Bartosz Żurawiecki: Kto sieje wiatr...

Grudzień – najokrutniejszy miesiąc dla kina. Zalewa wtedy ekrany fala słodziutkich filmików o świętach. Radosnych bajdurzeń w rytmie dzwoneczków, z szelestem zeschłego igliwia opadającego z choinek w tle. Zalewa zresztą bardziej na Zachodzie niż u nas, gdyż u nas ludzkość w obłędzie nie ma wtedy głowy do kina, bo kłębi się w galeriach handlowych, gdzie wyrywa sobie z rąk karpie i inne ofiary Bożego Narodzenia.

W tym roku repertuar grudniowych premier i tak jest zupełnie niezły, zważywszy na to, że pojawią się m.in. nowe filmy Tima Burtona czy http://film.wp.pl/id,69596,name,Marjane-Satrapi,osoba.html. Chciałbym jednak zwrócić uwagę na jeden cichy (jak cicha noc) tytuł (także dlatego, że pozbawiony muzyki, za to pełen niepokojących dźwięków), który może całkiem umknąć w harmidrze fałszywych zaśpiewów kolędowych.

Bartosz Żurawiecki: Kto sieje wiatr...
Źródło zdjęć: © Aurora Films

"To tylko wiatr" Benedeka Fliegaufa miał swoją premierą w lutym tego roku, na międzynarodowym festiwalu w Berlinie. Bardzo się tam spodobał, dostał trzy nagrody, w tym drugą co do ważności nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia. Moim zdaniem, powinien dostać główne trofeum, tj. Niedźwiedzia Złotego, gdyż było to najlepsze dzieło sekcji konkursowej. Rzecz nawiązuje do prawdziwych wydarzeń, do serii zabójstw osób pochodzenia romskiego, jakie miały miejsce w latach 2008-2009 na węgierskiej prowincji. Zginęło 55 ludzi. Ostatecznie, oskarżono o te zbrodnie czterech mężczyzn z Debreczyna.

„To tylko wiatr” rozgrywa się w osadzie położonej w lesie. Sam reżyser mówi, że: „Romowie z mojego filmu nie mają nic wspólnego ze stereotypem rozśpiewanych, żyjących w komunie Cyganów. Są skazani na siebie samych, w jakimś egzystencjalnym sensie opuszczeni”. Fliegauf zamknął akcję w przeciągu kilkunastu godzin – od wczesnego poranka do późnej nocy. Gdy Mari, jej ojciec i dwoje dzieci budzą się ze snu, dowiadują się, że właściwie zabito w sąsiedztwie kolejną romską rodzinę. Od pewnego czasu wszyscy żyją tu w permanentnym strachu. Ale jakoś żyć trzeba – iść do pracy, do szkoły, na wagary… Kamera towarzyszy bohaterom krok w krok, niemalże siedzi im na karku. Można powiedzieć, że to ona jest tym intruzem, prześladowcą, to ona wzięła sobie na cel Romów.

Atmosfera zagrożenia, podejrzliwości, niebezpieczeństwa, które może nadejść z każdej strony, przepełnia cały film. Sprawia, że dosłownie siedzimy na krawędzi fotela kinowego. Świetnie udało się Fliegaufowi połączyć dokumentalną wnikliwość z suspensem charakteryzującym najlepsze thrillery.

Ale film ten wykracza poza opis pewnej zbrodni. Reżyser pokazuje także ksenofobię, niechęć, wrogość „rdzennych” Węgrów, tzw. zwykłych mieszkańców wobec romskich współobywateli. Siłą rzeczy, dzieło zahacza o obecną sytuację polityczną nad Dunajem, gdzie od kilku lat szaleje u władzy prawica. Do głosu doszły nastroje ksenofobiczne i nacjonalistyczne (nota bene, aprobowane przez rządzących i przez społeczeństwo hołdy dla faszystowskiej przeszłości Węgier ukazał prezentowany w Berlinie dokument, „Krew musi płynąć” Petera Ohlendorfa, nakręcony w dużej mierze ukrytą kamerą na spędach skrajnej prawicy w państwach europejskich). Romów wciąż prześladują różnego rodzaju organizacje paramilitarne, wielu z nich ucieka z kraju, który stał się dla nich piekłem, emigruje jak najdalej od węgierskiej puszty. Do emigracji szykuje się zresztą również Mari.

W sytuacji, gdy nasza prawica spogląda tęsknię na bratanków znad Dunaju i marzy o tym, by nam zrobić Budapeszt nad Wisłą, gdy grozi się wszelkim „innym”, a hasła skrajne, faszystowskie, ksenofobiczne rozlegają się coraz głośniej, choćby przy okazji 11 listopada, film Benedeka Fliegaufa można potraktować jako memento dla Polski (albo i dla całej Europy). „To tylko wiatr” – próbują się uspokajać nawzajem bohaterowie, gdy słyszą w nocy jakieś podejrzane hałasy. Ale, przecież, kto sieje wiatr, ten zbiera burzę.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)