Kiedy Tomasz Bagiński oznajmił, że planuje wyreżyserować „Wiedźmina”, film oparty na książkach Andrzeja Sapkowskiego, w środowiskach fanowskich zawrzało. Optymiści wietrzą w tym prawdziwą szansę – film na być prawdziwie „hollywoodzki”, z zagraniczną obsadą, ale przy tym zrobiony przez Polaka, który najlepiej rozumie przedstawione przez Sapkowskiego konteksty i realia.
Pesymiści, nawet jeśli nie krytykują pomysłu w zarodku, to przypominają tylko, co wydarzyło się piętnaście lat temu, kiedy nasze rodzime grono filmowców postanowiło przenieść na ekran prozę AS-a polskiej fantastyki. Efekt był, łagodnie rzecz ujmując, mało satysfakcjonujący, i dostało się wszystkim – reżyserowi, scenarzyście, charakteryzatorom, scenografom oraz, naturalnie, aktorom.
Film, typowany na polską superprodukcję, w reżyserii Marka Brodzkiego i ze scenariuszem Michała Szczerbica, zebrał w większości miażdżące opinie i nie odrobił swojego budżetu, zaś ogromną popularnością cieszyło się hasło: „Miecz przeznaczenia ma dwa ostrza. Jedno zostało wySzczerbione”.
Obrońcy Wiedźmina
Krytykowano wszystko. Plastikowe dekoracje, gumowego smoka, okropne efekty specjalne, nieudolny scenariusz i drewnianą grę aktorów, zagubionych na planie filmowym i wyraźnie zastanawiających się, co właściwie tam robią. Wytykano, że połowa ekipy nie znała prozy Sapkowskiego, rozpisywano się na temat licznych wpadek na planie – na przykład tej, kiedy podczas sceny ataku na świątynię w tle słychać okrzyk "Jezus Maria”, lub tej, gdy w tle widać nadajnik radiowo-telewizyjny na szczycie Śnieżnych Kotłów.
Filmowcom na pewno nie pomogło też negatywne nastawienie fanów twórczości Sapkowskiego, którzy założyli Komitet Obrony Jedynego Słusznego Wizerunku Wiedźmina, protestując przeciwko obsadzeniu Michała Żebrowskiego i Grażyny Wolszczak.
Zawstydzony scenarzysta
„Wiedźmina” kręcono w okresie 21 lipca 2000 - 14 marca 2001 roku, a zdjęcia powstawały między innymi w Malborku, Kielcach, Bolkowie czy Górach Świętokrzyskich. Zatrudniono wielu speców od efektów specjalnych, walki zaś koordynował mistrz aikido, Jacek Wysocki. Wydawało się, że wszystko dopięto na ostatni guzik.
Ale o tym, że coś jest nie tak, wiedzieli nawet członkowie ekipy. Scenarzysta, Michał Szczerbic, na kilka dni przed premierą zażądał, by usunięto jego nazwisko z napisów końcowych – twierdził, że ostateczna wersja filmu ma niewiele wspólnego z napisanym przez niego scenariuszem. To pierwszy przypadek w polskim kinie, kiedy w napisach końcowych nie pojawia się nazwisko scenarzysty. Ale ten zabieg nie uchronił Szczerbica przed miażdżącą krytyką.
Frekwencyjna klapa
„Wiedźmin”, z budżetem wynoszącym 18 820 000 zł, uchodzi za jeden z najdroższych polskich filmów – ale zupełnie się nie zwrócił; do kin przyszło zaledwie 639 tysięcy widzów, toteż odrobiono niecałe 40 proc. kosztów produkcji.
Chociaż ostatecznie „Wiedźmin” zdobył kilka nominacji do Orłów – za montaż czy rolę Żebrowskiego i Anny Dymnej, statuetkę przyznano wyłącznie Grzegorzowi Ciechowskiemu za muzykę.
Dla Andrzeja Sapkowskiego niepowodzenie filmu nie było niczym dziwnym.
