Adam Hanuszkiewicz: ''Staż kawalerski nie był mi znany''
16.06.2015 | aktual.: 22.03.2017 17:56
Charyzmatyczny, ekscentryczny, despotyczny
Żartował, że lepiej niż na teatrze, zna się tylko na kobietach. Przystojny, charyzmatyczny, obdarzony męską, mocną osobowością – a przy tym ekscentryczny, despotyczny, o zapędach dyktatorskich – Adam Hanuszkiewicz, jedna z najbarwniejszych postaci polskiego teatru, nigdy nie narzekał na brak powodzenia u pań.
- Właściwie całe życie miałem żonę – przyznawał w wywiadzie dla magazynu „Gentelman”. - Staż kawalerski nie był mi znany.
Kochał piękne kobiety, ale nie był stały w uczuciach. Żenił się czterokrotnie; po raz pierwszy stanął na ślubnym kobiercu jeszcze jako nastolatek, po naciskach ze strony rodziny. Ostatnie małżeństwo, które zawarł ze znacznie młodszą od siebie kobietą, wzbudziło w środowisku artystycznym prawdziwe kontrowersje. Ale zakochani nic sobie nie robili z krzywych spojrzeń. Rozdzieliła ich dopiero jego śmierć. A kiedy on umierał, ona, nic o tym nie wiedząc, występowała na scenie.
href="http://film.wp.pl/adam-hanuszkiewicz-staz-kawalerski-nie-byl-mi-znany-6025230327272577g">CZYTAJ DALEJ >>>
Erotyczny popłoch
Hanuszkiewicz, urodzony 16 czerwca 1924 we Lwowie, już od najmłodszych lat wielce sobie cenił towarzystwo przedstawicielek płci pięknej. Jako uczniak pasjami pochłaniał romanse. Jak twierdził, to wybuch wojny przyspieszył jego dojrzewanie.
- Za okupacji rosyjskiej chodziłem do gimnazjum z językiem wykładowym polskim na Kopernika. Było sensacyjnie, okupacja i nagle dziewczyny w ławkach z nami. Ta nagła rosyjska koedukacja spowodowała popłoch erotyczny w całym gimnazjum – mówił w „Gazecie Wyborczej”.
- Weszły dziewczyny do klasy i skończyła się nauka, zaczęło się zbiorowe uświadamianie seksualne w klozecie – dodawał w „Gentelmanie”.
Pierwsze podejście
Szybko też stanął przed ołtarzem, choć, jak wyznawał, nieco przymuszony przez rodzinę.
- Zakochałem się, przespałem się. Rano ciotka siadła na łóżku, powiedziała, że to grzech. I wzięliśmy ślub - wspominał w „Gazecie Wyborczej”.
Miał wtedy 18 lat; jego wybranką została Marta Stachiewiczówna. *Trzy lata po ślubie na świat przyszła córka Teresa. Ale jej narodziny były zarazem końcem związku, bo Hanuszkiewicz, niekryjący swojej słabości do pięknych pań, *szybko znalazł szczęście w ramionach innej kobiety.
Kobieto! Boski diable!
Pierwszy nieudany związek nie zraził go do instytucji małżeństwa. W 1948 roku ożenił się z koleżanką z teatru, Zofią Rysiówną (na zdjęciu wraz z mężem). Pytany, jak udaje mu się zdobyć względy najpiękniejszych polskich aktorek, odpowiadał skromnie, że nie ma w tym żadnej jego zasługi:
- Ja w życiu nie uwiodłem żadnej kobiety, słowo honoru! A one w dalszym ciągu mnie uwodzą. Nie rozumiem tego fenomenu – cytuje jego słowa „Wprost”. - Całe życie decydowały o tym kobiety i to one mnie uwodziły.
- Mężczyznom wydaje się, że wybierają, ale tak naprawdę to samice wybierają partnera – tłumaczył w książce „Kobieto! Boski diable!”. Wkrótce na Hanuszkiewicza parol zagięła kolejna sceniczna piękność.
''Ja chyba nie nadaję się na ojca''
24-letnia Zofia Kucówna (na zdjęciu) szybko zawróciła Hanuszkiewiczowi w głowie. To dla niej zdecydował się porzucić żonę i dwoje dzieci.
