RecenzjeWyobraźnio - do dzieła!

Wyobraźnio - do dzieła!

Jean-Pierre Jeunet każdym swoim filmem udowadnia, że jest twórcą nietuzinkowym, obdarzonym niesamowitą wyobraźnią. A jeśli spojrzeć na jego filmografię, można złapać się za głowę. Bo czyż jest możliwe, że ta sama osoba wyreżyserowała czwartą część kosmicznego horroru wszech czasów – „Obcego” i pełną wrażliwości i subtelnego humoru „Amelię”? A jednak tak było. I na tym polega największy talent tego niesamowitego Francuza. Jeunet tworzy bowiem swój własny, specyficzny język filmowy, bardzo charakterystyczny i łatwo rozpoznawalny, ale też i uniwersalny. Dzięki temu nie boi się żadnej konwencji, bawiąc się tworzywem filmowym i robiąc przy tym po prostu dobre kino. „Bazyl: człowiek z kulą w głowie”, jest chyba najzabawniejszym filmem w dorobku Jeuneta. Nawiązuje również do swojego pełnometrażowego debiutu: „Delikatessen”.

25.01.2011 11:17

Film opowiada historię Bazyla - sympatycznego, pomysłowego, choć lekko nierozgarniętego trzydziestolatka, którego pewnego dnia trafia w głowę zabłąkana kula. Podczas operacji lekarze postanawiają zostawić pocisk w ciele pacjenta, a to oznacza, że Bazyl może w każdej chwili umrzeć. Nad jego życiem widocznie wisi jakieś fatum – jego ojciec, saper zginął dawno temu, próbując rozbroić minę gdzieś na Saharze Zachodniej. Na skutek nieszczęśliwego zbiegu okoliczności Bazyl traci wszystko co posiada - zdrowie, pracę, mieszkanie i zmuszony jest do życia na ulicy. Nie załamuje się jednak – mimo trudnych okoliczności radzi sobie jak umie, wykorzystując swoje liczne talenty. Zła karta odwraca się, gdy Bazyl poznaje „Puszkę” – starego kloszarda-wyjadacza, który zabiera go na złomowisko, do swojej „rodziny”. Znalazło tam przystań kilku życiowych nieudaczników, obdarzonych różnymi talentami i dziwactwami. Tworzą oni zorganizowaną i oddaną sobie grupę przyjaciół, żyjącą z przerabiania na wynalazki wszystkiego, co znajdą
wśród złomu. I to właśnie tutaj, wśród pokręconych i przesympatycznych dziwaków – Bazyl odnajduje dom. A gdy przypadkowo odwiedza zakłady zbrojeniowe – odnajduje także swój cel w życiu. Doskonale pamięta bowiem nazwę producentów, którzy wyprodukowali zarówno minę, która zabiła jego ojca, jaki i kulę, która cały czas tkwi w jego głowie. Bazyl postanawia więc wypowiedzieć wojnę dyrektorom obu firm i doprowadzić do zniszczenia tych wielkich zakładów. I nie przeraża go fakt, ze jest on sam jeden przeciwko bardzo wpływowym korporacjom. W jego głowie rodzi się sprytny plan. No i z pomocą przychodzą mu nowi przyjaciele, którzy na pewno nie zostawią członka swojej rodziny samego. Zaczynają więc konsekwentnie realizować szalone przedsięwzięcie, bawiąc się przy tym znakomicie. Wykorzystają swoją największą bron – wyobraźnię, a w drodze do celu nie zawahają się przekupić paru ludzi koszulkami podpisanymi przez samego... T. Henri’ego. Drżyjcie zakłady zbrojeniowe – banda postrzeleńców nadchodzi! „Bazyl” to zwariowana
komedia, obfitująca w wiele zabawnych sytuacji, świetnych dialogów i rozbrajających żartów sytuacyjnych. Jeunet prowadzi nas poprzez nieustający maraton gagów, zwrotów akcji, przebieranek i niezawodnych planów, a kolejnych wydarzeń nie da się po prostu przewidzieć. Niezwykły plan bohaterów przywodzi na myśl najbardziej szalone pomysły gangu Olsena, dopracowane w najmniejszych szczegółach. Pod tym wzglądem francuska komedia bardzo przypomina tą niezapomnianą duńska serię.

