Przybliżamy dziesięć – naszym zdaniem – najgorszych filmów o Papieżu
Wyświetlany w polskich kinach dokument „Apartament”, składający się z prywatnych, często niepublikowanych nagrań Jana Pawła II, dowodzi, że moda na filmy o nim wciąż jeszcze nie przeminęła. Dziesięć lat po jego śmierci, liczba papieskich biografii, tak fabularnych, jak i dokumentalnych, liczy przeszło 120 pozycji.
Nieliczne z nich, jak „Świadectwo” Pawła Pitery z 2008 czy „Jan Paweł II. Szukałem Was” Jarosława Szmidta z 2011, ocierają się o przyzwoity i rzetelny dokumentalizm. Zazwyczaj „film o Papieżu” nie oznacza jednak niczego dobrego, a na to odruchowe skojarzenie kolejni twórcy, żerujący na popularności Karola Wojtyły w naszym kraju (i nie tylko) pracowali przez ostatnią dekadę.
Miejsce 10
"Z dalekiego kraju"
Jedna z pierwszych biograficznych opowieści o Janie Pawle II, zrealizowana w 1981, zaledwie kilka lat po objęciu przez niego pontyfikatu. Za kamerą stanął Krzysztof Zanussi, wówczas jeden z najbardziej wziętych i szanowanych reżyserów polskich. Dziś jednak „Z dalekiego kraju” nie należy do tych najbardziej pamiętanych jego filmów. Nie jest też tworem szczególnie udanym.
Zanussiego przerosły ambicje – młody Karol Wojtyła miał być tylko przecinkiem w rysie historycznym narodu, zaledwie punktem na jego wielkiej mapie. Nie dziwi więc, że ten od pierwszych do ostatnich minut pozostaje postacią mglistą, niedookreśloną i czysto pretekstową, a rozgrywająca się w tle opowieść w stopniu niewystarczającym opowiada o poszczególnych rozdziałach dwudziestowiecznej Polski.
Miejsce 9
"Karol. Człowiek, który został papieżem"
Tę telewizyjną koprodukcję, sfinansowaną m.in. za polskie pieniądze, zrealizowano w roku 2004, na rok przed śmiercią Papieża. Trzygodzinny epos biograficzny w reżyserii Włocha Giacoma Battiato, z Piotrem Adamczykiem w roli młodego Karola Wojtyły, opowiadał o jego trudnej drodze do tronu Piotrowego.
„Karol...” był typowym tworem telewizyjnym swojej ery – tanim, nieskomplikowanym i pozbawionym kinowego rozmachu. I dzisiaj najpewniej byśmy o nim nie pamiętali, gdyby nie śmierć Jana Pawła II, która skłoniła dystrybutora filmu do wpuszczenia go na ekrany kin. Tam obejrzały „Karola...” prawie 2 miliony widzów, a wielu recenzentów podkreślało, że zważywszy na okoliczności, nie sposób go merytorycznie oceniać. Po latach, gdy emocje związane ze śmiercią Papieża opadły, można chyba stwierdzić, że twórcom filmu się poszczęściło – swój niezgrzebny, rozlazły i archaiczny panegiryk przepchnęli przez kina w glorii wielkiego wydarzenia.
Miejsce 8
"Karol. Papież, który pozostał człowiekiem"
Kontynuacja „Człowieka, który pozostał papieżem”. Film rozpoczyna się, jak nietrudno zgadnąć, po objęciu przez Karola Wojtyłę pontyfikatu. I to właśnie tu najbardziej daje o sobie znać telewizyjny rodowód tej produkcji. Ograniczony budżet i telewizyjna sztuczność nie były w stanie udźwignąć rozmachu papieskiego pontyfikatu.
Podróże, mowy do narodu, potyczki z peerelowską władzą czy scena zamachu – wszystko to robi znacznie mniejsze wrażenie, niż powinno, a pomiędzy kolejnymi epizodami (film realizowany jest tak, by pomiędzy poszczególne segmenty dało się upchnąć reklamy) brakuje spójności i napięcia. Ale raz jeszcze się udało – drugiego „Karola...” obejrzało na ekranach polskich kin niewiele mniej widzów, niż pierwszego.
Miejce 7
"Jan Paweł II"
O ile w przypadku dwóch części „Karola...” można mówić o „szczęśliwym” zrządzeniu losu, które przesądziło o popularności filmu, to w kontekście „Jana Pawła II” nie ma już mowy o przypadku. Film zrealizowano już po śmierci Papieża, błyskawicznie i w pośpiechu, tak by był gotowy jeszcze tego samego roku. Koncept jest podobny do tego w „Karolu...”: to podzielona na dwa osobne segmenty opowieść o losach młodego kleryka (Wojtyłę przed objęciem pontyfikatu zagrał Cary Elwes) i wielkiego papieża (Wojtyłę po objęciu pontyfikatu – Jon Voight).
Także i ten film Polacy masowo oglądali na dużym ekranie, ale ich tolerancja powoli zaczynała się już wyczerpywać i wśród krążących opinii pojawiało się wiele głosów krytycznych. Trudno się dziwić – „Jan Paweł II” to skonwencjonalizowana biografia, która nie tylko nie mówi w temacie nic nowego, ale jest zrealizowana niedbale i bez pomysłu.
