Afera w amerykańskiej podstawówce. Szef Disneya przeprasza i składa obietnicę
W jednej z kalifornijskich szkół podstawowych odbył się pokaz filmu "Król Lew". Za pieniądze ze sprzedaży biletów chciano kupić książki i pomoce naukowe dla uczniów, ale po swoją "działkę" zgłosił się także Disney.
Rodzice uczniów Emerson Elementary School w Berkley (Kalifornia) byli szczerze zdumieni, gdy firma odpowiadająca za sprawy licencyjne Disneya zażądała 250 dol. po szkolnym pokazie. Niezależnie od intencji, projekcja "Króla Lwa" (tego nowego, z 2019 r.) z prywatnej płyty w celach komercyjnych odbyła się niezgodnie z prawem i Disney mógł domagać się zapłaty. Sprawa zapewne przeszłaby bez echa, gdyby głosu nie zabrał sam prezes Disneya, Robert Iger.
Obejrzyj: "Król Lew" (2019) - polski zwiastun
Iger nie tylko umorzył wcześniejsze roszczenia, ale także przeprosił za postawę swoich podwładnych i zapowiedział, że sam wesprze szkolną zbiórkę.
O aferze wokół nielegalnej projekcji podczas zbierania funduszy na szkołę mówiono w CNN i serwisach internetowych. Rodzice uczniów prosili w sieci o wsparcie, by opłacić roszczenia licencyjne – na sprzedaży biletów zarobili tylko 800 dol., a Disney domagał się 1/3 tej kwoty.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Postawa Igera spotkała się ze sporym uznaniem i była pokazaniem ludzkiej twarzy korporacji zarabiającej miliardy na swoich filmach. Rezygnacja z roszczeń i obietnica wpłaty na szkolną zbiórkę była dobrym posunięciem wizerunkowym. Ale nie wszyscy odebrali to jako właściwe zachowanie.
Pod wpisem Igera na Twitterze rozgorzała dyskusja. Jedni biją mu brawo, a inni – w tym rodzice dzieci z innych szkół – pytają, czy oni też nie muszą wykupywać licencji na szkolne pokazy filmów Disneya. Niektórzy mają żal, że rzekoma nieznajomość przepisów została tu zamieciona pod dywan, podczas gdy inni organizują podobne pokazy zgodnie z prawem. I nie szukają wymówek, by nie płacić licencji na publiczne projekcje.