Anna Przybylska nie żyje

Anna Przybylska nie żyje
Źródło zdjęć: © AKPA

Z ogromny smutkiem zawiadamiamy, że Anna Przybylska przegrała wielomiesięczną walkę z nowotworem trzustki. Tragiczną informację o śmierci 35-letniej aktorki podała jej agentka. Artystka osierociła trójkę dzieci.

*Z ogromnym smutkiem zawiadamiamy, że *Anna Przybylska przegrała wielomiesięczną walkę z nowotworem. Tragiczną informację o śmierci 36-letniej aktorki ogłoszono na jej oficjalnej stronie. Artystka osierociła trójkę dzieci.

Agentka aktorki napisała: "Z trudnym do wyrażenia bólem w sercu pragnę zawiadomić, że w dniu 5 października 2014 roku po ciężkiej walce z chorobą zmarła Anna Przybylska. Odeszła w spokoju, w gronie najukochańszej rodziny. W imieniu rodziny i najbliższych proszę wszystkich o zrozumienie i uszanowanie prywatności tych, dla których od dziś tak wiele się zmieniło..."

Anna Przybylska była nazywana jedną z najpiękniejszych polskich aktorek, uwielbiana przez widzów, a przez męską część publiczności często uważana za niedościgniony kobiecy ideał...

Karierę zaczęła przez przypadek** – ludzie z branży od razu zachwycili się skromną dziewczyną z Gdyni. I choć odniosła ogromny sukces, wyszła za mąż za przystojnego piłkarza i została szczęśliwą mamą, **nigdy nie pozwoliła, aby show-biznes ją zmienił.

Dorastała przed kamerami, na naszych oczach, zaś z biegiem lat publiczność obdarzała ją coraz większą sympatią. Podobno panowie marzyli, aby została ich żoną, a kobiety pragnęły mieć taką przyjaciółkę. Nawet ciężka choroba nie zdołała pozbawić jej optymizmu, wiary w lepsze jutro i wewnętrznej siły...

1 / 10

''Usłyszałam, że jestem za niska, za gruba...''

Obraz
© AKPA

Nastoletnia Przybylska wcale nie spodziewała się, że zrobi aktorską karierę – początkowo pragnęła zostać modelką, ale agencja nie od razu poznała się na jej urodzie.

- Ja generalnie przyjechałam do Warszawy, żeby dostać się do agencji modelek. Usłyszałam, że jestem za niska, za gruba i mam krzywe zęby – mówiła po latach aktorka.

Niezrażona niepowodzeniem, postanowiła spróbować czegoś innego i wzięła udział w castingu do filmu.

- To była jej pierwsza rola, wyjście z kokonu, jej narodziny. Pojawiło się wtedy 150 pięknych dziewczyn z całej Polski: modelki, aktorki i raptem wychodzi taka… ktoś zupełnie inny - wspominał reżyser Radosław Piwowarski w rozmowie z Galą (więcej tutaj).

2 / 10

Odważny debiut

Obraz
© Studio Filmowe Perspektywa

Casting wygrała. Zadebiutowała w 1997 roku w „Ciemnej stronie Wenus”, zdobywając uznanie publiczności i krytyków.

Rola „Suczki” była niezwykle odważna i wymagała od niedoświadczonej aktorki wielu poświęceń. A także zgody rodziców, bowiem podczas zdjęć aktorka nie była jeszcze pełnoletnia.

Przybylska śmiała się, że rozebrała się w pierwszym filmie i od tamtej pory reżyserzy oczekiwali, że stale będzie ściągała z siebie ubranie przed kamerami.

3 / 10

''Myślę, że zostanie gwiazdą''

Obraz
© AKPA

- Proszę pani, oddaję córkę nienaruszoną. Jest bardzo zdolna. Myślę, że zostanie gwiazdą – taki list, jak wyznawał w Gali Piwowarski, wysłał do mamy Przybylskiej.

