Tu i teraz. Recenzja filmu "Piękny poranek"
Mia Hansen-Løve słynie z tego, że jej filmy dalekie są od bajek z happy endem. Francuska reżyserka ze zdumiewającą dojrzałością tworzy obrazy, które doskonale znamy z własnego życia – pozbawione cukru i pięknych kolorów. Taki też jest "Piękny poranek". To film o zmaganiu się z tym, co nieuniknione, o trudnych, niemożliwych relacjach i o dążeniu do szczęścia na przekór całemu światu.
Nie każdy jest gotowy na takie kino, ale zdecydowanie każdy powinien je poznać. Filmy Mii Hansen-Løve traktują o relacjach, jednak nie pokazują ich w sposób, do jakiego przyzwyczaiła nas współczesna kultura. Ckliwe produkcje, w których problemy nie istnieją albo są błahe i nieistotne – to nie w stylu tej reżyserki. Hansen-Løve zmusza widza, by zdjął różowe okulary i spojrzał na swoją codzienność przez pryzmat historii filmowych bohaterów, jednocześnie sprzeciwiając się traktowaniu kina jako ucieczki w świat nierealnych fantazji.
"Piękny poranek" to bardzo realna historia, która mogłaby wydarzyć się gdzieś blisko nas – a może nawet byliśmy już jej uczestnikami. Wydarzenia, które śledzimy oczami głównej bohaterki, nie napawają optymizmem, jednak mimo to jest w tym filmie coś budującego. Sandra, w którą wspaniale wciela się Léa Seydoux, uczy się być tu i teraz – cieszyć się z ostatnich chwil spędzonych z ojcem, celebrować momenty spędzone z córeczką, a także sięgać zachłannie po miłość. Ta ostatnia, choć zakazana, daje jej siłę, by mogła stawić czoła wszystkim przeciwnościom losu.
Ból przemijania
Ojciec Sandry, Georg (Pascal Greggory) cierpi na postępującą demencję, która nie pozwala mu samodzielnie funkcjonować. W rezultacie rodzina decyduje o umieszczeniu starszego pana w szpitalu, z którego, po wykonaniu niezbędnych badań, zostanie przeniesiony do domu opieki. Ta sytuacja jest dla bohaterki bardzo trudna. Kobieta przeżywa fakt, że senior niemal z dnia na dzień zostaje "wyrwany z korzeniami" ze swojego mieszkania, które przez kilkadziesiąt lat stanowiło jego bezpieczny azyl i miejsce pracy. Pakując całe życie swojego ojca do kartonowych pudeł, Sandra nie może pogodzić się z myślą, że ten niegdyś wielki filozof i światły umysł, dziś nie potrafi wykonać podstawowych czynności bez pomocy drugiej osoby.
Bliscy chcą zapewnić Pascalowi dobrą opiekę, jednak w Paryżu cena pobytu w takich placówkach jest horrendalnie droga, a w tych cieszących się najlepszą opinią brakuje miejsc. Z tego powodu ojciec Sandry jest przewożony z miejsca na miejsce, by w ośrodkach tymczasowych czekać w kolejce na przyjęcie do docelowego punktu. Oderwanie od znanego środowiska oraz bliskich, niepewność i brak poczucia bezpieczeństwa – to wszystko sprawia, że stan zdrowia starszego pana pogarsza się. Widok gasnącego w oczach ojca jest dla Sandry źródłem bólu i wyrzutów sumienia. Niespodziewanie ulgą w tej rozpaczy okazuje się odnowienie relacji z dawno niewidzianym przyjacielem.
Chwile ulotne
Sandra jest wdową, samotnie wychowującą dziecko. Spotkanie Clémenta (Melvil Poupaud) budzi w niej gwałtowny głód bliskości, jednak sytuacja mężczyzny wydaje się ustabilizowana – ma żonę oraz syna i nie planuje na razie żadnych rewolucji w życiu osobistym. Mimo to para nawiązuje sekretny romans, który początkowo wydaje się Sandrze remedium na rodzinne dramaty. Jednak już wkrótce okazuje się, że ta relacja wywołuje w kobiecie więcej cierpienia i frustracji niż radości. Podwójne życie partnera budzi w niej zazdrość i gniew, a dni, kiedy nie mogą być razem, są przepełnione tęsknotą. Za Clémentem tęskni też Linn, córka Sandry, która po kilku spotkaniach przywiązała się do nowego partnera matki.
