Wszystko zaczęło się od "Sary". Odważny debiut Agnieszki Włodarczyk
23.05.2018 | aktual.: 23.05.2018 12:27
- Po tym filmie popłyną na moją głowę kubły pomyj. Krytyka dostanie piany. Jestem pewien, że recenzenci obsmarują mnie w stylu: facet, który próbował zrobić coś ambitnego, zszedł niżej - twierdził reżyser Maciej Ślesicki, oczekując na premierę "Sary".
Sensacja - opowiadająca historię romansu nastoletniej dziewczyny ze znacznie starszym ochroniarzem - która do kin weszła 23 maja 1997 roku, faktycznie podzieliła krytykę, ale widzowie byli szczerze zachwyceni; do kin ściągały prawdziwe tłumy i przez kolejne miesiące nie mówiło się o niczym innym. Również dlatego, że film obfitował w liczne odważne sceny, w których udział brała zaledwie 16-letnia debiutantka, Agnieszka Włodarczyk.
Zabawa w kino
"Sarę" Ślesicki nazywał "prościutką zabawą w kino"; chciał nakręcić film "bezpretensjonalny, sympatyczny, w którym każdy znajdzie coś dla siebie".
- Mam nadzieję, że film usatysfakcjonuje widzów, nie tylko tych 16-, jak i 40-letnich - mówił. - Jest to przede wszystkim dość niekonwencjonalna opowieść o miłości, w którą wplecione są wątki sensacyjne. Podobnie jak w filmie „Tato” połączyłem różne gatunki: melodramat, kino sensacyjne i komedię".
Z porównań do "Bodyguarda", które pojawiały się w prasie, raczej się śmiał i podkreślał, że to dwa całkiem różne filmy.
- Zupełnie gdzie indziej rozłożone są akcenty dramaturgiczne, choć rzeczywiście bohaterem jest ochroniarz, który zakochuje się w swojej podopiecznej. Ale tak naprawdę to jedyna istotna zbieżność – twierdził.
Ulubieniec reżysera
Ochroniarzem Leonem został jeden z ulubionych aktorów Ślesickiego, Bogusław Linda - reżyser nie ukrywał, że nie wyobrażał sobie w tej roli nikogo innego.
- Bogusław Linda fajny, zabawny, czasami brutalny, to jest taki ktoś, kogo widz kocha - mówił w "Gali" i dodawał: - To, co proponuję Bogusławowi, za każdym razem jest inne. Nigdy nie zagrał u mnie takiej samej roli. No bo możemy niby nakręcić „Sarę II”, ale po diabła?
Jako ojca Sary reżyser obsadził zaś Marka Perepeczkę, słynnego serialowego Janosika, który od dawna nie pojawiał się już na dużym ekranie (a zaraz potem został komendantem w serialu "13 posterunek”).
Piękna debiutantka
Rolę tytułową otrzymała nikomu nieznana, zupełnie niedoświadczona 16-letnia Agnieszka Włodarczyk. Ślesicki podkreślał jednak, że nie miał nic przeciwko zatrudnianiu nieprofesjonalnych aktorek.
- Dziewczyna albo ma coś w spojrzeniu, uśmiechu, gestach, albo nie. Szkoła aktorska nie ma z tym "czymś" nic wspólnego. Tego się nie da nauczyć - twierdził.
By zagrać w filmie – ze względu na erotyczne, rozbierane sceny – dziewczyna potrzebowała zgody matki. Ta zaś nie protestowała, zachęcając córkę do przyjęcia roli. Po latach jednak Włodarczyk wyznawała, że przez wiele lat miała jej to za złe.
Załagodzony konflikt
Po premierze "Sary" Włodarczyk zaczęła narzekać na relacje ze swoją mamą, Anną Stasiukiewicz. Twierdziła, że matka za wszelką cenę chciała ją wepchnąć do branży i przelała na nią swoje niespełnione ambicje. Od najmłodszych lat chodziła na castingi i uważała, że przez to nie miała normalnego dzieciństwa, a matka usilnie próbowała zrobić z niej swoją kopię.
- Mama zawsze chodziła na szpilkach i w mini. Gdy miałam 14 lat, kazała mi się tak ubierać – wspominała.
Dopiero później pojednała się z matką, wyznała, że nie ma do niej żalu i łaskawiej spojrzała na jej działania. - Chodziło jej raczej o to, żebym się uniezależniła finansowo, żebym nie liczyła, jak inne kobiety, wyłącznie na swoich mężów czy kochanków – mówiła w "Vivie".
Zbrukana Sara
Do dziś jednak Włodarczyk niechętnie wraca myślami do czasów, kiedy kręciła "Sarę", a o filmie Ślesickiego nie chce wcale opowiadać.
- Niechętnie rozmawiam o „Sarze” i rozbieraniu się na ekranie. To było niepotrzebne, za bardzo to przeżywałam - mówiła. - Z drugiej strony, gdybym nie zagrała w „Sarze”, moja kariera nie potoczyłaby się tak szybko.
Zapewniała też, że chociaż odważne sceny z jej udziałem wywołały prawdziwe oburzenie, nie ma żadnego żalu do reżysera.
- On miał taką wizję, to był jego film – kwitowała w "Vivie". - Pretensje mogę mieć tylko do dziennikarzy, którzy potem molestowali mnie o Sarę i nagość. Wtedy zdałam sobie sprawę, że rozebrałam się nie wobec trzech osób na planie, lecz dla milionowej widowni. Czułam się zbrukana.