Miał rację. Zaraz potem młodziutka aktorka otrzymała angaż w serialu „Złotopolscy”, zdobywając przychylność widzów. Posypały się kolejne propozycje, filmowcy się nią zachwycili – zresztą nie tylko oni.

Wkrótce Przybylska została twarzą marki Astor, a jej zdjęcia ukazały się na okładkach wielu magazynów, a rozbierane sesje w Playboyu zrobiły wśród czytelników prawdziwą furorę.

4 / 10

''Jestem mu wdzięczna za tę rolę''

Obraz
© AKPA

Aktorka jednak nigdy nie ukrywała, że często postrzegano ją jedynie przez pryzmat pięknego ciała.

Gdy zagrała w "Bilecie na Księżyc" Jacka Bromskiego, krytyka doceniła jej rolę, ale media plotkarskie skupiły się wyłącznie na scenach rozbieranych.

- Niestety, przez niektóre gazety mój udział w tym filmie został spłycony do poziomu: „Przybylska gra w filmie striptizerkę, pokazuje się nago i jeszcze wcisnęła do filmu swojego syna” - śmiała się w Gali. A przecież rola „Roksany” została napisana specjalnie dla niej.

- Jacek zawsze stawiał na moją naturalność: szybkie mówienie, szybkie chodzenie, energię. On kupuje mnie taką, jaka jestem. I bardzo jestem mu wdzięczna za tę rolę.

5 / 10

Seksbomba i matka Polka w jednym

Obraz
© newspix.pl

Przybylska zawsze śmiała się, że ludzie nazywali ją „seksbombą i matką Polką w jednym”, ale nie da się ukryć, że ta charakterystyka jest strzałem w dziesiątkę.

Idealnie łączyła te dwie role, w czym bez wątpienia pomagał jej mąż, piłkarz Jarosław Bieniuk.

Aktorka powtarzała, że ten związek był jedną z najlepszych rzeczy, jakie ją spotkały.

- Może to takie banalne, ale my się z Jarkiem na wskroś uwielbiamy, a przy tym to mój prawdziwy kumpel – opowiadała w Vivie!.

- Wieczorem, gdy dzieciaki już śpią, rozmawiamy sobie: „No i co, Misiu-Pysiu. Jak było na treningu?”. A kłócimy się jak klasyczne rodzeństwo. […] Nawet jeżeli gdzieś tam się potkniemy, nie możemy bez siebie żyć. Jarek mnie kocha ponad wszystko i uwielbia ten obiad podany pod nos, kiedy wraca, a po obiedzie kawę z pianką.

6 / 10

''Stałam się chwytliwym headline’em''

Obraz
© newspix.pl

Przez lata wiodła spokojne życie. Gdy zachorowała, wszystko się zmieniło. Media przypuściły zmasowany atak, aby zdobyć jak najwięcej informacji o jej zdrowiu. Przybylska czuła się zaszczuta i osaczona.

- Ja nigdy nie byłam tak popularna, nigdy się tyle o mnie nie pisało co teraz – opowiadała w Gali.

- Trafiłam na okładki pism publicystyczno-społecznych, mediów, które na co dzień zajmują się polityką. Producenci programów, redaktorzy, wszyscy dzwonili do mojej menedżerki po wypowiedź, po informacje, co się ze mną dzieje. Mimowolnie, bez mojej zgody i wiedzy stałam się chwytliwym headline’em. Dobrym biznesem. I do tego argumentacja, że ja przecież powinnam udzielić wywiadu, że mam obowiązek poinformować czytelników i widzów o swoim stanie zdrowia. Bo ludzie chcą wiedzieć. I ja muszę ludziom powiedzieć, czy jestem chora, czy nie jestem. A jeśli jestem, to mam wręcz obowiązek opowiadać o chorobie, ku pokrzepieniu… - irytowała się.