Miejsce 6
"Papież Jan Paweł II"
Pierwsza, choć dziś już mocno zapomniana biografia Karola Wojtyły z prawdziwego zdarzenia, zrealizowana jeszcze w latach osiemdziesiątych. W roli tytułowej – Albert Finney. Na drugim planie m.in. Nigel Hawthorne jako Stefan Wyszyński i Patrick Stewart w roli Władysława Gomułki.
Co ciekawe, także i ten film powstał z myślą o telewizji, ale tej zachodniej. Czuć to w każdej minucie: twórcy dopuszczają się wielu historycznych przeinaczeń, a postać Jana Pawła II, wtedy jeszcze dość mglista, niezbadana przez wszelkiej maści historyków i biografów, jest tu raczej pobieżnym, mitotwórczym wyobrażeniem Zachodu na jego temat, niż wartościowym rysem biograficznym.
Miejsce 5
"Papież – Polak"
Nie można na pewno stwierdzić, że ten nakręcony przez Włochów, niespełna godzinny biopic jest najsłabszym z rozlicznych dokumentów o Janie Pawle II, powstałych tuż po jego śmierci. Do dnia dzisiejszego zrealizowano ich w końcu dziesiątki. Ale „Papież – Polak” z całą pewnością dobrze prezentuje tendencje, jakie zadecydowały o kształcie tego nurtu – oportunizm, niekompetencja i bezcelowość wyzierają z każdego kadru tego pseudo-dokumentu, który żerując na popularności Jana Pawła II, nie oferuje ani merytorycznej analizy jego pontyfikatu, ani żadnych nieznanych dotąd faktów z jego biografii.
Od 2005 roku takich nieróżniących się niczym od siebie filmów będzie powstawać kilka rocznie.
Miejsce 4
Jak się okazuje, kiepskie dokumenty o Papieżu powstawały także przed jego śmiercią. „Człowiek...” z 2003 jest tego przykładem. Twórcy tego zrealizowanego w Kanadzie filmu zadali sobie wprawdzie trud, by dotrzeć do faktów i osób budujących postać Ojca Świętego, ale w swych zapędach okazują się wyjątkowo mało ambitni – pokazują rozmówców, którzy wielokrotnie już pojawiali się na ekranie w innych produkcjach, powtarzają stare i dobrze znane anegdoty, a całość domykają klamrą nieskalanej świętości, dzięki czemu film ich jest, zwłaszcza na tle innych tego typu produkcji, wyjątkowy nieznośny w wymowie.
Miejsce 3
"Jan Paweł II: Nie lękajcie się"
Kolejny film fabularny, który powstał szybko i bez odpowiedniego przygotowania, tuż po śmierci Jana Pawła II. Tym razem wciela się w niego Thomas Kretschmann, a twórcy nawet nie próbują udawać, że mają do powiedzenia coś interesującego.
„Nie lękajcie się” to krótka (niespełna półtorej godziny), powierzchowna i pretensjonalna biografia, której scenariusz sprawia wrażenie spisanego z Wikipedii. Także Kretschmann nie czaruje i ze wszystkich wspomnianych w tym omówieniu aktorów, jest zdecydowanie najmniej przekonującym odtwórcą roli Jana Pawła II.
Miejsce 2
"Jan Paweł II – Santo Subito. Świadectwa świętości"
Zrealizowane w 2014 roku „Świadectwa świętości” to krańcowy przykład papieskiego pseudo-dokumentalizmu. Założeniem filmu Piotra Dziubaka jest namaszczenie Jana Pawła II na świętego poprzez relacje osób, które doświadczyły jego cudotwórczej siły. Zważywszy na zebrany przez reżysera materiał, jest to wyjątkowo cyniczny koncept – wypowiedzi, które można uznać za wiarygodne, zajmują marginalną część filmu, tonąc w szeregu mało interesujących anegdot lub wypowiedzi fanatycznych, otumanionych charyzmą Jana Pawła II wiernych . Wszystko to zaś poupychane jest pomiędzy licznymi, mocno problematycznymi ujęciami krajobrazów, pełniącymi tu rolę sztucznego wypełniacza.
Tak skonstruowany film wyrządza szkodę nie tylko bohaterowi, ale też katolicyzmowi jako takiemu, ukazując jego wyznawców jako uległych mitotwórczej sile religijnego guru. Szczęśliwie, w polskich kinach film poległ finansowo.
Miejsce 1
"Karol, który został świętym"
Najbardziej kuriozalny z opowiadających o Papieżu filmów fabularnych i kolejny przejaw skrajnego cynizmu ludzi za nim stojących. Po pierwsze, Jan Paweł II jest tu tylko plakatowym powidokiem, pojawiającym się na ekranie w formie... wyjątkowo pokracznej animacji. Po drugie, film adresowany jest do dzieci, ale twórcy ani przez moment nie potrafią nawiązać z nimi kontaktu, sytuując swoją opowieść w sztucznych, nieistniejących realiach. Po trzecie, jest słabo napisany i tandetnie zrealizowany – o ile Piotr Fronczewski w roli dziadka potrafi ocieplić poszczególne sceny samą tylko obecnością, to już drewniane dialogi i niezbyt dobre role dziecięce psują to wrażenie.
Gwoździem do trumny są jednak liczne animowane wstawki, straszące archaicznym wykonaniem i pretensją wpisaną w ich wymowę, a samego Wojtyłę sprowadzające do roli nawiedzonego samarytanina o kaznodziejskich zapędach. Większej krzywdy już chyba nie można mu zrobić.
__Autor Piotr Pluciński_Autor Piotr Pluciński_