Zmarł Sonny Landham, aktor znany z filmu "Predator"
O jego śmierci media poinformowała siostra Landhama. Miał 76 lat.
Dawn Boehler powiedziała, że jej brat zmarł w szpitalu w Lexington, w Kentucky. Powodem była zastoinowa niewydolność serca. Pozostawił dwoje dzieci, Williama i Priscillę.
Landham zdobył popularność w latach 70. Jego początki w show-biznesie były ciekawe - Sonny pracował przy filmach akcji jako kaskader, miał też na swoim koncie role w filmach pornograficznych, zagrał w wielu filmach klasy B. Ze względu na swoje pochodzenie był aktorem charakterystycznym - wcielał się w role rdzennych Amerykanów. Jego przodkowie byli Indianami i wywodzili się z plemienia Cherokee oraz Seminolów.
Wielu widzom zapadł w pamięć jako Billy z "Predatora". Grał też w filmie "48 godzin", pojawiał się w serialach, na przykład w "Policjantach z Miami". Kilkanaście lat temu zaangażował się w politykę, jednak bez większych sukcesów.
Sonny borykał się z wieloma problemami zdrowotnymi. Wszystko przez groźny wypadek, któremu uległ w 2015 roku. Mocno padało, gdy aktor stracił kontrolę nad pojazdem, który prowadził i wjechał w słup. Był operowany, w efekcie stracił prawą nogę. Fani o nim nie zapomnieli. Zorganizowano kilka zbiórek pieniędzy - najpierw by zubożałego aktora nieco wesprzeć finansowo, później, aby kupić dla niego elektryczny wózek inwalidzki.
Na śmierć Landhama zareagowali wielbiciele. Kilka słów na temat kolegi po fachu na swoim Twitterze napisał także Arnold Schwarzenegger.
Co z nowym "Predatorem"?