''Ziemia obiecana'': Mija 40 lat od premiery polskiego kandydata do Oscara

''Ziemia obiecana'': Mija 40 lat od premiery polskiego kandydata do Oscara
Źródło zdjęć: © East news

Nasz kandydat do Oscara. Film uważany za jedno z najwybitniejszych dzieł w historii polskiej kinematografii. Ekranizacja powieści wybitnego noblisty, która przypadła do gustu nawet krytycznemu Edwardowi Gierkowi.

Nasz kandydat do Oscara. Film uważany za jedno z najwybitniejszych dzieł w historii polskiej kinematografii. Ekranizacja powieści wybitnego noblisty, która przypadła do gustu nawet krytycznemu Edwardowi Gierkowi.

A tak niewiele brakowało, by słynna adaptacja nigdy nie powstała. W 1972 roku, po nakręceniu "Wesela", Andrzej Wajda zaczął napomykać o zakończeniu reżyserskiej kariery. To wtedy, podczas jakiegoś spotkania, Andrzej Żuławski zapytał go, czy zna "Ziemię obiecaną" Władysława Reymonta, a słysząc odpowiedź odmowną, zachęcił kolegę do lektury.

Nie mógł tego powiedzieć w lepszym momencie. Powieść wywarła na Wajdzie takie wrażenie, że natychmiast postanowił przenieść ją na ekran – mimo że zdawał sobie sprawę, jak wielkie będzie to wyzwanie.

- Jak przeczytałem powieść to muszę powiedzieć, że od razu dziubnęło mnie w serce, że to warto robić – mówił podczas konferencji prasowej.


1 / 7

Nudna powieść

Obraz
© East news

Wybór obsady nie należał do najłatwiejszych, ale Wajda przynajmniej w jednym przypadku miał jasną, z góry ustaloną wizję – chciał, by Karola Borowieckiego zagrał Daniel Olbrychski, który miał już za sobą rolę Azji w „Panu Wołodyjowskim” i właśnie kończył pracę nad „Potopem”. Ale aktor wcale nie był zachwycony podobną propozycją.

- Czytałem powieść Reymonta kilka lat wcześniej i dosyć mnie znudziła – przyznawał po latach w wywiadzie z okazji jubileuszu filmu. - Trochę się zdziwiłem, że Andrzej chce adaptować taką nudną opowieść. Pomyślałem, że skoczę na tę głęboką wodę. Powiedziałem mu, że „zagram ci Kmicica epoki kapitalizmu”.

2 / 7

Obsadowe rewolucje

Obraz
© East news

Wojciech Pszoniak miał początkowo zagrać znacznie mniejszą rolę, Wajda chciał go obsadzić jako Zuckera, męża Lucy. Ale aktorowi ta propozycja nie przypadła do gustu.

- Przeczytałem scenariusz i już wtedy uważałem, że nie ma małych ról – mówił na konferencji prasowej. - Zastanowiłem się, dlaczego mam grać tego męża Jędrusik, którego ona zdradza z Olbrychskim. Powiedziałem: Andrzeju, z największą przyjemnością, ale jest jedna rzecz. Ja się zgodzę zagrać, ale ty musisz dopisać różne sceny.

Ostatecznie Pszoniak wylądował na pierwszym planie, zostając Morycem Weltem, którego początkowo miał zagrać Jerzy Zelnik. Rola Zuckera powędrowała zaś do Jerzego Nowaka.

3 / 7

''Byliśmy młodzi, szczęśliwi''

Obraz
© AKPA/mat. prasowe

Ostatnim ze słynnego tria, Maksem Baumem, został Andrzej Seweryn, którego Wajda wypatrzył w „Albumie Polskim” Jana Rybkowskiego. - Pomyślałem, że ktoś tak skupiony na swojej roli będzie dobrym dopełnieniem tej trójki –mówił reżyser.

Aktorzy świetnie się ze sobą dogadywali i po latach wspominali pracę na planie z prawdziwym sentymentem.

- Byliśmy młodzi, pełni entuzjazmu, energii i wiary.* Pieniędzy nie mieliśmy, o karierze nie myśleliśmy.* Byliśmy szczęśliwi, że możemy uczestniczyć w pracach nad tym filmem i kochaliśmy nasze role. Myślę, że nasza postawa znalazła odbicie w filmie– twierdził Pszoniak.

