Anna Seniuk: sekrety nieudanego małżeństwa
18.11.2016 | aktual.: 19.11.2016 11:31
„Z miłości porzuciła rolę, która trafia się aktorce raz na sto lat. O mały włos - aż trzykrotnie - nie straciła życia. Jako pierwsza polska aktorka pokazała na dużym ekranie biust”, czytamy w książce „Nietypowa baba jestem”, wywiadzie-rzece, który z Anną Seniuk przeprowadziła jej córka, Magdalena Małecka-Wippich.
Seniuk, pojawiająca się na ekranach już od 50 lat, cieszy się nieustannie sympatią widzów i funkcjonuje w ich świadomości przede wszystkim jako Magda Karwowska z kultowego „Czterdziestolatka”.
W książce opowiada o swojej karierze i przodkach, ale zdradza też sekrety ze swojego małżeństwa, dla którego tak wiele poświęciła, a które zakończyło się rozwodem.
Nie w głowie jej były romanse
Mało który mężczyzna mógł pozostać obojętny na wdzięki Anny Seniuk – panowie tracili dla niej głowy i marzyli, że piękna gwiazda spojrzy na nich kiedyś łaskawszym okiem.
Ona jednak przyznawała, że o romansach nie myślała. W młodości rozważała nawet, czy nie wstąpić do zakonu.
- Zawsze marzyłam, żeby być pilotem albo zakonnicą. To były dwa moje największe marzenia w dzieciństwie – opowiadała w książce „Anna Seniuk. Nietypowa baba jestem".
Sytuacja zmieniła się, gdy w 1970 roku aktorka przeprowadziła się z Krakowa do Warszawy.
Mężczyzna w niebieskiej koszuli
W studiu nagraniowym poznała Macieja Małeckiego – ona śpiewała piosenkę, on jej akompaniował.
- Zobaczyłam mężczyznę w niebieskiej koszuli. Nie zrobił jednak na mnie wyjątkowego wrażenia – wspominała ich pierwsze spotkanie.
Ich ścieżki skrzyżowały się ponownie pół roku później. Wtedy już nie byli w stosunku do siebie tacy obojętni. Zaiskrzyło i Małecki zaprosił Seniuk na randkę. A potem na kolejną i kolejną. Wreszcie zostali parą.
Oświadczyny na ulicy
Któregoś dnia Małecki postanowił się oświadczyć. Wykupił wszystkie kwiaty od okolicznych kwiaciarek, pobiegł po pierścionek do pobliskiego jubilera i padł na kolana na zatłoczonej ulicy Puławskiej, prosząc Seniuk o rękę.
Zgodziła się bez wahania – uważała, że są sobie przeznaczeni. Ślub wzięli zaledwie po trzech miesiącach znajomości, 13 lutego 1971 roku. Dla niego zrezygnowała z roli Jagny w „Chłopach”.
- Wszyscy na mnie krzyczeli, że zwariowałam. Że to jedyna tak wyrazista postać kobieca w polskiej literaturze i drugi raz podobna okazja się nie trafi - opowiadała w "Wysokich Obcasach". - Nie trafiła się. Ale małżeństwo też nie zdarza się co dzień.
Pierwsze konflikty
Nigdy nie żałowała tej decyzji, a ich związek uchodził za niezwykle udany. Ale wkrótce na świat przyszły dzieci i od tamtej pory małżonkowie mieli coraz większe problemy z dogadywaniem się.
- Maciej czuł się w rodzinie pierwszym artystą, któremu przysługują szczególne prawa. Im większe sukcesy odnosiła żona, tym bardziej był niezadowolony z własnych osiągnięć. Uważał, że nie zrobił takiej kariery, na jaką zasługiwał. Swoje frustracje odreagowywał w domu – zwierzała się gazecie Na żywo osoba z bliskiego otoczenia małżonków.
Bywało ostro
Seniuk przyznawała, że zdarzały im się coraz częstsze kłótnie – bywało ostro, a roztrzaskane talerze lądowały na podłodze. Gdy więc dochodziło do spięć, próbowali jak najczęściej wychodzić z domu.
- Zawsze staraliśmy się z mężem rozmawiać. Gdy emocje wzbierały, szliśmy do restauracji. Nie wypadało wyjść, trzasnąwszy drzwiami. W czasach napięć ile nachodziliśmy się do knajp, ile pysznych rzeczy zjadłam – śmiała się Seniuk, nie chcąc wnikać w szczegóły.
Tylko że konflikty, zamiast się rozwiązywać, jedynie przybierały na sile.
- To były dla nas trudne lata. W końcu nadszedł moment, w którym zdecydowaliśmy się zamieszkać osobno – mówiła.
- Maciej będzie mógł grać w swojej pracowni tyle, ile chce. Ja nastawię swoją muzykę tak głośno, jak będę chciała – dodawała.
„Lubię tę swoją samotność”
Seniuk twierdziła, że po rozstaniu poczuła ulgę i wreszcie mogła zająć się sobą i swoimi potrzebami.
- Nie rzuciłam się w inne życie ani w inne ramiona – mówiła.
Przyznawała, że nie przeszkadza jej powrót do pustego domu.
- Bo ja nawet lubię tę swoją samotność. Lubię przyjść do domu, w którym po całym dniu emocji jest cisza i spokój. Jest mi dobrze. Nie mam takich lęków jak niektóre moje koleżanki: "Jezu! Wracam do domu sama, nie ma się do kogo odezwać, nie ma komu herbaty zrobić, te puste ściany, co za beznadzieja" – opowiadała w książce. - Kto mi zagwarantuje, że inne życie byłoby bardziej udane? Że byłoby lepsze, fajniejsze, bardziej atrakcyjne?
A z byłym mężem, gdy minął już pierwszy żal, utrzymuje bardzo przyjacielskie stosunki – do tego stopnia, że niektórzy spekulują, czy byli małżonkowie przypadkiem do siebie nie wrócą.