Trwa ładowanie...
d1k2izr
recenzja
02-11-2012 15:10

Bajka dla dorosłych

d1k2izr
d1k2izr

Najnowszy odcinek przygód Asterixa i Obelixa to ewidentnie bajka dla dorosłych, choć żaden z epizodów nie nadwyręży cierpliwości rodziców ani nie zszarga dziecięcej niewinności. Problemem i niebywałą zaletą najnowszego filmu Laurenta Tirarda jest raczej to, że starsi widzowie będą bawić się na nim o niebo lepiej niż najmłodsi. Scenariusz bazuje głównie na humorze językowym, w który zgrabnie wplecione są dowcipy na temat społeczno-kulturowych, stereotypowych, ale niegroźnych animozji między europejskimi narodami. Między takowymi młodszym dzieciom trudno się poruszać; nie jest też powiedziane, że rozpoznają one tak modną dziś figurę hipstera, która wkrada się w galijski świat i chwilami kradnie nawet spektakl zwyczajowo urządzany przez Asterixa, Obelixa i ich małego, białego psa Idefixa.

Dwóch mężczyzn i piesek pod jednym dachem? Tak, z homoseksualizmu francuski reżyser też robi sobie żarty. Najbardziej dostaje się jednak dystyngowanym Brytyjczykom. Na ich ziemie wkraczamy w roku 50 p.n.e wraz z Juliuszem Cezarem (Fabrice Luchini), który w swoich imperialistycznych zapędach postanawia podbić wyspę. Mimo swego zwyczajowego nieporuszenia, królowa (Catherine Deneuve) postanawia wysłać posłańca, Mentafixa (Guillaume Gallienne) na poszukiwanie legendarnych Galów, którzy stawią czoła najeźdźcom. Największą zwycięską bitwę, o jakiej można mówić w kontekście "Asterixa…" stoczyło jednak nie dwóch, a jeden człowiek - Jakub Wecsile - twórca polskiej wersji językowej filmu. Scenarzysta (odpowiedzialny m.in za dubbing takich produkcji jak "Ratatuj" czy "WALL-E") dokonał tym razem perfekcyjnego mariażu języków - polskiego i angielskiego. Jego spolszczony angielski cechuje brytyjska elegancja i środkowoeuropejski brak zasad.

Te same cechy są zderzone na poziomie fabularnych i sukcesywnie doprowadzają do serii komicznych sytuacji. Obelix będzie stawał na palcach jak balerina i pląsał w ogrodzie z brytyjską damą u boku. Ta sama chwilę wcześniej przeprowadzała eksperyment z "Mechanicznej Pomarańczy" (1971) Stanleya Kubricka rodem na zarośniętym Skandynawie, który kpił z zasad brytyjskiego savoir-vivre. Jego ubrani w skóry dzikich zwierząt kumple z północy, którzy przybyli do Wielkiej Brytanii z nadzieją, że nauczą się, czym jest strach, odgrywali wówczas sceny przywołujące w pamięci finał teledysku "Glósóli" grupy Sigur Ros. Nie bez kozery narracja jest przesiąknięta hipsterską muzyką, skoro jednym z jej głównych bohaterów jest wspomniany powyżej, pochodzący z wielkiego miasta Skandalix (Vincent Lacoste). Ubrany w obcisłe spodnie i skórzaną kamizelkę, spędzający godziny przed lustrem chłopak chce być bardem, więc w Londynie spotyka też… beatlesowski boysband!

W "Asterixie…" aż roi się od aluzji, zabaw z konwencjami, przyzwyczajeniami i obrazami wrosłymi w zbiorową świadomość. Nie ma w nim jednak ani grama prostactwa i tylko zastanawia fakt, po co jest 3D? Przy tak świetnie napisanym scenariuszu, dobrym aktorstwie i znakomitym dubbingu to atrakcja bez znaczenia.

d1k2izr
Oceń jakość naszego artykułu:
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.

Komentarze

Trwa ładowanie
.
.
.
d1k2izr