Trwa ładowanie...
d27fpbj

Z dala od brzegu

d27fpbj
d27fpbj

Pierwsza zasada Hollywood: nie zabija się kur znoszących złote jaja. Trzy dotychczasowe części „Piratów z Karaibów” zniosły ich wprawdzie na tyle dużo (2,6 miliarda wpływów na świecie!), by zapewnić całej franczyzie spokojną emeryturę, ale szefom Disneya wciąż marzy się więcej. Dlatego seria, pomimo domknięcia wszystkich wątków w dotychczasowej trylogii, znów zawinęła do portu.

Fabularne rozwiązania „Skrzyni umarlaka” i „Na krańcu świata”, w połączeniu ze swoistym zmęczeniem materiału, owocują szeregiem zauważalnych zmian. Ot, choćby dotychczasowy reżyser serii Gore Verbinsky wskoczył do szalupy ratunkowej, zabierając ze sobą Keirę Knightley i Orlando Blooma, a przy okazji… całą przygodę.

Jego zmiennik, Rob Marshall („Chicago”, „Wyznania gejszy”, „Nine – Dziewięć”) stojąc przed niezwykle trudnym zadaniem utrzymania okaleczonej franczyzy w formie, osiadł na mieliźnie. Trudności w wykrzesaniu iskry ze zużytej formuły widać na każdym kroku. Scenarzyści – ci sami, którzy napisali dotychczasowe odsłony serii – wyczerpawszy najbardziej efektowne motywy pirackiej mitologii, sięgnęli po ograne archetypy i zamienniki z drugiej ręki.

Syreny, Barbossa z drewnianą nogą, hiszpańska armada i latynoska piękność – czwarta część serii przypomina piracką mapę, na której ktoś zapomniał oznaczyć ukryty skarb. Środek ciężkości, bardziej niż dotychczas, osadzony zostaje na postaci Jacka Sparrowa.

d27fpbj

Zawadiacki urok poczciwego pirata kończy się jednak na kilku prostych akordach, desperacko łechtających wielbicieli Johnny’ego Deppa. Ci z pewnością ucieszą się, widząc go błaznującego w przebraniu sędziego, bełkoczącego pijackie formułki czy wreszcie bezczelnie flirtującego z piękną Penelope Cruz. Ale nawet jemu nie udaje się uciągnąć łajby z taką ilością czytelnych schematów i ogranych motywów kina przygodowego.

Film rozdarty jest przedziwnym konfliktem: stonowana, pozbawiona zawijasów narracja nawiązuje do tradycji części pierwszej, ale jednocześnie pozbawiona jest charakterystycznego dla całej serii zapalnika. Wyścig do źródełka młodości, nie licząc sprawnego zawiązania akcji w pierwszych scenach, jest słabą rekompensatą nieobecnych tu bitew morskich, zawadiackiego humoru i knajackich potyczek słownych. Tytuł okazuje się tym samym proroczy. Marshall dryfuje na nieznanych wodach, wyraźnie nie mogąc znaleźć przyjaznej przystani.

PS. Film oferuje bodajże najgorsze 3D ostatnich miesięcy: podczas seansu zdejmijcie okulary, zobaczycie, że porażająca większość scen pozbawiona jest nawet prostej konwersji.

d27fpbj
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d27fpbj

Pobieranie, zwielokrotnianie, przechowywanie lub jakiekolwiek inne wykorzystywanie treści dostępnych w niniejszym serwisie - bez względu na ich charakter i sposób wyrażenia (w szczególności lecz nie wyłącznie: słowne, słowno-muzyczne, muzyczne, audiowizualne, audialne, tekstowe, graficzne i zawarte w nich dane i informacje, bazy danych i zawarte w nich dane) oraz formę (np. literackie, publicystyczne, naukowe, kartograficzne, programy komputerowe, plastyczne, fotograficzne) wymaga uprzedniej i jednoznacznej zgody Wirtualna Polska Media Spółka Akcyjna z siedzibą w Warszawie, będącej właścicielem niniejszego serwisu, bez względu na sposób ich eksploracji i wykorzystaną metodę (manualną lub zautomatyzowaną technikę, w tym z użyciem programów uczenia maszynowego lub sztucznej inteligencji). Powyższe zastrzeżenie nie dotyczy wykorzystywania jedynie w celu ułatwienia ich wyszukiwania przez wyszukiwarki internetowe oraz korzystania w ramach stosunków umownych lub dozwolonego użytku określonego przez właściwe przepisy prawa.Szczegółowa treść dotycząca niniejszego zastrzeżenia znajduje siętutaj