15 najlepszych filmów w polskich kinach w 2010 roku
Ostatni tydzień roku to tradycyjnie już czas podsumowań, moment aby po raz ostatni spojrzeć za siebie i ocenić to co działo się w ciągu minionych 12 miesięcy. Tym razem prezentujemy szczególny ranking 15 najlepszych filmów jakie w 2010 roku wyświetlane były w polskich kinach. Selekcji dokonał dziennikarz filmowy, bywalec wielu festiwali oraz naczelny recenzent naszego serwisu .
*15. Poważny człowiek (reż. Ethan i Joel Coen)
*
"Poważny człowiek" nie jest, jak chce tego wielu zachodnich krytyków i recenzentów, pierwszym realistycznym filmem braci Coenów, ani tym bardziej minimalistyczną, stricte żydowską wersją "American Beauty". To apokaliptyczna, hiobowa przypowieść, która raz jeszcze dzieli entuzjastów ich twórczości na dwa obozy. Czy Coenowie z premedytacją kpią - z filmowych prawideł, swojego bohatera, nas?; czy może mnożą kaznodziejskie pytania - o logikę i przyczynowość, o porządek i siłę sprawczą?
*14. Plaże Agnes (reż. Agnes Varda)
*
Agnes Varda, pierwsza dama Francuskiej Nowej Fali, przypomina o sobie prawdziwie odświeżającym dokumentem autobiograficznym. To jedyny w swoim rodzaju zbiór wspomnień i refleksji, nieograniczony formą ani wyobraźnią, szczery i empatyczny. Spoglądając w przeszłość, Varda uśmiecha się do nas, ale i siebie samej - przyjmuje życie takie, jakim jest. To wyznanie miłości. Do sztuki, do ludzi, do życia. Warto żyć chwilą.
13. Tlen (reż. Iwan Wyrypajew)
Rosyjska szafa grająca wypełniona poetyckimi impresjami, a jednocześnie wspaniały filmowy hołd złożony Karolinie Gruszce przez Iwana Wyrypajewa. Polka jest tu uosobieniem świeżości, piękna, miłości. Jest tysiącem różnych wrażeń i impresji, których rodzimi reżyserzy nigdy nie potrafili z niej wydobyć. Co jednak istotniejsze, "Tlen" to wspaniała podróż - przez folklor naszych wschodnich sąsiadów, przez ich obsesje i bodźce, które u Wyrypajewa zyskują formę fizyczną.
12. Wyjście przez sklep z pamiątkami (reż. Banksy)
Wspaniała prowokacja, która spycha wyczyny Saschy Barona Cohena do roli prostackich pamfletów. Film Banksy'ego, popularnego twórcy sztuki ulicznej, to wymierzone w nas zwierciadło dowodzące, że o sztuce w gruncie rzeczy nie mamy pojęcia. Ba, nie rozpoznalibyśmy jej, nawet gdyby ugryzła nas, za przeproszeniem, w dupę. Bezpretensjonalne, świeże kino.
11. Królestwo zwierząt (reż. David Michod)
Debiut roku, a może i dekady? Chłodny, bezlitosny portret rodziny australijskich kryminalistów przywodzi na myśl takie tytuły, jak "Infiltracja" czy "Rzeka tajemnic". A jednak film Davida Michoda nie mógłby powstać w USA. Amerykanie wciąż jeszcze nie nauczyli się poddawać swoich najgłębszych lęków filmowemu ekstrawertyzmowi.
10. Autor widmo (reż. Roman Polański)
Długo zastanawialiśmy się jaki film nakręcił Polański. Początek roku był dla niego wyjątkowo ciężki. Jeśli pokusić się o interpretację "Autora widmo" w kontekście ówczesnych wydarzeń, otrzymamy intrygujący apel o powściągliwość osądów. Słusznie? Niesłusznie? Grunt, że w oderwaniu od afery z przymusowym aresztem i oskarżeniami o pedofilię, film Polańskiego jest przewrotnym, perfekcyjnie wyreżyserowanym thrillerem politycznym. Oto ręka mistrza!
9. Wyspa tajemnic (reż. Martin Scorsese)
Na wieść o planowanej ekranizacji powieści Dennisa Lehane'a, fani pisarza załamywali ręce. Niesłusznie! Scorsese zagrał im na nosie - przeniósł ją na ekran strona po stronie, a jednocześnie, zupełnie niepostrzeżenie, zmienił (uwypuklił?) wymowę całości tak, że w pierwotnej formie zdaje się ona nie mieć prawa bytu. Nie było w tym roku drugiej tak brawurowej polemiki kina z literackim pierwowzorem.