- Ekranizacje utworów literackich pokrywające się z zamysłem pisarza zdarzają się rzadko, równie rzadkie są ekranizacje równie dobre, jak literackie pierwowzory – mówił Markowi Ludwickiemu i dodawał, że w swojej wymarzonej ekranizacji w roli Geralta widziałby Kevina Costnera, a jako Yennfer Madeleine Stowe.
Marzenie reżysera
Jeszcze przed premierą reżyser zabezpieczał się, mówiąc, że jego film nie jest w stanie spełnić oczekiwać wszystkich.
- Na pewno nie będzie tak, że wszyscy będą wyłącznie zachwyceni. Ale tak to już jest. Nigdy tak nie ma, żeby wszystko było pięknie od początku do końca. Szczególnie, jeżeli pomysł ekranizacji opowiadań Sapkowskiego od samego początku budził wiele kontrowersji – mówił Brodzki Markowi Ludwickiemu.
- Ale tak to już musi być. Chciałbym bardzo, żeby ci wszyscy, którzy znają tą literaturę byli zadowoleni z tego, co obejrzą na ekranie - żeby znaleźli tutaj coś dla siebie.
Fizyczna harówka
Michał Żebrowski nie krył, że przygotowanie do roli było dla niego prawdziwą harówką.
- Musiałem się trochę przeistoczyć i przybrałem na wadze, co z resztą bardzo mi psychicznie pomogło. Kiedy ludzie, z którymi robiliśmy ten film, wyrażali swoje uznanie, było mi naprawdę bardzo miło, a taka atmosfera na planie bardzo dobrze wpływała na moją kondycję psychiczną, Ale nie jestem aktorem, który lubi wymieniać godziny treningów i czas ich trwania. Bo to jest prywatna sprawa aktora - ile się przygotowuje do roli – mówił, ale nie krył podziwu dla swojego nauczyciela walk, Jacka Wysockiego.
- Lekcje, jakie pobierałem u niego, były po prostu jakąś wyprawą w przeszłość, w historię, a nie tylko ciężką, fizyczną harówką.
Namęczyć musiała się też Grażyna Wolszczak.
- Musiałam się nauczyć jeździć konno, bo wcześniej miałam o tym blade pojęcie. Niestety, z tym moim koniem miałam nie najlepsze doświadczenia, w związku z tym już pewnie nie będę kontynuować tej przygody, chyba żeby się pojawiła taka konieczność na planie filmowym – opowiadała Ludwickiemu.
„Czułam się jak po gwałcie zbiorowym”
Wolszczak wspominała również, że w filmie miało się znaleźć wiele scen erotycznych, ale ostatecznie wszystko znacznie ułagodzono.
- Sytuacja wyglądała tak, że równocześnie z fabułą kręcony był również serial. Wiadomo było, że widownia będzie "nie po 23", więc siłą rzeczy te sceny wyglądają, jak wyglądają - czyli powiedzmy... soft – tłumaczyła.
Więc chociaż przed kamerami „nie pohulano”, wspominała, że „po nakręceniu jednej ze scen czuła się jak po gwałcie zbiorowym ".
- Po nakręceniu jednej ze scen tak wyglądałam - cała w sińcach od stóp do głów. Była to bardzo "bezpieczna" scena, ponieważ przez cały dzień wisieliśmy nad gigantyczną przepaścią, Michał i ja staliśmy na jednym pomoście, a operator ze szwenkierem na drugim. Nie wiem jak potem wyglądał Michał, ale ja rzeczywiście byłam cała poobijana. To jednak wszystko nic w porównaniu z tym, co Michał tam przeżył. On musiał wytrzymać czterdziestostopniowe upały w pełnej zbroi i w kamieniołomach, gdzie nie ma nawet żadnego drzewka, żeby się schronić. Straszna męka. To naprawdę zawód wymagający dyscypliny i poświęcenia – kwitowała.