Nigdy nie byłam wielbicielką mrocznej urody Tommy Lee Jonesa. Filmy z jego udziałem też nie mieściły się w czołówce moich ulubionych. O ile oskarowy "Ścigany" wzbudził moje emocje, a rola Jonesa wygrana została perfekcyjnie, o tyle " Wydział pościgowy", "Wulkan", "Zaginione" wymagały ode mnie sporego wysiłku (nie czytaj intelektualnego ) i nie klaskałam z zachwytu po projekcji. Szybko oddalałam się w swoje zacisze i zapominałam "o co chodziło filmowi", pomna jednak, by po raz drugi tych dzieł nie oglądać.
Do "Trzech pogrzebów...", filmu, który Tommy Lee Jones wyreżyserował, wyprodukował i zagrał główną rolę, długo się namawiałam. Tymczasem to bardzo dobry film! Już wierzę, gdy czytam, iż Jones zaczytuje się rosyjską klasyką, uwielbia Tołstoja i Czechowa (wszak jest absolwentem Harvardu). O czym są "Trzy pogrzeby Melquiadesa Estrady"?
Inspiracją było autentyczne wydarzenie. Na granicy z Meksykiem zastrzelono młodego Meksykanina. Pilnował stada gęsi i w obronie ptaków strzelał do kojota. Pechowo w pobliżu był oddział marines tropiący przemytników. Jeden z żołnierzy ze zwykłej bezmyślności i głupoty, a być może brawury, odpowiedział na strzały i zabił chłopca. Sprawę zatuszowano, winny za zbrodnię nigdy nie został ukarany. Jak na prawdziwego kowboja, rodowitego mieszkańca Teksasu przystało, Tommy Lee Jones był wstrząśnięty.
Na jego prośbę powstał scenariusz, którego autorem jest Guillermo Ariaga ("Amores perros", "21 gramów"). Tytułowy Melquiades to Meksykanin przybyły do Teksasu "za chlebem ". Gdzieś tam... zostawił żonę i dzieci (przynajmniej tak twierdzi). Ginie przypadkiem zastrzelony przez strażnika granicznego Mikea. Pete - jedyny przyjaciel Meksykanina - zgodnie z obietnicą chce go pochować w rodzinnej wiosce. W podróż do Meksyku zabiera mordercę Melquiadesa. Ta podróż to prawdziwa "droga przez mękę" Mike
a, to próba oczyszczenia, dotarcia do granicy, gdzie możliwe jest odpuszczenie win.
"Trzy pogrzeby..." to film o przyjaźni, zbrodni i karze, ekspiacji...To film o pograniczu meksykańsko-amerykańskim, które od zawsze rządziło się swoimi prawami. To film o ludziach, którzy wbrew modzie, galopującej konsumpcji potrafią być wierni swemu wewnętrznemu kodeksowi, którzy nie mają problemu z odróżnieniem tego, co dobre od tego, co złe. Wszechobecny relatywizm, szarości moralne dla nich nie istnieją. Zbrodniarz musi ponieść karę, a raz wyciągnięta ręka przyjaciela zmusza nas do wypełnienia ostatniej przysługi.
To film o Ameryce i to takiej, która z pewnością się nie spodoba. To film o Ameryce, która drwiąc z prawa ośmiela się narzucać prawo innym, która depcząc świętości daje w zamian pop-corn, frytki i coca-colę. To film o Ameryce, której pustota wewnętrzna osiągnęła głębię Wielkiego Kanionu.
Uff! Tommy Lee Jones już nie musi nikogo ścigać, nie musi także ścigać się z innymi. Jest po prostu dobry. TOMMY i LEE, i JONES . Amen.