Z czasem jednak Sandra uczy się patrzeć na swoje życie z większym dystansem i doceniać to, co ma – bliskich, którzy w chorobie ojca potrafią zjednoczyć się i działać razem, córkę, z którą Sandra stara się spędzać każdą wolną chwilę oraz więź z Clémentem, która – choć niestabilna – nadaje jej życiu emocji i sprawia, że znów czuje się kochana. Zamiast wybiegać w przyszłość i snuć dalekie plany, bohaterka stara się żyć tu i teraz, a także czerpać radość z każdej chwili spędzonej w gronie osób najbliższych jej sercu.
Relacje niedoskonałe
Widzowie przyzwyczajeni do historii ze słodkimi zakończeniami mogą być zawiedzeni, bo "Piękny poranek" urywa się właściwie w połowie, nie dając żadnych jednoznacznych informacji ani wskazówek, jakie losy spotkały każdego z bohaterów. Finałowa scena skłania jednak do przypuszczeń, że Sandra nauczyła się czerpać z nadarzających się sytuacji wszystko, co najlepsze. Enigmatyczne zakończenia to także cecha charakterystyczna Mii Hansen-Løve. Stawiając wielokropek w ostatniej scenie, reżyserka nadaje swojemu dziełu jeszcze bardziej życiowy charakter, bo przecież nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć, jak potoczą się koleje losu zarówno w bliższej, jak i w dalszej rzeczywistości.
Hansen-Løve potrafi stworzyć ze zwykłej, prozaicznej relacji poruszający serce melodramat, nie koloryzując jej ani trochę. Tak było chociażby w przypadku filmu "Co przyniesie przyszłość", a także niedawnej "Wyspy Bergmana". "Piękny poranek" pokazuje samotność, nieuchronne przemijanie, stratę bliskiej osoby, a także chwile rozkoszy i nieuchwytnego szczęścia. Te ostatnie wydają się głównej bohaterce najcenniejsze i najbardziej pożądane, gdy już rozumie, że wszystko w życiu jest tymczasowe i ulotne. Niepewna jutra, cieszy się tym, co jest dziś. To piękna puenta, którą w pewnym sensie można uznać za budującą, optymistyczną klamrę.
Siłą tego obrazu jest też wspaniała gra aktorów. Léa Seydoux doskonale wcieliła się w postać zagubionej, samotnej kobiety, której świat wali się w posadach. Aktorka na co dzień chętnie eksperymentuje z rolami, nie ograniczając się jedynie do jednego wąskiego gatunku. W ubiegłym roku mogliśmy ją podziwiać chociażby w "Spectre" oraz klimatycznym komediodramacie Wesa Andersona – "Kurier francuski z Liberty, Kansas Evening Sun". Jej filmowego partnera możemy kojarzyć z takich produkcji jak m.in.: "Młodzi kochankowie", "Lato '85" czy słynnego dramatu Françoisa Ozona "Czas, który pozostał". W roli Clémenta pokazał, że od premiery tamtej produkcji wciąż utrzymuje najwyższy poziom aktorskiej gry. Na ekranie doskonale prezentuje się także drugi plan. Pascal Greggory zagrał postać podupadającego na zdrowiu profesora brawurowo, podobnie Nicole Garcia, która wciela się w byłą żonę chorego seniora.
"Piękny poranek" trudno zliczyć do kategorii "feel-good movies", a jednak historia Sandry wywołuje w sercu ciepło i budzi nadzieję. Ta poruszająca, bardzo życiowa historia uświadamia jeszcze jedno – czas nieubłaganie pędzi do przodu, dlatego warto doceniać wspólne dni z bliskimi, które nam jeszcze pozostały.