Bezradny geniusz jazzu. Prawdziwa historia Mieczysława Kosza

Mieczysław Kosz był objawieniem na polskiej scenie jazzowej. Mimo że wydał tylko jeden album, jego muzyka do dziś fascynuje audiofilii. Tragiczna biografia wybitnego wirtuoza została przypomniana w filmie "Ikar. Legenda Mietka Kosza".

Bezradny geniusz jazzu. Prawdziwa historia Mieczysława Kosza
Źródło zdjęć: © Materiały prasowe

17.10.2019 | aktual.: 17.10.2019 16:25

Nic nie zapowiadało, że chłopiec z ubogiej, wiejskiej rodziny na Lubelszczyźnie zostanie pierwszym Polakiem, który zagra i wygra na prestiżowym festiwalu jazzowym w Montreux.

Wychował się w jednej izbie z 16 domownikami. Od urodzenia zmagał się z chorobą oczu. Brak zachowanej dokumentacji medycznej nie pozwala stwierdzić, czy była to zaćma czy jaskra. Gdy miał 3 lata jego ojciec zamknął go w stajni z końmi. Nie wiadomo, jakim cudem dziecko przeżyło.

O chłopca dbała głównie matka. To ona zaraziła go zamiłowaniem do muzyki, śpiewając mu ludowe pieśni. Wpoiła mu też zasadę "jak już coś robisz, to rób to porządnie".

Ukryty talent

Zanim trafił do ośrodka dla niewidomych dzieci w Laskach, potrafił już grać na harmonijce. Miał wielkie szczęście, że jeden z wychowawców zauważył jego wyjątkowy słuch. Mietek lubił bawić się, uderzając patykiem w słup telefoniczny i słuchając rezonujących dźwięków. Postanowiono wysłać go na egzamin wstępny do otwierającej się w Krakowie pierwszej szkoły muzycznej dla niewidomych. Nawet pełna utrata wzroku w wieku 12 lat nie przekreśliła jego marzeń o karierze muzycznej.

Początkowo Mieczysław Kosz dostał się do klasy skrzypiec, ale nie radził sobie z tym instrumentem. Dano mu drugą szansę i skierowano do nauki gry na fortepianie. Trafił pod opiekę prof. Romany Witeszczakowej. Była wymagająca, ale również bardzo cierpliwa. W szkole szybko zauważono, że Kosz ma wyjątkowy talent, ale kobieta zadbała o to, aby nie był traktowany specjalnie.

Uwielbiał kompozycje Bacha i Chopina. Jazzem zainteresował się dopiero w 1957 r. Koledzy z internatu zdobyli płyty będące dźwiękową kroniką I Ogólnopolskiego Festiwalu Muzyki Jazzowej w Sopocie. Po ich wysłuchaniu Mietek Kosz po raz pierwszy próbował grać utwory ragtime’owe.

Po ukończeniu szkoły średniej zaczął grać w krakowskich i zakopiańskich lokalach. Można go było posłuchać w kawiarni "Literatka", klubie studenckim "Pod Jaszczurami" czy słynnym "Helikonie", gdzie grywali m.in. Krzysztof Komeda i Tomasz Stańko. To właśnie w tym ostatnim miejscu Mieczysław Kosz zbudował sobie renomę.

Wybitny dwudziestolatek

Jego nazwisko zaczęło być rozpoznawalne wśród polskich miłośników jazzu po występie na festiwalu Jazz Jamboree w 1967 r. Nie stosował efektownych sztuczek. Cenił sobie klasyczne techniki i potrafił na ich podstawie improwizować. Z dnia na dzień został okrzyknięty jednym z największych talentów polskiej muzyki.

Jego styl określano jako połączenie impresji jazzowych z muzyką romantyczną i polskim folklorem. Porównywano go do jego idola Billa Evansa, z którym spotkał się na festiwalu jazzowym w Montreux w 1968 r. Miał wtedy zaledwie 24 lata.

Aż dziw, że legenda Mieczysława Kosza została utrwalona tylko na jednej autorskiej płycie "Reminiscence" z 1971 r. Zagrał na niej trzy parafrazy klasycznych utworów i jazzową aranżację "Yesterday" Beatlesów. W drugiej części albumu znalazły się trzy solówki będące ucieleśnieniem jego pojęcia free jazzu.

Nie radził sobie z niepełnosprawnością

Za sławą i uwielbieniem Kosza przez fanów stała jego ludzka słabość. Nigdy nie nauczył poruszać się samodzielnie. Nie uznawał laski dla niewidomych, a psa przewodnika, którego otrzymał w prezencie od kolegi z zespołu, odrzucił. Wolał być doprowadzany z miejsca na miejsce. Stało się to pretekstem do oszustw przez pazernych znajomych, udających oddanych przyjaciół. Żerowali na jego majątku, celowo go upijali.

Mietek Kosz zdawał sobie sprawę, że bywa dla innych ciężarem. Zaczął zamykać się w sobie. Smutki zapijał alkoholem. Wpadł w depresję. O swojej ulubionej muzyce mówił: "najbardziej cenię taką, która przygnębia, wpycha mnie w siebie, sprawia, że czuję, że życie jest dramatyczną przygodą do samego końca".

31 maja 1973 r. wypadł z okna mieszkania na ul. Pięknej w Warszawie. Jeden z sąsiadów widział, jak jazzman przekłada nogę przez parapet. Zaczął do niego krzyczeć, żeby się nie ruszał, że już biegnie mu pomóc. Mężczyzna nie zdążył wbiec do mieszkania. W wyniku rozległych obrażeń głowy i narządów wewnętrznych Mieczysław Kosz zmarł. Miał 29 lat.

Obraz
© Materiały prasowe

Film "Ikar. Legenda Mietka Kosza" w kinach od 18 października.

Źródło: "Tylko smutek jest piękny" Krzysztof Karpiński, wyd. Literackie

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (7)