Andrzej Blumenfeld: Rozpoczął karierę w Hollywood na krótko przed śmiercią
Po roli w "Wykapanym ojcu" (2013) Andrzejem Blumenfeldem zachwyciły się zagraniczne media, a dziennikarze stale pytali, jak się czuje jako Polak, który podbił Hollywood. Aktor, urodzony 12 sierpnia 1951 r., do całej sytuacji podchodził z dystansem i odpowiadał skromnie:
- Telefon milczy, więc chyba niczego nie podbiłem.
I chociaż karierę miał udaną - grał na scenie stołecznych teatrów, występował regularnie w filmach i serialach, z powodzeniem zajmował się dubbingiem - wyznawał, że gdyby miał ponownie wybierać, aktorem raczej by nie został. Zmarł dwa dni po swoich 66. urodzinach, 14 sierpnia 2017 r.
Pierwsza miłość
W młodości zafascynował się muzyką, która była jego "pierwszym stanem miłości". Uwielbiał blues i jazz, zasłuchiwał się w albumach Krzysztofa Komedy, lubił też rocka i muzykę poważną. Marzyła mu się szkoła muzyczna, ale ostatecznie nic z tego nie wyszło.
Po latach przyznawał, że gdyby ponownie miał wybierać, związałby swoją przyszłość właśnie z muzyką, ewentualnie zostałby archeologiem albo astronomem.
- Musiałbym się jednak zastanowić, ponieważ trzeba z czegoś żyć - dodawał.
"Coś może ze mnie być”
Szkoła teatralna pojawiła się właściwie przypadkiem. Blumenfeld długo nie wiedział, na jakie studia chciałby iść po maturze. Przyznawał, że nie był wielkim fanem teatru, a o zawodzie aktora nie wiedział kompletnie nic. Rodzice wysłali go do aktora Michała Leśniaka, który zobowiązał się przygotować chłopaka do egzaminów - i Blumenfeld, ku swojemu zdziwieniu, zdał egzaminy już za pierwszym podejściem. Dyplom otrzymał w 1973 r., ale twierdził, że aktorem być nie chciał.
I tak zaczęła się jego kariera. Grał w filmach, pracował w studiu dubbingowym, związał się z teatrami warszawskimi, chociaż od 1982 r. występował też na scenie w Berlinie Zachodnim. Po trzech latach wrócił jednak do Polski, do żony i syna.
Polak w Hollywood
Rolę w "Wykapanym ojcu", która przyniosła mu uznanie zagranicznej krytyki, dostał po wzięciu udziału w przesłuchaniu.
- Zaprosili mnie na casting, który odbył się w Polsce. Całe nasze spotkanie zostało nagrane i wysłane do filmowców w Stanach. Następnie odezwał się do mnie reżyser filmu "Wykapany ojciec" Ken Scott i poprosił o rozmowę na skypie - opowiadał Wirtualnej Polsce.
Dwa dni później usłyszał przez telefon, że dostał rolę. I chociaż przez ten angaż stracił pracę w Teatrze Narodowym, nie żałował. Pobyt na planie wspominał z ogromną nostalgią, a inni aktorzy byli dla niego szalenie mili.
- Uzmysłowiłem sobie, że w "Wykapanym ojcu" zagrałem własnego ojca. Całkowicie bezwiednie. Nie zastanawiałem się nad tym wcześniej, ale chyba podświadomie wiedziałem, skąd czerpać - dodawał.
"Za wcześnie”
Zmarł niespodziewanie 14 sierpnia 2017 r. Jego bliscy i przyjaciele z branży byli zszokowani tą smutną informacją.
- Andrzeju nie tak miało być! - wtórowała jej Elżbieta Romanowska. - Nie opowiedziałeś wszystkich anegdot, nie podałeś przepisu na swój pasztet na zimno, nie zagraliśmy w tyle gier w trasie z Tenorem. Tyle spektakli było jeszcze przed nami, tyle podróży teatralnym busikiem, tyle rozmów o życiu historii i twojej pasji, gotowaniu. Odszedłeś nagle, za wcześnie.