7 / 10

''Doceniam każdą minutę''

Obraz
© AKPA

W sierpniu 2013 roku aktorka przeszła operację usunięcia guza trzustki. Nie ukrywała, że choroba bardzo ją zmieniła. Pytana przez Vivę!, co jest dla niej najważniejsze, odpowiadała:

- Kiedyś to była miłość, a teraz odpowiem może banalnie: zdrowie. Kiedy jest zdrowie, to i w miłości idzie bardzo dobrze. I nie mam tu na myśli uczuć do partnera czy dzieci, tylko w ogóle do życia. Ja teraz rozumiem, co to znaczy naprawdę cieszyć się każdą chwilą. Doceniam każdą minutę. Zawsze powtarzam mojej córce: „Jeśli rzeczy małe nie będą cię cieszyły, to i duże nigdy nie ucieszą”. Cieszę się więc tymi małymi okruchami, przyrodą, zielenią. Cieszę się, mogąc iść po prostu brzegiem morza, chłonąc jego zapach i całej przyrody, która mnie otacza. Ktoś, kto nie otarł się o pewne ostateczne sprawy, pomyśli, że mówię głupoty.

8 / 10

''Zastanawiają się, kiedy umrę, ile czasu mi zostało''

Obraz
© AKPA

Choć Przybylska starała się trzymać z dala od prasy, dziennikarze nie zamierzali dać jej spokoju. W gazetach zamieszczano kolejne newsy, które często miały niewiele wspólnego z prawdą. Fotoreporterzy nie spuszczali z Przybylskiej i jej rodziny oka.

- W mediach piszą, że mam raka, zastanawiają się, kiedy umrę, ile czasu mi zostało. Tylko jakim prawem ktoś mnie wciąga w taką sytuację? - irytowała się aktorka w Gali.

- Ja się temu sprzeciwiam, ja nie chcę w tym uczestniczyć! Mam 35 lat, troje dzieci, karierę zawodową, na którą sama zapracowałam, i nie mogę sobie na coś takiego pozwolić, żeby tabloidy wyśmiewały się ze mnie, pisały bzdury na temat mojego stanu zdrowia, zastraszały moje dzieci i urządzały igrzyska moim kosztem.

9 / 10

Wojna z dziennikarzami

Obraz
© AKPA

Wreszcie Przybylska wypowiedziała wojnę fotoreporterom. Kiedy zorientowała się, że natrętni paparazzi nie mają zamiaru przestać jej dręczyć i wciąż wystają pod jej domem i szkołą dzieci, postanowiła odpowiedzieć ogniem.

Zaczęła nagrywać dziennikarzy, a filmiki umieściła na swoim Instagramie. Złożyła również zawiadomienie do prokuratury. Sprawę jednak przegrała.

- Prokurator uznał, że zachowanie reporterów nie miało charakteru uporczywego, więc nie było znamion przestępstwa - cytuje Fakt słowa Witolda Niesiołowskiego z gdyńskiej prokuratury.

- Funkcjonariusze przeanalizują materiał i zdecydują, czy fotoreporterzy dopuścili się wykroczenia tzw. złośliwego niepokojenia. Dalsze czynności zależą już od policji.

10 / 10

''Jeszcze trochę pożyć''

Obraz
© AKPA

Niezależnie jednak od medialnego szumu wywołanego wokół jej osoby, Anna Przybylska wyjawiła, że udało się jej znaleźć wewnętrzny spokój. Odnalazła też wiarę.

- Przesterowałam moją głowę na pozytywne myślenie, żeby cieszyć się życiem. I walczyć, bo mam o co. I wiesz co, wyspowiadałam się pierwszy raz od 13 lat. Teraz znowu kumpluję się z Panem Bogiem, chodzimy co niedziela na kawę. Bardzo dobrze mi z tą przyjaźnią, lecz nie narzucam nikomu mojej wiary, nie manifestuję jej i nie zmuszam innych, aby razem ze mną na tę niedzielną kawę chodzili. Ale uwierz mi, że po tych spotkaniach jest mi naprawdę o wiele lżej. I myślę, że dostałam swoją lekcję od Niego w jakimś celu – opowiadała w Vivie!.

(sm/gk/mn).

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (3857)