4 / 7

''Z Wajdą pracowało się inaczej''

Obraz
© AKPA

Ale to wszystko nie udałoby się, gdyby nie Andrzej Wajda – jak przyznawali aktorzy, reżyser inny niż wszyscy.

- Z Wajdą pracowało się inaczej niż z innymi reżyserami. Siedziało się do pierwszej w nocy, wymyślając razem sceny. Gdzieś koło godziny drugiej reżyser mówił: Idę spać, a wy się zastanówcie i zobaczymy, co jutro będziemy robić. Wszyscy mieli poczucie, że uczestniczą w powstawaniu tego filmu. Każdy mógł coś powiedzieć, nawet fryzjerki, rekwizytorzy, wózkarze. To było niezwykłe – mówił Seweryn.

- Raz o trzeciej w nocy przyszedłem do Wajdy, obudziłem go i rozrysowałem mu scenę. Nie dość, że się nie zdziwił, to jeszcze zaakceptował pomysł i zadzwonił w środku nocy do pani Basi, żeby wszystko jutro pozmieniać – wtórował mu Olbrychski.

5 / 7

Czarny kot przebiegł drogę

Obraz
© East news

Obsadzenie pozostałych ról również sprawiło reżyserowi wiele problemów. Ankę, ukochaną Karola, miała zagrać Sława Łozińska, jednak ostatecznie Wajda rolę tę powierzył Annie Nehrebeckiej.

W Lucy zaś miała wcielić się słynna polska piosenkarka, Violetta Villas. - Wajda był zachwycony - opowiadał Olbrychski. -* Nie przyjechała jednak na ostateczną próbę kostiumu.* Napisała potem telegram, że wyjechała z domu, ale po drodze czarny kot przebiegł jej drogę. Uznała to za zły omen i zrezygnowała. Wajda bez namysłu zwrócił się więc do Kaliny Jędrusik. Rzuciłem mu się na szyję, bo wybór był doskonały.

6 / 7

Rodowicz wybiegła z kina

Obraz
© EastNews

Olbrychski miał do zagrania z Jędrusik aż dwie sceny erotyczne, w karocy i w pociągu (tę drugą reżyser usunął przy montażu odnowionej wersji filmu).

W tym czasie aktor, choć oficjalnie wciąż był mężem Moniki Dzienisiewicz, z którą ma syna Rafała, spotykał się z Marylą Rodowicz. Ich płomiennym romansem żyła cała Polska i widzowie zastanawiali się, czy piosenkarka nie będzie miała nic przeciwko, gdy zobaczy swojego ukochanego na ekranie z inną kobietą. Ich ciekawość została szybko zaspokojona. Olbrychski przyszedł z Rodowicz na premierę, a gdy artystka zobaczyła erotyczną scenę z udziałem swojego partnera, demonstracyjnie opuściła salę kinową.

7 / 7

''To bogactwo czekało tylko na nasz film''

Obraz
© East news

„Ziemia Obiecana” została polskim kandydatem do Oscara, ale nie zdobyła statuetki (Wajda przegrał z Kurosawą i jego filmem „Dersu Uzała”). Mimo to do dziś zajmuje ważne miejsce w polskiej kinematografii i pomogła Olbrychskiemu, Pszoniakowi i Sewerynowi zaistnieć w branży filmowej, również tej międzynarodowej.

- Kiedy film nominowano do Oscara, najbardziej zawzięte spory w Hollywood budziło pytanie: ile to wszystko, co widać na ekranie, musiało kosztować – wspominał Wajda. - Dla filmu historycznego buduje się z reguły dekoracje lub adaptuje istniejące obiekty, dostawiając pewne fragmenty tak, by zasłonić współczesność. Tymczasem w Łodzi istniała ciągle dawna, dziewiętnastowieczna zabudowa z ogromnymi, trwającymi w niezmienionym stanie od początku wieku fabrykami, na których terenie znajdowały się dworce kolejowe, pałace i składy, tworząc całe kompleksy odgrodzone murem od reszty miasta. To bogactwo nie kosztowało nic, było do wzięcia, czekało tylko na nasz film.
(sm/mn)

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (26)