W „Bazylu” występuje całą galeria ciekawych postaci. Są one typowe dla Jeuneta, podobne odnaleźć można w „Delikatessen” i „Amelii”. Mamy tu wspomnianego już „Puszkę”, który w więzieniu spędził 30 lat; człowieka-kulę armatnią – rekordzistę świata w locie po wystrzeleniu z działa; niezwykłego wynalazcę, który potrafi zbudować ze złomu niemal wszystko; a także dziewczynę mającą w głowie kalkulator i niezwykłą kobietę – gumę. Wszyscy oni stoją poza marginesem, nie przystają do współczesnego świata, albo tak jak Bazyl – odrzucono ich od społeczeństwa. Ta zgraja wyrzutków jednak wcale a wcale się tym nie przejmuje. Mają przecież siebie nawzajem, mają dom, mają co jeść – czegóż jeszcze można więcej chcieć. Jeunet kreśli w radosnych barwach sielankowy obraz kloszardów, którzy właśnie w takim życiu odnaleźli szczęście, a złomowisko stało się ich własnym miejscem na świecie. Ten życiowy optymizm przebija z każdej minuty filmu. Jeunet mówi nam, że nieważne kim się jest – ważne z kim się jest. Przyjaźń jest tym, co dla
bohaterów najważniejsze. Dzięki niej, dzięki wsparciu innych mogą realizować swoje plany i marzenia. A gdy razem zjednoczą się w jednym celu, łącząc swoje cyrkowe talenty i pomysły – wszystko stanie się możliwe. Największe biznesowe rekiny – właściciele zakładów zbrojeniowych – staną się w ich rękach małymi płotkami.

Strona wizualna filmu jest zachwycająca. Jeunet wraz z operatorem Tetsuo Nagatą dopracowali każdy szczegół ujęć. W efekcie otrzymaliśmy niezwykle plastyczny i barwny obraz. Kolory podkreślają nastrój każdej sceny, a wiele kadrów jest po prostu sztuką samą w sobie. Mamy tu do czynienia z wieloma instalacjami artystycznymi, które wzbogacają cały film. Dodatkowo oglądamy jeszcze mnóstwo ciekawych i inspirujących wynalazków, którym reżyser poświęca dużo miejsca. Podnoszący ciężary robot czy tańcząca prześmieszna myszka to tylko nieliczne przykłady nieskrępowanej wyobraźni twórców. Nadaje to „Bazylowi” niesamowitego klimatu i sprawia, że jest to film naprawdę wyjątkowy. Gdzie indziej można zobaczyć tańczącą sukienkę? Albo człowieka wystrzelonego z armaty? Kobietę, udającą pojemnik w lodówce?

Dużo dobrego można powiedzieć także o grze aktorów. Przebojowy Danny Boon w oryginalnej kreacji Bazyla, prześmieszny Dominique Pinon, doskonałe Marie Julie Baup i Julie Ferrier, a także niezrównani jako czarne charaktery Andre Dussolier i Nicolas Marie – to naprawdę niezapomniana ekipa. „Bazyl” to film, który koniecznie trzeba zobaczyć. Niezwykle sympatyczny, rozbawia i przesyła naprawdę sporą dawkę optymizmu. Niektóre sceny na długo zostają w pamięci, wiele wynalazków chce się oglądać w kółko. Powiedzieć o tym filmie, że to komedia – to za mało. Po prostu trzeba to obejrzeć na własne oczy. I z chęcią będzie się do niego wracać.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)