8. Essential Killing (reż. Jerzy Skolimowski)
Z jednej strony surowa lekcja przetrwania, z drugiej film bardzo polityczny - wymierzony w legendę o moralnie niezachwianej potędze Wielkiego Brata manifest, sprzeciw wobec jawnego przekraczania kompetencji i łamania przez amerykańską armię praw człowieka, w końcu głos w sprawie legalności tajnych więzień, które CIA rozsiało ponoć po całej Europie. Ważny, prowokacyjny film!
7. Matka Teresa od kotów (reż. Paweł Sala)
Dlaczego, po co, Artur i Marcin dopuścili się zbrodni na swej matce? Obezwładniająca oczywistość odpowiedzi – bo mogli, bo chcieli – jest cokolwiek zwodnicza. Bezsensowna, impulsywna zbrodnia staje się w rękach Pawła Sali wyzwoleńczym rytuałem, ironicznym odkupieniem za męki życia doczesnego. Najlepszy polski film tego roku.
6. Wyśnione miłości (reż. Xavier Dolan)
"Wyśnione miłości" płyną wolno przez ekran w rytm przeboju Dalidy, przetwarzając jednocześnie staroświecko romantyczne standardy kina Wonga Kar-waia. Trudno Dolanowi nie wierzyć – nie przemawia do nas tonem znudzonego mistrza, a ze swoimi bohaterami otwarcie się identyfikuje. Oto młodzieńczy triumf chwili, esencja miłości. Każdej - prawdziwej, urojonej, czy też wyśnionej.
5. Incepcja (reż. Christopher Nolan)
"Incepcja" to wypełniona adrenaliną... intelektualna impresja, której rejestracja porównywalna jest z odbieraniem świata przez Leonarda, cierpiącego na zanik pamięci krótkotrwałej bohatera "Memento". Komfort właściwej percepcji jest tu podobną ułudą. Nolan wrzuca nas do labiryntu, w którym rzeczywistość przenika się z jej wyobrażeniem, a może nawet w ogóle nie istnieje. Mindbender roku!
4. Głód (reż. Steve McQueen)
Obnażając kulisy krwawego konfliktu o Irlandię Północną, w wyniku którego śmierć poniosło ponad 3500 osób, "Głód" przywołuje z pamięci wstydliwą kartę najnowszej historii Wielkiej Brytanii. Film Steve'a McQueena nie opowiada jednak o politycznych argumentach i sprzecznych racjach, a odnosi się do wydarzenia, które Brytyjczycy najchętniej zepchnęliby w otchłań zapomnienia - strajku głodowego w więzieniu Maze. Surowe kino.
3. Prorok (reż. Jacques Audiard)
Można stosować najróżniejsze porównania: że to francuska odpowiedź na "Gomorrę", że to zaprzeczenie wszelkich gangsterskich archetypów, że to wybitne odbicie trawiących Francję problemów społeczno-etnicznych. Można pisać, że to film jątrzący, bezkompromisowy, odważny. Można wiele. Ale najlepiej go obejrzeć. Zobaczyć jak robi się dzisiaj prawdziwe kino, jak się pobudza i szokuje, jak się zachwyca. Klasyk!
2. Social Network (reż. David Fincher)
Najważniejszy amerykański film roku! Próba prześwietlenia pokolenia młodocianych magnatów, decydentów, miliarderów, chęć zdefiniowania ich. Kim są dzisiejsi ludzie sukcesu, jak go osiągnęli? To proste. Masz w sobie potencjał? Wykorzystaj go! Nie masz? Ukradnij. "Social Network" to film bezlitosny z jednej strony, ironiczny z drugiej. A przy tym brawurowo skonstruowany - od żywych dialogów, po orzeźwiającą ścieżkę dźwiękową. Murowany kandydat do kilku Oscarów.
1. Lourdes (reż. Jessika Hausner)
Jeśli film Hausner opowiada o czymś ponad wszystko, to o tym, że świat pełen jest nierównych podziałów. Jedni mają, drudzy nie; jedni chorują, inni są zdrowi. A gdy nagle czyjaś sytuacja ulega poprawie, rodzi się pytanie - dlaczego Ty, a nie ja? Autorka nie bez powodu umiejscowiła akcję swojego filmu w Lourdes - jednym z największych na świecie ośrodków kultu maryjnego, co roku odwiedzanym przez blisko milion osób. Gdzie polemizować z wiarą jak nie tam? Wielkie, WYBITNE kino.