspaniałych” doczekało się trzech kontynuacji debiutujących w latach 1966-1972. Pod koniec XX wieku powstał serial inspirowany kultowym westernem, a we wrześniu 2016 roku do kin wszedł remake z Denzelem Washingtonem, Chrisem Prattem i Ethanem Hawkiem w rolach głównych. Film, który zbiera nieco lepsze oceny niż oryginał (średnia na Rotten Tomatoes 61 proc.), ale jego wynik box office również nie zachwyca.