- Jestem z rozbitej rodziny. Sam rozbiłem niejedną – przyznawał. - Nie wszyscy są zdolni do miłości. Pytanie, czy jak się uczucie kończy, rozejść się, czy na siłę utrzymywać fikcję, dla dobra dzieci? Ja chyba nie nadaję się na ojca, ale dumny jestem ze swego teatralnego ojcostwa.
Kucównę poślubił w 1976 roku, ale ich małżeństwo nie należało do udanych. - Coraz mniej Adama w moim życiu. Znika na wiele tygodni. Nawet nie wiem, gdzie go szukać. Jestem sobie sama żeglarzem... - pisała aktorka w swojej książce „Zatrzymać czas”.
Wkrótce lekarze wykryli u niej chorobę nowotworową. Ale nie mogła liczyć na wsparcie małżonka. On już wtedy całą uwagę poświęcił innej kobiecie.
''Wszystko było zaprogramowane''
Magdalenę Cwenównę, swoją czwartą żonę, poznał, gdy była 20-letnią studentką wysłaną na zastępstwo do teatru, w którym reżyserował.
- Weszłam onieśmielona do jego gabinetu i powiedziałam: „Nazywam się Magdalena Cwen” - wspominała w „Nowej Trybunie Opolskiej”. - Popatrzył na mnie i powiedział: „A cóż to za nazwisko, Cwen? U mnie będzie się pani nazywała Cwenówna”. I tak już zostało. To może wydać się śmieszne, ale dla mnie to też jest element pewnej całości. Kolejne żony: Zośka Rysiówna – Ryś, Zośka Kucówna – Kuc, Magda Cwenówna – Cwen. Wszystko jednosylabowe nazwiska. Na dodatek wszystkie jesteśmy z maja. To nie jest przypadek, wszystko było zaprogramowane. Śmieję się, że Magda Umer – a był okres ogromnej sympatii między nimi – nie miała szans, bo jej nazwisko jest dwusylabowe.
''Magda, Magda, Magda…''
Ich ślub wywołał w środowisku kontrowersje, bo Cwenówna była od Hanuszkiewicza młodsza o dobre 30 lat.
- Powiadają, że ja się żenię z coraz młodszymi kobietami, a to nieprawda – żartował sobie z tego Hanuszkiewicz w „Tele Tygodniu”. - Przecież ja zawsze żeniłem się z dwudziestoparolatkami, tylko sam jestem coraz starszy.
Dziennikarze jednak nie dawali im spokoju.
- Podłość części prasy jest niebywała. Pisali, że Adam jest w Skolimowie, a ja od dwóch lat nie chcę go odebrać, podczas gdy mąż spędził tam tylko wakacyjny tydzień, kiedy miałam operowaną prawą rękę. To podłe, nieludzkie – żaliła się w „Gali” Cwenówna, dodając, że to ona opiekowała się mężem w najcięższych chwilach i zarabiała na ich utrzymanie.
- Bez przerwy powtarzał: „Magda, Magda, Magda…”. Mówię: „Co chcesz, Adasiu?”. A On: „Nic, tylko sprawdzam, czy jesteś” - wspominała. - Przy mnie czuł się bezpieczny.
''Zdziwienie. Ciekawość. Pytanie''
Rozłączyła ich dopiero śmierć Hanuszkiewicza.
- Przygotowywałam się na to długo, bo takie wahnięcia w kondycji Adama bywały już wcześniej. Teraz już wiem, że na najgorsze nigdy człowiek nie jest przygotowany – opowiadała później Cwenówna w „Gali”.
Kiedy jej mąż umierał, była w pracy, brała udział w spektaklu. O śmierci Hanuszkiewicza dowiedziała się dopiero po przedstawieniu.
- Schowali telefon, żebym się dowiedziała później. Inaczej. Kiedy po spektaklu zobaczyłam w garderobie Andrzeja Golimonta, zrozumiałam, co się stało…
Hanuszkiewicz odszedł 4 grudnia 2011 roku. Miał 87 lat.
- Dzień po pogrzebie Męża na stole w salonie znalazłam śniadaniową serwetkę – wspominała. - Po jej rozłożeniu zobaczyłam pismo Adama i trzy wyrazy: „Zdziwienie. Ciekawość. Pytanie”. Jakby credo Jego życia.
(sm/mn)